List wysłany przez gen. Sławomira Petelickiego do premiera Donalda Tuska w związku z katastrofą Tu-154M w Smoleńsku.
LIST OTWARTY
DO PREMIERA DONALDA TUSKA
Panie Premierze!
Zakończyła się Żałoba Narodowa po największej Tragedii w historii powojennej Polski. W wyniku karygodnych zaniedbań, niekompetencji i arogancji staliśmy się jedynym na świecie krajem, który w jednym momencie stracił całe Dowództwo Wojska, ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej na czele. Apeluję do Pana o podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie Polskich Sił Zbrojnych i systemu antykryzysowego Państwa.
W trybie pilnym należy:
1. Rozwiązać Wojskową Prokuraturę i powierzyć prowadzone przez nią sprawy Prokuraturze Cywilnej. Będzie to zgodne z wcześniejszymi wnioskami Prawa i Sprawiedliwości popartymi przez Platformę Obywatelską, których orędownikami byli między innymi Świętej Pamięci Poseł Zbigniew Wassermann i Generał Franciszek Gągor.
2. Ustanowić pełnomocnika Rządu d/s ratowania naszych Sił Zbrojnych i powołać na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka (byłego dowódcę Wojsk Lądowych, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach w MON), cieszącego się ogromnym autorytetem w Wojsku Polskim.
3. Odwołać Ministra Obrony Narodowej i do czasu wybrania Prezydenta powierzyć kierowanie Resortem przewodniczącemu Ko-misji Obrony Senatu Maciejowi Grubskiemu z Platformy Obywatelskiej, który broniąc żołnierzy z Nangar Khel wykazał się zaangażowaniem i dobrą znajomością problematyki wojskowej. Ministerstwem Obrony może skutecznie kierować tylko osoba nie związana z panującymi tam od lat „betonowymi układami".
4. Przywrócić na stanowisko Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego doktora Przemysława Gułę.
Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice!
Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samo-lotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w Wojsku? W sierpniu 2009 roku bohaterską śmiercią zginał kapitan Daniel Ambroziński, którego patrol w Afganistanie Talibowie ostrzeliwali przez sześć godzin, a nasze Lotnictwo nie mogło tam dole-cieć, bo miało za słabe silniki (MI24). Co więcej, jak już doleciało – było nieuzbrojone (Mi-17). Minister Klich zapewniał wtedy publicznie, że w trybie nadzwyczajnym dostarczy do Afganistanu odpowiedni sprzęt. Nie zrealizował tych obietnic, za to wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad mi-liard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie.
W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie.
Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny. Dlaczego Minister Obrony Narodowej nie zdecydował się na leasing nowoczesnego samolotu dla tak ważnej delegacji państwowej, do składu której zatwierdził podsekretarza stanu w MON, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i dowódców wszystkich rodzajów wojsk. Jak można było umieścić kluczowe dla bezpieczeństwa Państwa osoby w jednym samolocie z poprzedniej epoki i wysłać ten samolot w czasie mgły na polowe lotnisko, bez wyznaczenia z góry zapasowego wariantu lądowania i scenariusza pozwalającego na przesuniecie terminu uroczystości.
Tłumaczyłem B. Klichowi kilkakrotnie, co to jest nowoczesne zarządzanie ryzykiem, którego od 1990 roku uczyli nas Amerykanie. Przekonywałem, że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD.
W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania za-niedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa"!
Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta.
Jeden z najdzielniejszych komandosów GROMU, ranny w walce z terrorystami i odznaczony Krzyżem Zasługi za dzielność, napi-sał do mnie po katastrofie: „Czymże jest narażenie bezpieczeństwa Państwa, jak nie sabotażem. A kto tego nie rozumie, popełnia grzech zdrady!".
Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegająca na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi.
Mijają się z prawdą zapewnienia, że w Wojsku jest wszystko w porządku bo zastępcy płynnie przejęli dowodzenie. Podobnie jest w Centrum Antykryzysowym Rządu. W nawale obowiązków mógł Pan nie zauważyć, że po odwołaniu doktora Przemysława Guły ze stanowiska Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, na znak protestu odeszło dziesięciu najlepszych specjalistów od zarządzania Państwem w sytuacjach nadzwyczajnych.
Jestem Panu bardzo wdzięczny, za uratowanie Narodowej Jednostki Operacji Specjalnych GROM, która przez trzy miesiące pozostawała bez dowódcy i miała być „wdeptana w ziemię" przez „MON-owski beton”. Proszę, aby postąpił Pan podobnie w obec-nej tragicznej sytuacji Lotnictwa Wojskowego, Marynarki Wojennej i Wojsk Lądowych.
