poniedziałek, 28 stycznia 2008

Tajemnica Grossa wyjaśniona.

Wszystko stało się jasne po przeczytaniu dodatku Plus-Minus z 26 stycznia pod znamiennym tytułem "Oko w oko z tłuszczą", zawierającego mnóstwo informacji o Grossie, zebrane przez Piotra Zychowicza. Podejrzewamy mianowicie, że Jan Tomasz Gross nie jest Żydem- Polakożercą, tylko Polakiem głęboko przywiązanym do tradycji ratowania Żydów, który pragnie dorównać swojej matce, ratując Adama Michnika i Gazetę Wyborczą przed gotowym do pogromu, nazistowskim motłochem.

Z artykułu wynika, że ciężko przeżył wyjazd z Polski. Prof. Jadwiga Staniszkis wspomina, że jako bardzo młody człowiek, w kilka lat po przyjeździe do USA, zupełnie posiwiał. Potem biegał ze znaczkiem Solidarności w klapie i pisywał niezłe teksty o Polsce pod sowiecką okupacją. I może byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie to, że zaraz po upadku komuny przyjechał do Polski i podjął próbę zamieszkania na stałe. A szczęśliwe osadzenie na stałe w staronowym miejscu w głównej mierze zależy od otoczenia.

Z treści artykułu nie należy wykluczyć, że redaktorzy z GW pokazali mu pisemka Bubla w jakimś kiosku Ruchu. Gwoli sprawiedliwości, nie było trudno takowe znaleźć, gdyż w tamtych czasach, świeżo po upadku Urzędu Cenzury na Mysiej, każdy się radośnie zajmował dystrybucją każdej informacji, nawet najdurniejszej, a każda próba odmowy była poczytywana za deklarację solidarności z nieistniejącym urzędem. Dzięki informacyjnemu rozpasaniu zaopatrzyliśmy się zresztą w tamtych czasach, właśnie w w kiosku Ruchu, w literaturę rozrywkową pt. "Protokoly Mędrców Syjonu" - i poczuliśmy się świetnie, jako władcy świata. Tylko Grossowi ktoś musiałby to wytłumaczyć, bo po tylu latach on już po prostu Polski, ani postkomunizmu - nie całkiem rozumiał.

Mogli mu też pokazać jedną czy dwie z demonstracji bezrobotnych obrzucających śrubami Urząd Rady Ministrów (w którym wtedy rozmaite stanowiska zajmowali przyjaciele redaktorów z GW). I mogli mu wytłumaczyć, że to narastanie faszyzmu, jak w Niemczech za Hitlera. Bo co innego mogli powiedzieć ciemniakowi, który tam pewnie składki na "Solidarność" przez lata zbierał? Że spowodowali 40procentowe bezrobocie, żeby zostać czerwoną burżuazją!?

"Wystarczy przejrzeć roczniki „Gazety Wyborczej” z pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości, żeby się zorientować, jak ówczesną rzeczywistość widziało środowisko, w którym obracał się Gross. Wydawać by się mogło, że niebawem mają wybuchnąć pogromy, a Polska zaraz stoczy się w otchłań skrajnie nacjonalistycznej dyktatury" - pisze Zychowicz. Barbara Toruńczyk potwierdza jego ocenę mówiąc nawet dzisiaj, że "wtedy Gross oko w oko zetknął się z tłuszczą. Wychodząc z domu na ulicę, mógł się czuć jak podczas łapanki".

Gross czytał Gazetę Wyborczą i spotykał z jej redaktorami na gruncie prywatnym. Nie można wykluczyć, że mógł na przykład poczuć się bardzo źle, powtórnie zostawiając przyjaciół w niebezpieczeństwie, tym razem w obliczu neonazistowskiej nawały. No i postanowił im pomóc, jak najlepiej potrafił. Odezwały się wszelkie objawy PTSD (post traumatic stress disorder). A umie głównie pisać. I tak został Chruszczowem Gazety Wyborczej. Parę lat później opublikował pierwszą z serii kontrowersyjnych książek o polskim antysemityzmie pt. "Upiorna Dekada". Zawarł w niej nawet wyjaśnienie swojej postawy: gdyby Polacy bardziej się postarali, choćby tak jak jego matka, nie zginąłby żaden Żyd. A ponieważ Polacy się nie bardzo starali ratować Adama Michnika, jego redakcji, i jego przyjaciół z Urzędu Rady Ministrów czy Unii Wolności, to on się starał coraz bardziej, i pisał coraz bardziej dramatyczne książki o polskich antysemitach. Żeby w końcu obudzić Polaków takich, jak jego matka.

