tag:blogger.com,1999:blog-6953822250613285249.post444553663392467008..comments2024-03-02T18:52:42.682+01:00Comments on PLaNETa_tErrA:::::::::::::::: Publicystyka, propaganda, indoktrynacjabithttp://www.blogger.com/profile/17783060739810196824noreply@blogger.comBlogger3125tag:blogger.com,1999:blog-6953822250613285249.post-39413946393610796942008-07-03T14:44:00.000+02:002008-07-03T14:44:00.000+02:00Miłosierdzie według "Gazety Wyborczej"Barbara Kala...Miłosierdzie według "Gazety Wyborczej"<BR/>Barbara Kalabińska 03-07-2008, ostatnia aktualizacja 03-07-2008 08:02<BR/><BR/>Dziesięć lat milczałam o okolicznościach choroby i śmierci Jacka Kalabińskiego, korespondenta „Gazety Wyborczej” w Waszyngtonie w latach 1991 – 1997. Uważałam, że nie mam moralnego prawa oceniać postępowania innych. Zarazem było mi bardzo trudno przez te dziesięć lat zapomnieć obraz Jacka w cierpieniu i chorobie.<BR/><BR/>Teraz przerywam milczenie sprowokowana „sprawą Maleszki”. W tej historii, jak w soczewce, skupia się dwuznaczność kryteriów, jakimi kieruje się kierownictwo „Gazety Wyborczej”. Z jednej strony „Gazeta” latami kryje, chroni i opłaca gangstera moralnego, jakim jest Maleszka, nazywając to „aktem miłosierdzia chrześcijańskiego” oraz stosowaniem kryteriów „socjalnych i humanitarnych”. Określa ponadto samą siebie jako „ofiarę”, a Maleszkę jako „tragiczną postać”.<BR/><BR/>Z drugiej strony to samo kierownictwo „Wyborczej” pozbawiło pracy swojego wieloletniego korespondenta Jacka Kalabińskiego, gdy był śmiertelnie chory i Jego życie zbliżało się do końca. Wobec Jacka Kalabińskiego „GW” nie zdobyła się ani na „akt miłosierdzia chrześcijańskiego”, ani na zastosowanie kryteriów „socjalnych i humanitarnych”.<BR/><BR/>Jacek umarł w wieku 59 lat, 24 lipca 1998 r. Chorował półtora roku. Zaczął pluć krwią, kiedy wreszcie w lutym 1997 dał się zawieźć do szpitala. Spędził tydzień na reanimacji. Każdego dnia ważyło się Jego życie. Drugi tydzień spędził na oddziale onkologicznym. Tu amerykańskiego korespondenta „Gazety Wyborczej” odwiedził bawiący w Waszyngtonie Adam Michnik. Miał okazję na własne oczy zobaczyć, jak ciężki jest stan Jacka. Michnik, żegnając się ze mną przy szpitalnej windzie, powiedział: „Jesteś dzielna. Dasz sobie radę”.<BR/><BR/>Znaczenie słów Michnika zrozumiałam w pełni miesiąc później. Wtedy, miesiąc po wyjściu Jacka ze szpitala, 24 marca 1997 r., zadzwoniła do Niego Helena Łuczywo, zastępca Adama Michnika. Rozmowa przebiegła następująco (co przepisuję z diariusza, bo pamięć jest ułomna):<BR/><BR/>Helena Łuczywo: Jak się czujesz?<BR/><BR/>Jacek Kalabiński: Lepiej. Właśnie szykuję się wrócić do pisania.<BR/><BR/>Helena Łuczywo: Nie musisz. Właśnie dyskutowaliśmy tu w redakcji i zdecydowaliśmy, że „Gazeta” nie może ponosić ryzyka trzymania nieubezpieczonego korespondenta.<BR/><BR/>Jacek Kalabiński: ??<BR/><BR/>Helena Łuczywo: Zaraz dostaniesz faksem zwolnienie. Widzisz, nie jesteśmy bezwzględnymi kapitalistami, tylko humanitarnymi demokratami, dlatego nie dzwoniliśmy do ciebie w lutym, kiedy gorzej się czułeś.<BR/><BR/>Jacek Kalabiński został pozbawiony pracy i poczucia bezpieczeństwa, gdy potrzebował go najbardziej. Helena Łuczywo usiłowała namówić Jacka do jak najszybszego powrotu do Warszawy, nie oferując żadnego konkretnego stanowiska w „Gazecie”. Powiedziała: „jak przyjedziesz, to pogadamy”. Była głucha na argumenty kontynuowania leczenia na miejscu, w Stanach. Na to, że rok szkolny naszej – wówczas 13-letniej – córki kończył się w czerwcu, że zlikwidowanie domu i przeprowadzka wymagają czasu i sił.<BR/><BR/>A Jacek był chory. Bardzo chory. Ale mimo to stale i dużo pracował. Inaczej nie potrafił. Z humanitarną pomocą przyszła Jackowi „Rzeczpospolita” w osobach Maćka Łukasiewicza i Kazia Dziewanowskiego. Gdy umierał 24 lipca 1998, od trzech tygodni był na etacie w tym dzienniku. Umarł przed ekranem komputera z zaczętą korespondencją. Przedtem nadał codzienną korespondencję do polskiej sekcji stacji BBC. O Jego profesjonalizmie mówi to, że w tej ostatniej korespondencji nie było słychać stojącej przy Nim śmierci. Umarł 15 minut później. Miał 59 lat.<BR/>Źródło : Rzeczpospolita 3 lipca 2008Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6953822250613285249.post-11262465298084698292008-07-03T02:07:00.000+02:002008-07-03T02:07:00.000+02:00Dziennikarze jako hieny cmentarne i paparazzi? Cos...Dziennikarze jako hieny cmentarne i paparazzi? Cos w tym jest...Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6953822250613285249.post-85984764018948019652008-07-03T02:05:00.000+02:002008-07-03T02:05:00.000+02:00Oby, Oby racja była w tym, co piszecie. Prymitywiz...Oby, Oby racja była w tym, co piszecie. Prymitywizm tak zwanych publikatorów jest nie do zniesienia. Oby, oby było wreszcie normalniej!<BR/><BR/>PS. Najlepszy tekst o mediach, jaki widziałem przez parę ostatnich lat. Gratuluję!Anonymousnoreply@blogger.com