Sugerowane na początku listu rozwiązania inicjujące niezbędne reformy konsultowałem z wybitnymi polskimi i amerykańskimi specjalistami od zarządzania ryzykiem i ochrony infrastruktury krytycznej Państwa.
Jestem Naszą Tragedią tak przybity, że mimo licznych zaproszeń, nie będę na razie występował w mediach. Życzę, żeby nie zmarnował Pan Premier szansy zbudowania na wzór GROMU nowoczesnego Polskiego Wojska i systemu antykryzysowego Naszego Kraju.
Czołem,
generał Sławomir Petelicki
Warszawa 19 kwietnia 2010
Do wiadomości:
Posłowie i Senatorowie RP
Liczy się jedynie droga. To ona trwa, a nie cel, który jest złudzeniem wędrownika. – Exupery, "Twierdza"
czwartek, 22 kwietnia 2010
wtorek, 6 kwietnia 2010
Popędliwi bogowie
Kot przyjmuje, że to, co dzieje się między nim a światem nieożywionym, ma ten sam charakter, co jego stosunki ze światem ożywionym - światem osób: pieści czule ulubione przedmioty, jakby były matką lub własnym potomstwem, prycha na drzwi, które go przytrzasnęły. Jeśli obdarza pieszczotami przedmiot, to dlatego, że w jego mniemaniu przedmiot ten - podobnie jak on sam - lubi, aby go pieścić, a jeśli karze prychaniem drzwi, to dlatego, że przekonany jest, że drzwi zatrzasnęły się umyślnie, z zamiarem sprawienia mu bólu. Kot patrzy na ulubionego człowieka i ociera się o nogę krzesła gdyż wierzy, że noga krzesła jest częścią tego człowieka, a skoro człowiek chce być pieszczony, to noga od krzesła też, gdyż jest człowieka przedłużeniem.
Kot doskonale odróżnia świat realny od wyobrażonego, jaki sobie wymyślił na potrzeby zabawy, ale jest jak małe dziecko, któremu rodzice i nauczyciele mówią, że przedmiot sam z siebie nic nie czuje i nic nie czyni, a ono udaje, że im wierzy, albo z chęci przypodobania się, albo z obawy, że zostanie wyśmiane - jednak w głębi duszy wie lepiej. Kiedy małe dziecko spotyka się z racjonalnymi pouczeniami i impulsami otoczenia zagrzebuje swoją "prawdziwą wiedzę" w jeszcze głębszych pokładach duszy, gdzie racjonalność ich nie sięga. Tak też jest z kotem. Doświadczenie - poprzez odwzajemnienie - uczy go, że człowiek będzie prawdziwie usatysfakcjonowany dopiero wtedy, gdy kot otrze się o jego nogi i ręce, ale i tak wie lepiej. Okaże mu czułość pieszcząc ogonem dowolny przedmiot, co każdy inny kot natychmiast nie tylko rozumie, ale i odczuwa, i odpowiada podobną pieszczotą, a człowiek nie odczuje, nie zawsze nawet dostrzeże, cóż tu mówić o odwzajemnianiu. Dla kota człowiek jest istotą tak wielce egocentryczną, że niemal autystyczną. Brak reakcji w przypadku innego kota byłby sygnałem wrogości, ale kontaktując się z człowiekiem metodą prób i błędów kot uczy się, a raczej tworzy zupełnie nowy język, w procesie analogicznym do tego, w jakim zdrowi ludzie próbują osiągnąć porozumienie z autystami: oto kot podchodzi do człowieka i puka łapką w nadziei, że choć na chwilę przebije się do ludzkiego umysłu, zamkniętego we własnym świecie. Robi coś, czego nigdy by nie robił wobec innego kota, coś, czego zresztą inny kot by zresztą w ogóle nie zrozumiał. Na tej samej zasadzie rodzice autystycznego dziecka układają przed nim karty do gry w określonej kolejności, w nadziei na jakąś reakcję.
Dla kota słońce jest ożywione, bo świeci, a świeci, bo tak chce. Kamień jest ożywiony, bo może się poruszać, jak wówczas, gdy toczy się z góry na dół, na przykład po zboczu pagórka. Strumień jest ożywiony i obdarzony wolą, bo woda w nim płynie. Bieganie za sznurkiem jest tak samo interesujące, jak polowanie na mysz. W słońcu, kamieniu, wodzie i sznurku przebywa duch - podobny do kociego, toteż czuje on i działa jak kot.