I tak docieramy do "Strachu".

Koniecznie poprzedzonego "Piosenką Kata" Grzegorza Ciechowskiego z kapeli "Republika", która opowiada o tym, jak Prawa Ręka Moczara zdobyła władzę w Polsce po nieudanej grze wstępnej w Marcu68 oraz wypowiedzią Adama Michnika o antysemityzmie, referacie Chruszczowa oraz spoglądaniu w głąb własnej historii i świadomości, z której zresztą wynika, że jeśli chodzi o jego własną historię i świadomość, to zanurkował aż po jej dno. Ktoś to skomentował, że Gross grzeszy pychą. Ale to nie on się poczuł nowym wcieleniem Chruszczowa, to Adam Michnik został Najlepszym Przyjacielem człowieka, który pisuje referaty wstrząsające połową Azji i całą Europą Środkową.

Bo Adam Michnik jest geniuszem. Ma dziś po swojej stronie równocześnie Chruszczowa Euroazji do spraw polskiego antysemityzmu oraz Prawą Rękę Moczara, a zarazem aparatu, który naszego Chruszczowa z Polski wypędził. Potęga..! Wyobrażasz sobie, jakiego to talentu wymaga!? Tylko musi się pilnować, żeby się nie pomylić, jak idzie na przyjęcie, z którym Najlepszym Przyjacielem, w którym towarzystwie się pokazać, i co mówić. I na pewno czuje się z tym bardzo dobrze. Prawdziwy Przyjaciel Prawa Ręka Mieczysława Moczara trochę zakłócał pozycję społeczną drużyny Adama Michnika przed 40 rocznicą Marca, szczególnie w oczach tych emigrantów, co nie mają sklerozy i pamiętają, że jednak to nie bracia Kaczyńscy ich wypędzili z Polski. Teraz jest już wszystko w porządku. Chruszczow Euroazji do spraw ujawniania polskiego antysemityzmu uwiarygadnia drużynę. Dlatego drużyna poczuła się bardzo dobrze i opublikowała artykuł z tytułem sugerującym, że to Michnik w pojedynkę wywołał Marzec. W tym roku przerósł nawet świętych (dotychczas) Kuronia z Modzelewskim, którzy występują już tylko jako mało znaczące tło jego bohaterskiego wyczynu. W tekście występuje jeszcze parę osób, jako pomocnicy i wykonawcy tego, co Jego Geniusz wymyślił, mniej więcej na takim samym poziomie znaczenia, co Kuroń z Modzelewskim.

Drużyna pojawi się na salonowej imprezie w Teatrze Narodowym z okazji 40tej rocznicy Marca jako jedyni poprawni politycznie Polacy, udzieli kilku wywiadów międzynarodowej prasie i być może tymi wywiadami załatwi sobie przy okazji parę kredytów w zagranicznych bankach, jako jedyni w Polsce ludzie, którzy dorastają do standardów, do jakich zachodnie demokracje są przyzwyczajone. A potem wszyscy razem pojadą na przyjemne emerytury na Karaibach, w miłym poczuciu, że są wzorowymi obywatelami, a jak ktoś myśli inaczej, to im na pewno tej kasy i pozycji zazdrości. Cóż za wspaniałe życie!

Co tymczasem się stanie z Chruszczowem wojowników z antysemityzmem z Gazety Wyborczej?