W odczuciu kota nie ma wyraźnej i ostrej granicy między tym, co ożywione, a tym, co nieożywione; wszystko, co istnieje, jest podobne do nas samych. Jeśli nie pojmujemy tego, co kamienie, drzewa i zwierzęta mają nam do powiedzenia, to dlatego, że nie jesteśmy z nimi dostatecznie zestrojeni. Kotu, który próbuje rozumieć świat, wydaje się rzeczą całkowicie uzasadnioną, by od obiektów budzących zainteresowanie oczekiwać odpowiedzi. A ponieważ kot jest egocentryczny, spodziewa się, że świat powie mu coś o tym, co dla niego, dla kota, jest nadzwyczaj ważne. Kot jest przekonany, że świat składa się z istot, które go rozumieją, tylko nie zawsze okazują to otwarcie: czasem rozbawione źdźbło trawy zaczepi go i zaprosi do zabawy, zaczajenia i dramatycznego skoku; czasem ucieka przed nim kłębek włóczki; ale też człowiek tylko czasem okazuje, że kota rozumie.
Dla kota różnica między światem nieożywionym a ożywionym nie istnieje, podobnie różnica między źdźbłem trawy a człowiekiem nie jest zasadnicza, a tylko gradualna. Istota zaklęta w kamieniu lub źdźble trawy tylko zamilkła i znieruchomiała na pewien czas, ale w każdej chwili może ożyć i zrobić coś ciekawego lub groźnego. Podług tego samego rozumowania jest rzeczą całkowicie godną wiary, że stworzenia i przedmioty uprzednio nie przejawiające zdolności mówienia - zaczynają się z kotem komunikować, dają mu rady albo adresują pogróżki. Z racji identyczności wszystkich istot jest całkowicie wiarygodne, że jedne istoty mogą zamieniać się w inne, kamień w kota a kot w trawę, człowiek w kota i na odwrót.
W przeżyciach kotów natura otaczających rzeczy ulega skrajnym przemianom pod rozmaitymi względami, choć my, ludzie, możemy tego nawet nie spostrzegać. Spójrzmy jednakże na kota, gdy na przykład ma do czynienia z jakimś przedmiotem - sznurowadłem czy zabawką. Rzecz ta może dostarczyć powodu do poczucia skrajnego niepowodzenia, tak że kot może się czuć do niczego niezdatny. Potem zaś, w jednej chwili, jakby w magiczny sposób, przedmiot staje się posłuszny i spełnia to, co do niego należy - a kot z najbardziej strapionej istoty, jaka tylko istnieje na Ziemi, przemienia się w istotę najszczęśliwszą. Czyż nie dowodzi to czarodziejskiego charakteru przedmiotów? Kiedy kot zostaje sam choćby tylko na parę godzin, czuje tak okrutną udrękę, jak gdyby od początku życia był opuszczony i odrzucony. A potem, nagle, popada w stan absolutnej błogości, bo w drzwiach pojawia się człowiek, w jego kojcu pojawia się matka, uśmiechnięta i może z jakimś małym prezentem, myszą, małym ptaszkiem. Czy istnieje większa magia? Jak mógłby tak prosty fakt przemienić tak całkowicie jego egzystencję, gdyby w grę nie wchodziły czarodziejskie moce?
Życie kota może nagle ulec całkowitej przemianie, bo znajduje on magiczny przedmiot lub interweniuje jakieś bóstwo. Kot niewiele może zrobić sam i to może zniechęcić go tak dalece, że popada w rozpacz - tak się czasem dzieje z kotami zamkniętymi w schroniskach dla zwierząt, które pozornie mają wszystko, jedzenie, ciepłe spanie, a jednak siadają w kącie klatki, przestają jeść i pić i umierają. Magia przedmiotów i bóstwa chronią je przed takimi uczuciami.
Ponieważ w odczuciu kota, tak jak w odczuciu największych filozofów, sama jego egzystencja jest tak bardzo niejasna, najważniejsze jest dla niego pytanie: "Kim jestem?" Gdy tylko kot zaczyna samodzielnie się poruszać i badać otaczający świat, wyłania się przed nim problem jego tożsamości. Spostrzegając własne odbicie w lustrze, zastanawia się, czy to rzeczywiście ono samo, czy też kot zupełnie do niego podobny, który znajduje się po drugiej stronie lustra. Stara się znaleźć na to pytanie odpowiedź, badając, czy ów kot jest istotnie pod wszystkimi względami do niego samego podobny. Robi miny, obraca się na różne strony, oddala się od lustra i jednym skokiem znów umieszcza się przed nim, aby sprawdzić, czy drugi kot oddalił się, czy też jest jeszcze obecny. Dokładnie to samo robią ludzkie dzieci w wieku trzech lat.