Jeśli założyć hipotezę, że całą swą wiedzę o Polsce Gross czerpie z Gazety Wyborczej, (co niewykluczone, bo tylko GW go uczciła specjalnym serwisem) - to wskazówką mogą być dwa artykuły w GW. Pierwszy to wywiad Aleksandry Klich z Bożeną Szaynok pt. "Gross - moralista, nie historyk" z 26 stycznia 2008.

Specjalny raport GW o Grossie zawiera aktualnie mniej informacji o samym Grossie, niż ten jeden artykuł w Rzeczpospolitej, za to więcej o Narodowym Odrodzeniu Polski, które szczerze Grosssa nie cierpi i bywa ze swoimi transparentami na jego wszystkich spotkaniach, a także wyeksponowany artykuł Michnika o pogromie kieleckim. Po tytułach sądząc, NOP to potężna organizacja, zagrażająca polskiej demokracji parlamentarnej. Natomiast Bożena Szaynok akurat książkę Grossa skrytykowała, ale - sądząc po artykule - sama reprezentuje dosyć mniejszościowe stanowisko, że światy Polaków i Polskich Żydów w ciągu tysiącletniej koegzystencji się niemal nigdy nie stykały i są wzajemnie sobie obce.

To stanowisko nie wyjaśnia ani Juliana Tuwima, ani żydowskich wojsk królewskich w czasie wojen kozackich, ale współczesnemu emigrantowi, wypędzonemu w okropnych okolicznościach wiele lat temu, może sugerować jakieś dziwne koncepcje. Co nie znaczy, że zgłaszamy jakiekolwiek pretensje do Barbary Szaynok, której ta koncepcja zapewne ułatwia badania naukowe odrębności między obiema kulturami. Ale istnieją rozmaite teorie, a w trakcie pobytu Grossa akurat ta została wyeksponowana - i można podejrzewać, że autor "Strachu" się z nią zapoznał. Człowiek o poglądach niekonserwatywnych ma wolność wyboru co do utożsamiania się z narodami. Przyzwoity człowiek utożsami się z narodem prześladowanym. Dlatego syn polskiej matki w Polsce, o której myśli, że jej zagraża nazistowska nawała, prędzej się utożsami z zagrożonymi mniejszościami, niż z nazistowskim motłochem. Jeśli jest człowiekiem energicznym, dostanie też impuls do energicznego działania...

Drugi sygnał, to relacje GW z spotkań z Grossem w rozmaitych miastach. Tradycyjnie zaczynają się od przytoczenia treści transparentów NOP. Szczególnie obszerna dyskusja odbyła się na forach Agory po spotkaniu w Krakowie. Zdaniem uczestników, relacje GW sugerują, że spotkanie miało półgodzinne opóźnienie z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Wszechobecny NOP był i tam, ponoć GW, jak żadna inna gazeta, uhonorowała ich nie tylko fotografią transparentu, tuż obok relacji z spotkania, ale też promocją wodzów po nazwisku. Według relacji uczestników rzeczywiście w bezpiecznej odległości od wejścia stała grupa około 10 pryszczatych wyrostków z transparentem, natomiast pod wejściem na teren uniwersytetu kłębił się nie NOP, a tłum studentów, których ochroniarze spotkania nie chcieli wpuścić na egzamin. Profesora, który miał ich egzaminować, też nie wpuścili, ktoś nawet napisał, że grozili mu przemocą, czyli, tłumacząc na zrozumiały język, że go walną, jak się będzie pchał. Podobno profesor usiadł na schodku, powiedział studentom, że w takim razie mają zaliczenie, pozbierał indeksy i wszystkim wpisał pozytywne oceny.

Ale Gross widział z drugiej strony drzwi kłębiący się tłum. Części się udało przedrzeć. W trakcie spotkania autor "Strachu" się ponoć dosyć dziwnie zachowywał, odpowiadając jednosylabowo "tak" lub "nie" na zadawane pytania lub oddając mikrofon komuś innemu. Ale co się dziwić. Jeśli myślał, że na salę przedarli się naziści, to po co miał z nimi gadać. A potem obejrzał poświęcony sobie serwis i się upewnił, że słusznie robi, że nie gada.

Po pełnej emocji podróży zapewne wróci do spokojnego, amerykańskiego domu, i zacznie pisać kolejną książkę. Może zawrze w niej przeżycia ze spotkania literackiego z neonazi na krakowskim uniwerku, które nie skończyło się pogromem tylko dzięki ochroniarzom. Oraz oczywiście o bohaterskim Adamie Michniku i jego redakcji, mieszkających w kraju wypełnionym po brzegi faszystami i antysemitami, którzy ich nienawidzą i pragną zakatrupić. Po publikacji Adam Michnik dostanie parę zaproszeń na wykłady w USA, żeby sobie odpoczął od dziczy. I tak się to kręci.

A potem nasz Chruszczow zapewne przyjedzie do Polski promować swoją kolejną książkę i też z nikim nie będzie gadał, chyba, że po angielsku. Jeśli zrobi jeszcze parę spotkań literackich z Adamem Michnikiem jako cicerone po Polsce, to co prawda osiwieć po raz drugi nie osiwieje, ale zawsze jeszcze może wyłysieć.



PS. Uwaga odautorska: na wypadek procesów wyraźnie stwierdzamy, że tekst jest zamieszczony pod tagiem "humor" i niczyich stanów emocjonalnych nie badaliśmy, stąd to tylko nasze dywagacje. Ale co do tego, że Prawa Ręka Moczara była Prawą Ręką Moczara, i łączenie wojny z antysemityzmem z taką przyjaźnią jest surrealistyczne, to będziemy woleli pójść do więzienia, niż się tego wyprzeć.

[ mirror na Salonie24 ]

Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz

26 komentarzy:

  1. Hmmmm... ja muszę zachować rezerwę w odniesieniu do czegokolwiek napisanego przez pana Zychowicza z RZ - do tej pory przekonałem się, że np. większość jego tekstów poświęconych tematyce osób homoseksualnych to kłamstwa. Kłamstwa, które zweryfikować było względnie łatwo - wystarczyło sięgnąć do oryginału angielskiego. Nie wiem, czy takie traktowania tematu przez PZ wynika z jego uprzedzeń, czy z braku znajomości angielskiego.

    Nie wiem, czy w przypadku JT Grossa mógłbym zaufać czemukolwiek napisanemu przez Zychowicza - musiałbym sięgnąć do źródeł (mam nadzieję) cytowanych w tekście PZ. Tak czy inaczej - doradzam daleko idącą ostrożność w cytowaniu PZ.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam złych (prawdę mówiąc, nie mam żadnych) doświadczeń z Zychowiczem, o którym piętro wyżej pisze tuje. Ale przeczytałem ten tekst, przeczytałem rozmowę z Szaynok, Skargę i inne (choć nie wszystkie) teksty z "Grossowego" serwisu Wyborczej. GW niczym mnie specjalnie nie zaskoczyła, ani zimne, ani gorące teksty konstruowane na zasadzie "tak, ale", z postulatem równoważenia. Przeczytałem też Bikont&Szczęsną, tytuł ich tekstu w konfrontacji z treścią jest tak jawnie drwiący, że może macie rację, iż "przegryza się na drugą stronę" (auto?)drwiny i ląduje w bezczelnej martyrologii. Niemniej, tekst to wspominki towarzyskie, niewiele więcej.

    Po tych wszystkich lekturach wracam do waszego tekstu spod tagu "humor" i wyznaję, że czuję się nieco rozczarowany. Po pierwsze tym, że z zalety tekstu w Rzepie (iż traktuje o Grossie, pomińmy, czy rzetelnie) ma wynikać wada Wyborczej, która Grossem jakoś się nie zajęła, woląc zajmować się książką, a nawet bardziej – reakcjami na nią. Na jakąkolwiek kozetkę nie ciągnęlibyśmy autora, będzie to jednak okoliczność drugorzędna wobec utworu. Ja więc tej akurat "wady" Wyborczej jakoś nie widzę. Chyba że rzecz miałaby się rozgrywać w poetyce demaskatorskiej (kimże jest, kto za nim stoi, w czyim interesie itd.), ale z tej strony krytykować GW trudno, bo dlaczego niby miałaby tak "napadać" na swoich?