Kot zadaje sobie pytania: " Kim jestem? Skąd się wziąłem? Skąd wziął się świat? Kto stworzył mnie, inne koty i całą przyrodę? Jaki jest cel życia?" Co prawda, te żywotne pytania nie pojawiają się przed nim w abstrakcyjny sposób, ale rozważa je w tej mierze, w jakiej dotyczą jego samego. Nie zaprząta go kwestia, czy na świecie istnieje sprawiedliwość, ale czy on sam jest traktowany sprawiedliwie. Zastanawia się, kto lub co sprawia, że spotyka go niepowodzenie, i co może je przed nim uchronić. Czy poza rodzicami istnieją jeszcze jakieś inne życzliwe moce? Czy rodzice są życzliwymi mocami? Jak ma sam siebie kształtować i dlaczego? Czy może nie tracić nadziei, mimo, że postępował źle? Dlaczego przydarza mu się to wszystko? Jaki to będzie miało wpływ na przyszłość? Popędliwi bogowie przynoszą odpowiedzi na te naglące pytania, z których w znacznej mierze kot zaczyna sobie zdawać sprawę właśnie dopiero pod wpływem doświadczeń egzystencjonalnych: konieczności odróżnienia siebie od świata, która umożliwi mu przeżycie w świecie.
Albowiem kot doświadcza świata w sposób chaotyczny. Za sprawą magii i magicznych przedmiotów odmieniają mu się koleje losu. Ogarnia go zamęt sprzecznych uczuć. Doświadcza pomieszanych uczuć miłości i nienawiści, lęku i pragnienia, jako nie dającego się zrozumieć chaosu. Nie może dać sobie rady z faktem, że w tym samym momencie doznaje zarówno uczuć pozytywnych i chęci, aby być posłusznym lub opiekuńczym, jak uczuć negatywnych i chęci, aby się zbuntować lub zaatakować - mimo że tak właśnie dzieje się w jego wnętrzu. Ponieważ nie potrafi zrozumieć, że istnieją stopnie pośrednie oraz stany wewnętrzne i cechy o różnej intensywności -wszystko jest albo jasne, albo ciemne. Jest się albo na wskroś odważnym, albo tchórzem; najszczęśliwszym w świecie albo najbardziej nieszczęśliwym; ktoś jest najpiękniejszy albo najbrzydszy; najmądrzejszy albo najgłupszy; albo kochamy, albo nienawidzimy; nie ma nigdy nic pośredniego. Gdy kot stara się uporać z trudnościami, jakie pojawiają się w jego wnętrzu, świat dzięki jego wysiłkom zaczyna mu się ukazywać jako bardziej sensowny. Podejmuje on próby, aby go zrozumieć.
Oto kot oddala się od człowieka, celowo siada tyłem i popada w odrętwienie. "Obraził się" - myśli człowiek, i czasem ma ku temu podstawy, bo wcześniej odmówił mu smakołyka. A to nieprawda. Kot w tym czasie przeczekuje chaos wywoływany w jego duszy przez popędliwych bogów: boga gniewu i boga miłości, którzy próbują przejąć władzę nad kocią relacją z jednym i tym samym człowiekiem. Kot może postąpić identycznie w trakcie przyjaznej zabawy, jeśli stanie się zbyt intensywna, bo wtedy w jego duszy bóg miłości zostaje zaatakowany przez boga agresji i walki, a kot nie radzi sobie z tak sprzecznymi impulsami wobec tego samego obiektu, którym w tym przypadku jest człowiek. Kot z pełnym brzuchem odchodzi od miski, siada tyłem do człowieka i zaczyna myć sobie łapki i pyszczek. Człowiek myśli, że kot jest egoistycznym łobuzem, który nie zna słowa "dziękuję", którego interesuje tylko jedzenie, a nie jego relacja z człowiekiem, a tymczasem dla kota jest to konieczność, chwila, którą musi poświęcić na to, by przepotężny bóg pożądania ustąpił pola innym bogom, w tym, właśnie, bogowi miłości. Kot zawsze odwzajemnia dobre uczynki, nie zdawkowym "dziękuję" lecz całym sercem, tylko człowiek, żyjący we własnym, autystycznym świecie, jest na nie obojętny. Jedna upolowana mysz, którą kot zaniesie człowiekowi pod łóżko, jest więcej warta, niż wszystkie zdawkowe podziękowania, jakich ludzie nie szczędzą sobie nawzajem.