    Ta "swojość" jest zresztą słabo udokumentowana, a już wcale – w waszym tekście. To wina przerysowań, one dobrze robią na "pazur satyryczny", ale gorzej na meritum. A co do meritum, to spieszę donieść, po drugie, że najpierw przeczytałem wasz tekst, potem linkowane w nim teksty, a na koniec – ponownie wasz tekst. Między tymi dwoma lekturami rozdziawiała się poważniejąca luka, jakbym czytał dwa różne opisy. Sformułowanie nieźle brzmiące przy pierwszej lekturze, po zapoznaniu się z tekstami, które, hm, streszczało czy syntetyzowało, to same sformułowanie brzmiało fałszywie. Przez co rozumiem, że nie tylko brzmiało jak przerysowanie, tego bym się nie czepiał, ale jak niezbyt uczciwa relacja. Dam przykład. Gdy Szaynok mówi o endeckim postulacie etnicznej jednorodności Polski, postulacie wypierającym tradycję jagiellońską, i stąd wyprowadza tezę o oddalaniu się, obcości dwóch etni, polskiej i żydowskiej, wy wyciągacie zamierzchłą historię i Tuwima na dowód (ilustrację?) – no, właśnie, czego? Opisowi Szaynok (publicystycznie powierzchownemu, ale toż przecie była publicystyka) Tuwim nie przeczy, a jego wściekle szydercze wiersze z międzywojnia, rzucające jasne światło na śmierdzącą postać ówczesnego antysemity – tym bardziej.

    Mam tych uwag więcej, na cały, długi cholerny :) esej. Ale ich nie spiszę, bo nie mam czasu, by być (dostatecznie) zwięzłym. Krótko (i być może niesprawiedliwie, a na pewno bez dostatecznego uzasadnienia): uwiodła was retoryka, jak już raz Jaruzel spotkał się z (istotnie, wywołanym z lasu przez Michnika) Chruszczowem, to już pooo-szłooo... Ale do niczego specjalnie nie doprowadziło, ten tekst niczego nie otwiera, a co gorsza ;), również nie zamyka.

    OdpowiedzUsuń
  3. nameste -> zasada rownowazenia to raczej w wywiadzie z Agnieszka Arnold, przedrukowanym za "Przekrojem" przez portal lewica.pl:
    http://lewica.pl/?id=15712

    Mysle tez, ze jako skromny czlowiek nie doceniasz jak wielka moze byc cudza megalomania :) Jak ktos widzi w przechodniach na ulicy tłuszczę, a w koledze Chruszczowa, to musi chyba miec niebylejakie pojecie o sobie. A gdzie stąpnie jego szlachetna, boska stopa, tam wyrosną fijołki pachnące ambrozją :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ops, jeszcze o Szaynok - endeckie postulaty byly jakie byly, przedwojenne getta lawkowe tez. Tu nie ma miedzy nami zadnej roznicy, mysle ze ona jest po prostu porzadnym naukowcem. Ale to nie o nia chodzi, tylko o czlowieka, ktory doznal gwaltownego przeobrazenia w ciagu rocznego pobytu w Polsce. Sadzisz ze opisywanie przechodniow warszawskich ulic w 1990 roku terminem "tłuszcza" jest uzasadniony? Czy chodziles wtedy po Alejach Jerozolimskich z poczuciem, ze sie zaraz zacznie lapanka, a za rogiem juz stoja przygotowane budy do transportu? Innymi slowy, jesli Gross tak widzial i tak czul, to jaki czynnik spowodowal taka percepcje, ze az musial w przerazeniu uciekac przed tymi lapankami za ocean? Przeciez wtedy rzadzil Mazowiecki, zdaje sie. Czyli jednak ten tekst cos otwiera, np pytanie o rozmaite stany psychiczne ...:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Arnold za Przeglądem chyba, ja w każdym razie tam to czytałem, z tydzień temu.