Albowiem uczynek zastępuje u kota rozumienie analityczne. Dzieje się tak w tym większej mierze, im silniejsze są uczucia, których doznaje. Nie jest w jego odczuciu tak, że ludzie płaczą, ponieważ są smutni, lecz tak, że po prostu płaczą. Nie jest tak, że atakuje się drugich, niszczy lub drapie pazurami - dlatego że się jest opanowanym przez gniew, ale po prostu bije się drugich, niszczy lub drapie pazurami. Bywa, że kot nauczy się, iż może sobie ułatwić stosunki z ludźmi, wyjaśniając, że zrobił coś, ponieważ był gniewny, jednak nie zmienia to faktu, że nie doświadcza on gniewu jako gniewu, ale że gniew to dla niego jedynie impuls, aby uderzyć, zniszczyć, zadrapać. Sposobem radzenia sobie ze sprzecznymi - lub nadmiernie potężnymi - impulsami jest odrętwienie, w którego trakcie kot po prostu czeka, aż bogowie w jego duszy jakoś dojdą ze sobą do ładu.
Niektóre nieświadome napięcia wewnętrzne dają się u kota rozładowywać przez zabawę. W normalnej zabawie kot przypisuje swoim zabawkom i swoim zabawowym zachowaniom właśnie te różnorodne aspekty własnej osobowości, z którymi trudno mu sobie dać radę, bo są zbyt złożone dla niego, nie akceptuje ich lub zawierają sprzeczności. Pozwala to mu w pewnej mierze nad nimi panować, do czego nie jest zdolny wtedy, gdy żąda się od niego - lub gdy okoliczności na nim to wymuszają - aby zdał sobie sprawę z własnych procesów wewnętrznych, gdyż tego właśnie nie potrafi uczynić - i właśnie dlatego nie potrafi usiąść tyłem do człowieka, bo sobie uświadomił własny na niego gniew. Kot zjada jedzenie z miseczki, a gdy jest najedzony, siada obok i zaczyna pazurzastą łapką atakować kulki jedzenia. Innym razem, bez żadnych zewnętrznych bodźców, najeża się, zaczaja w kącie i przemyka na sztywnych łapach od jednego ciemnego miejsca do drugiego, wpatrując w coś niewidzialnego, ale bardzo strasznego. Właśnie wtedy rządzą nim popędliwi bogowie, ale w sposób bezpieczniejszy i bardziej dla kota zrozumiały niż wtedy, gdy przychodzą bez zaproszenia. Kot "oswaja" się z potężnymi bodźcami wewnętrznymi, które w innych sytuacjach popychają go do bezrozumnej ucieczki na oślep, skrajnej rozpaczy czy euforii. Oddaje się we władanie różnym aspektom swojej osobowości i sprawdza, do czego prowadzą. Kot to samobieżny psycho- auto- analityk.
Tacy właśnie są popędliwi bogowie. Są przeważnie prości, jednoaspektowi, reprezentujący pojedyńcze stany kociej duszy. Najpotężniejszymi z nich są Bóg Strachu, Bóg Żartu i Bóg Pożądania. Władają wielką magią.
Kot doskonale odróżnia świat realny od wyobrażonego, jaki sobie wymyślił na potrzeby zabawy, ale jest jak małe dziecko, któremu rodzice i nauczyciele mówią, że przedmiot sam z siebie nic nie czuje i nic nie czyni, a ono udaje, że im wierzy, albo z chęci przypodobania się, albo z obawy, że zostanie wyśmiane - jednak w głębi duszy wie lepiej. Kiedy małe dziecko spotyka się z racjonalnymi pouczeniami i impulsami otoczenia zagrzebuje swoją "prawdziwą wiedzę" w jeszcze głębszych pokładach duszy, gdzie racjonalność ich nie sięga. Tak też jest z kotem. Doświadczenie - poprzez odwzajemnienie - uczy go, że człowiek będzie prawdziwie usatysfakcjonowany dopiero wtedy, gdy kot otrze się o jego nogi i ręce, ale i tak wie lepiej. Okaże mu czułość pieszcząc ogonem dowolny przedmiot, co każdy inny kot natychmiast nie tylko rozumie, ale i odczuwa, i odpowiada podobną pieszczotą, a człowiek nie odczuje, nie zawsze nawet dostrzeże, cóż tu mówić o odwzajemnianiu. Dla kota człowiek jest istotą tak wielce egocentryczną, że niemal autystyczną. Brak reakcji w przypadku innego kota byłby sygnałem wrogości, ale kontaktując się z człowiekiem metodą prób i błędów kot uczy się, a raczej tworzy zupełnie nowy język, w procesie analogicznym do tego, w jakim zdrowi ludzie próbują osiągnąć porozumienie z autystami: oto kot podchodzi do człowieka i puka łapką w nadziei, że choć na chwilę przebije się do ludzkiego umysłu, zamkniętego we własnym świecie. Robi coś, czego nigdy by nie robił wobec innego kota, coś, czego zresztą inny kot by zresztą w ogóle nie zrozumiał. Na tej samej zasadzie rodzice autystycznego dziecka układają przed nim karty do gry w określonej kolejności, w nadziei na jakąś reakcję.
Dla kota słońce jest ożywione, bo świeci, a świeci, bo tak chce. Kamień jest ożywiony, bo może się poruszać, jak wówczas, gdy toczy się z góry na dół, na przykład po zboczu pagórka. Strumień jest ożywiony i obdarzony wolą, bo woda w nim płynie. Bieganie za sznurkiem jest tak samo interesujące, jak polowanie na mysz. W słońcu, kamieniu, wodzie i sznurku przebywa duch - podobny do kociego, toteż czuje on i działa jak kot.
W odczuciu kota nie ma wyraźnej i ostrej granicy między tym, co ożywione, a tym, co nieożywione; wszystko, co istnieje, jest podobne do nas samych. Jeśli nie pojmujemy tego, co kamienie, drzewa i zwierzęta mają nam do powiedzenia, to dlatego, że nie jesteśmy z nimi dostatecznie zestrojeni. Kotu, który próbuje rozumieć świat, wydaje się rzeczą całkowicie uzasadnioną, by od obiektów budzących zainteresowanie oczekiwać odpowiedzi. A ponieważ kot jest egocentryczny, spodziewa się, że świat powie mu coś o tym, co dla niego, dla kota, jest nadzwyczaj ważne. Kot jest przekonany, że świat składa się z istot, które go rozumieją, tylko nie zawsze okazują to otwarcie: czasem rozbawione źdźbło trawy zaczepi go i zaprosi do zabawy, zaczajenia i dramatycznego skoku; czasem ucieka przed nim kłębek włóczki; ale też człowiek tylko czasem okazuje, że kota rozumie.
Dla kota różnica między światem nieożywionym a ożywionym nie istnieje, podobnie różnica między źdźbłem trawy a człowiekiem nie jest zasadnicza, a tylko gradualna. Istota zaklęta w kamieniu lub źdźble trawy tylko zamilkła i znieruchomiała na pewien czas, ale w każdej chwili może ożyć i zrobić coś ciekawego lub groźnego. Podług tego samego rozumowania jest rzeczą całkowicie godną wiary, że stworzenia i przedmioty uprzednio nie przejawiające zdolności mówienia - zaczynają się z kotem komunikować, dają mu rady albo adresują pogróżki. Z racji identyczności wszystkich istot jest całkowicie wiarygodne, że jedne istoty mogą zamieniać się w inne, kamień w kota a kot w trawę, człowiek w kota i na odwrót.
W przeżyciach kotów natura otaczających rzeczy ulega skrajnym przemianom pod rozmaitymi względami, choć my, ludzie, możemy tego nawet nie spostrzegać. Spójrzmy jednakże na kota, gdy na przykład ma do czynienia z jakimś przedmiotem - sznurowadłem czy zabawką. Rzecz ta może dostarczyć powodu do poczucia skrajnego niepowodzenia, tak że kot może się czuć do niczego niezdatny. Potem zaś, w jednej chwili, jakby w magiczny sposób, przedmiot staje się posłuszny i spełnia to, co do niego należy - a kot z najbardziej strapionej istoty, jaka tylko istnieje na Ziemi, przemienia się w istotę najszczęśliwszą. Czyż nie dowodzi to czarodziejskiego charakteru przedmiotów? Kiedy kot zostaje sam choćby tylko na parę godzin, czuje tak okrutną udrękę, jak gdyby od początku życia był opuszczony i odrzucony. A potem, nagle, popada w stan absolutnej błogości, bo w drzwiach pojawia się człowiek, w jego kojcu pojawia się matka, uśmiechnięta i może z jakimś małym prezentem, myszą, małym ptaszkiem. Czy istnieje większa magia? Jak mógłby tak prosty fakt przemienić tak całkowicie jego egzystencję, gdyby w grę nie wchodziły czarodziejskie moce?