    Ja na swój użytek widzę te sprawy tak: jest pewna tematyka, nazwijmy ją bardzo umownie "polsko-żydowską", choć mnie interesuje to od naszej, polskiej strony (w sensie: ani myślę bić się w cudze piersi i szukać takiego zrównoważenia, które każdą instantację antysemityzmu usprawiedliwia odpowiednim aktem antypolonizmu stosownych "kół", a na tej rzekomej obiektywizacji, de facto zaś – politycyzacji, polega gros debaty wokołoGrossowej).

    Dalej: Gross poddaje tę tematykę swojej tematyzacji, czyli koloruje ją subiektywnie, emocjonalnie i moralistycznie. Katoendecja tematyzuje zgoła inaczej; zderzenie tych dwóch opcji produkuje jedynie chaos rytualny. Można mieć pretensje do Grossa (i taką pretensję ma Arnold), że swoją książką nie minimalizuje szans na wystąpienie owego chaosu. Ale katoendecka tematyzacja tematu nie jest, takie mam długoletnie odczucie, skutkiem tematyzacji Grosso-podobnej. Jest wcześniejsza, wyprzedzająca, w mniej lub bardziej ujawnionej postaci obecna od dawna. W tej kwestii znacznie mi bliżej do obserwacji Nu z Gliwic (z waszego mirroru w salonie24), niż do was (a ściślej: do ew. waszego postrzegania, które można zrekonstruować z tekstów i komentarzy). Antysemicki odruch jest częścią parole i ulicy, i "salonów", jest składnikiem atmosfery. Z niego wyrasta syndrom "judeizacji przedmiotu nienawiści" (antysemita ma Żydów za wrogów, a w tym syndromie każdy wróg zostanie zidentyfikowany jako Żyd; syndrom nazwały ponad 15 lat temu Dunin i Melchior; przyczynek do możliwości istnienia "antysemityzmu bez Żydów").

    W sprawie tego, kto chodził po ulicach i czy miałem uczucie, że to tłuszcza. Nie, oczywiście, że nie. Ale ktoś jednak malował te wcale nie wymagające uciążliwych poszukiwań napisy na murach. Tekst polskiej kultury tu, na miejscu, jest gąbczasto zainfekowany antysemityzmem, w stopniu tak poważnym (=wrośniętym), że trudno wyjaśnić skutecznie najbardziej podstawowe sprawy (macie świetne poletko obserwacyjne w salonie24). Czy to oznacza, że można szermować przerysowaniami typu "naziole"/"tłuszcza", a stwierdziwszy, iż to może przesada, unieważniać na tej podstawie zjawisko? Nie lubię gier w czarne-białe; nieuchronnie prowadzą do politycyzacji tematów. Co, jak wiadomo, oddala od Prawdy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm. To nie takie proste. W zadnym wypadku nie mam zamiaru polemizowac co do napisow na murach, dlugo zreszta nie zamalowywanych z powodu braku remontow. Istnienia antysemitow czy neonazistow, etc. etc. Ale postrzeganie tluszczy w przechodniach i strach przed lapanka na Marszalkowskiej w 1990 roku to nie jest przerysowanie. Slownictwo swiadczy o percepcji. I z tej percepcji wynika opis swiata. To raz. Dwa: antysemityzm w rozmaitych postaciach, takze endeckich, funkcjonuje w Polsce, i nie musisz mi tego tlumaczyc;) Ale po prostu nie jestem w stanie pojac, jak ludzie owczesnej wladzy , ktorzy na codzien nie tylko wspolpracowali z moczarowcami, ale i uznawali ich za Honorowych (co jednak swiadczy o sporej niewrazliwosci na antysemityzm) - mogli az tak bardzo sie przejmowac antysemityzmem postendeckim. A ktoz w PRL reprezentowal i przechowywal postendecje i gorzej, jak nie moczarowcy? Jaka psychika tak funkcjonuje? Ja w to nie jestem w stanie uwierzyc. Obsciskiwanie sie z jednymi antysemitami i tak ogromny strach przed innymi?