Życie kota może nagle ulec całkowitej przemianie, bo znajduje on magiczny przedmiot lub interweniuje jakieś bóstwo. Kot niewiele może zrobić sam i to może zniechęcić go tak dalece, że popada w rozpacz - tak się czasem dzieje z kotami zamkniętymi w schroniskach dla zwierząt, które pozornie mają wszystko, jedzenie, ciepłe spanie, a jednak siadają w kącie klatki, przestają jeść i pić i umierają. Magia przedmiotów i bóstwa chronią je przed takimi uczuciami.
Ponieważ w odczuciu kota, tak jak w odczuciu największych filozofów, sama jego egzystencja jest tak bardzo niejasna, najważniejsze jest dla niego pytanie: "Kim jestem?" Gdy tylko kot zaczyna samodzielnie się poruszać i badać otaczający świat, wyłania się przed nim problem jego tożsamości. Spostrzegając własne odbicie w lustrze, zastanawia się, czy to rzeczywiście ono samo, czy też kot zupełnie do niego podobny, który znajduje się po drugiej stronie lustra. Stara się znaleźć na to pytanie odpowiedź, badając, czy ów kot jest istotnie pod wszystkimi względami do niego samego podobny. Robi miny, obraca się na różne strony, oddala się od lustra i jednym skokiem znów umieszcza się przed nim, aby sprawdzić, czy drugi kot oddalił się, czy też jest jeszcze obecny. Dokładnie to samo robią ludzkie dzieci w wieku trzech lat.
Kot zadaje sobie pytania: " Kim jestem? Skąd się wziąłem? Skąd wziął się świat? Kto stworzył mnie, inne koty i całą przyrodę? Jaki jest cel życia?" Co prawda, te żywotne pytania nie pojawiają się przed nim w abstrakcyjny sposób, ale rozważa je w tej mierze, w jakiej dotyczą jego samego. Nie zaprząta go kwestia, czy na świecie istnieje sprawiedliwość, ale czy on sam jest traktowany sprawiedliwie. Zastanawia się, kto lub co sprawia, że spotyka go niepowodzenie, i co może je przed nim uchronić. Czy poza rodzicami istnieją jeszcze jakieś inne życzliwe moce? Czy rodzice są życzliwymi mocami? Jak ma sam siebie kształtować i dlaczego? Czy może nie tracić nadziei, mimo, że postępował źle? Dlaczego przydarza mu się to wszystko? Jaki to będzie miało wpływ na przyszłość? Popędliwi bogowie przynoszą odpowiedzi na te naglące pytania, z których w znacznej mierze kot zaczyna sobie zdawać sprawę właśnie dopiero pod wpływem doświadczeń egzystencjonalnych: konieczności odróżnienia siebie od świata, która umożliwi mu przeżycie w świecie.
Albowiem kot doświadcza świata w sposób chaotyczny. Za sprawą magii i magicznych przedmiotów odmieniają mu się koleje losu. Ogarnia go zamęt sprzecznych uczuć. Doświadcza pomieszanych uczuć miłości i nienawiści, lęku i pragnienia, jako nie dającego się zrozumieć chaosu. Nie może dać sobie rady z faktem, że w tym samym momencie doznaje zarówno uczuć pozytywnych i chęci, aby być posłusznym lub opiekuńczym, jak uczuć negatywnych i chęci, aby się zbuntować lub zaatakować - mimo że tak właśnie dzieje się w jego wnętrzu. Ponieważ nie potrafi zrozumieć, że istnieją stopnie pośrednie oraz stany wewnętrzne i cechy o różnej intensywności -wszystko jest albo jasne, albo ciemne. Jest się albo na wskroś odważnym, albo tchórzem; najszczęśliwszym w świecie albo najbardziej nieszczęśliwym; ktoś jest najpiękniejszy albo najbrzydszy; najmądrzejszy albo najgłupszy; albo kochamy, albo nienawidzimy; nie ma nigdy nic pośredniego. Gdy kot stara się uporać z trudnościami, jakie pojawiają się w jego wnętrzu, świat dzięki jego wysiłkom zaczyna mu się ukazywać jako bardziej sensowny. Podejmuje on próby, aby go zrozumieć.
Oto kot oddala się od człowieka, celowo siada tyłem i popada w odrętwienie. "Obraził się" - myśli człowiek, i czasem ma ku temu podstawy, bo wcześniej odmówił mu smakołyka. A to nieprawda. Kot w tym czasie przeczekuje chaos wywoływany w jego duszy przez popędliwych bogów: boga gniewu i boga miłości, którzy próbują przejąć władzę nad kocią relacją z jednym i tym samym człowiekiem. Kot może postąpić identycznie w trakcie przyjaznej zabawy, jeśli stanie się zbyt intensywna, bo wtedy w jego duszy bóg miłości zostaje zaatakowany przez boga agresji i walki, a kot nie radzi sobie z tak sprzecznymi impulsami wobec tego samego obiektu, którym w tym przypadku jest człowiek. Kot z pełnym brzuchem odchodzi od miski, siada tyłem do człowieka i zaczyna myć sobie łapki i pyszczek. Człowiek myśli, że kot jest egoistycznym łobuzem, który nie zna słowa "dziękuję", którego interesuje tylko jedzenie, a nie jego relacja z człowiekiem, a tymczasem dla kota jest to konieczność, chwila, którą musi poświęcić na to, by przepotężny bóg pożądania ustąpił pola innym bogom, w tym, właśnie, bogowi miłości. Kot zawsze odwzajemnia dobre uczynki, nie zdawkowym "dziękuję" lecz całym sercem, tylko człowiek, żyjący we własnym, autystycznym świecie, jest na nie obojętny. Jedna upolowana mysz, którą kot zaniesie człowiekowi pod łóżko, jest więcej warta, niż wszystkie zdawkowe podziękowania, jakich ludzie nie szczędzą sobie nawzajem.
Albowiem uczynek zastępuje u kota rozumienie analityczne. Dzieje się tak w tym większej mierze, im silniejsze są uczucia, których doznaje. Nie jest w jego odczuciu tak, że ludzie płaczą, ponieważ są smutni, lecz tak, że po prostu płaczą. Nie jest tak, że atakuje się drugich, niszczy lub drapie pazurami - dlatego że się jest opanowanym przez gniew, ale po prostu bije się drugich, niszczy lub drapie pazurami. Bywa, że kot nauczy się, iż może sobie ułatwić stosunki z ludźmi, wyjaśniając, że zrobił coś, ponieważ był gniewny, jednak nie zmienia to faktu, że nie doświadcza on gniewu jako gniewu, ale że gniew to dla niego jedynie impuls, aby uderzyć, zniszczyć, zadrapać. Sposobem radzenia sobie ze sprzecznymi - lub nadmiernie potężnymi - impulsami jest odrętwienie, w którego trakcie kot po prostu czeka, aż bogowie w jego duszy jakoś dojdą ze sobą do ładu.
Niektóre nieświadome napięcia wewnętrzne dają się u kota rozładowywać przez zabawę. W normalnej zabawie kot przypisuje swoim zabawkom i swoim zabawowym zachowaniom właśnie te różnorodne aspekty własnej osobowości, z którymi trudno mu sobie dać radę, bo są zbyt złożone dla niego, nie akceptuje ich lub zawierają sprzeczności. Pozwala to mu w pewnej mierze nad nimi panować, do czego nie jest zdolny wtedy, gdy żąda się od niego - lub gdy okoliczności na nim to wymuszają - aby zdał sobie sprawę z własnych procesów wewnętrznych, gdyż tego właśnie nie potrafi uczynić - i właśnie dlatego nie potrafi usiąść tyłem do człowieka, bo sobie uświadomił własny na niego gniew. Kot zjada jedzenie z miseczki, a gdy jest najedzony, siada obok i zaczyna pazurzastą łapką atakować kulki jedzenia. Innym razem, bez żadnych zewnętrznych bodźców, najeża się, zaczaja w kącie i przemyka na sztywnych łapach od jednego ciemnego miejsca do drugiego, wpatrując w coś niewidzialnego, ale bardzo strasznego. Właśnie wtedy rządzą nim popędliwi bogowie, ale w sposób bezpieczniejszy i bardziej dla kota zrozumiały niż wtedy, gdy przychodzą bez zaproszenia. Kot "oswaja" się z potężnymi bodźcami wewnętrznymi, które w innych sytuacjach popychają go do bezrozumnej ucieczki na oślep, skrajnej rozpaczy czy euforii. Oddaje się we władanie różnym aspektom swojej osobowości i sprawdza, do czego prowadzą. Kot to samobieżny psycho- auto- analityk.
Tacy właśnie są popędliwi bogowie. Są przeważnie prości, jednoaspektowi, reprezentujący pojedyńcze stany kociej duszy. Najpotężniejszymi z nich są Bóg Strachu, Bóg Żartu i Bóg Pożądania. Władają wielką magią.
Subskrybuj:
Posty (Atom)