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem coś strasznego: nie jestem przekonany, że Jaruzel z samego faktu, że był funkcjonariuszem czystek, jest już antysemitą (na tle lat po '89). Gdzieś po drodze kategorie "moczaryzm", "moczarowiec" uległy petryfikacji w tym sensie, że są to kategorie głównie dla historyków. Ich treść, oczywiście, żyje i przekształca się. I to do niej jest sens się odnosić.

    Z drugiej strony można, rzecz stwierdzona, traktować te kategorie jako etykiety niezmienne, obciążające nosicieli winą niezmazywalną dożywotnio. Ale i wówczas Jaruzel był (i jest nadal) obciążony winą niezmazywalną znacznie poważniejszą w oczach przeciętnego "prosumenta polityki" w Polsce: winą roku 1981.

    Chcę przez to powiedzieć, że jechanie na koniu moczaryzmu Jaruzela w innym niż historyczny sensie spotka się dziś raczej z niezrozumieniem, zwłaszcza młodszych. Wysiłki rehabilitacyjne Michnika wobec Jaruzela ("odp... się od generała") dotyczyły Jaruzela jako nosiciela winy niezmazywalnej z 1981 roku. Wobec ogromu tej zbrodni (Michnika) pomniejsze grzechy przestają mieć znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Moze doprecyzuje te wątpliwości na konkretnym przykładzie. Organizację mlodzieżową, znaną później jako Mlodzież Wszechpolska, we Wrocławiu zakładały dzieci milicjantów i SB. Ich pierwszą siedzibą było biuro organizacji Grunwald. Parę razy zdemolowali cmentarz żydowski, malowali paskudne napisy na murach i bili punków. Etc. etc. Gdyby czlowiek serio rozwazal mozliwosc pogromow i lapanek w 1990, to by mu pewnie przyszlo do glowy rozwazyc rowniez, kto by mogl tym skinom wydac jakies polecenie albo jakos sprzyjac. A poniekąd, to by mogło iść nawet drogą służbową, bo Kiszczak był wtedy szefem MSW...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nameste, na jakiej podstawie sadzisz ze moczaryzm Jaruzelskiego jest natury historycznej? Bo ostatnio nie nasyłał na nikogo żadnego Golędzinowa?

    OdpowiedzUsuń
  10. Moczaryzm (Jaruzela czy innego vicejaruzela) jest historyczny w tym sensie, że bez udziału w aparacie przemocy nie istnieje lub zmienia charakter na tyle, że wypada szukać innego określenia.

    Co nie zmienia w niczym faktu, iż zarówno Golędzinów (uogólniony), jak i reaktywowane po '89 sokole drużyny strzeleckie, jak wreszcie wszechpolacy – to wszystko można (i trzeba) oglądać jako różne aspekty większego zjawiska.

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz: "Moczaryzm (Jaruzela czy innego vicejaruzela) jest historyczny w tym sensie, że bez udziału w aparacie przemocy nie istnieje lub zmienia charakter na tyle, że wypada szukać innego określenia."

    W tamtych czasach Jaruzelski byl prezydentem, a Kiszczak szefem MSW, wiec jak najbardziej nie tylko mieli udzial w aparacie przemocy, ale byli jego zwierzchnikami;)

    Ja tez mam pewne doswiadczenia z tamtego okresu z antysemitami. Pare razy zglosilam na policje konkretne wnioski z konkretnych artykulow kk. Na ogol wszystko sie ciagnelo bardzo dlugo, a potem bylo umarzane ze wzgledu na "znikoma szkodliwosc spoleczna". No i w koncu odechcialo mi sie zglaszac bo to bylo kompletnie bezproduktywne zajecie. Ale nie ukrywam, ze mi wtedy przychodzilo do glowy, ze ta bezproduktywnosc mogla miec zwiazek z specyfika rodzinna lub zyciorysowa niektorych ludzi;)

    Powiedzmy sobie, ze ten tekst zadnej kropki nad i nie stawia. Ale nie da sie zaprzeczyc, ze nieufnosc wobec deklarowanej przez niektorych glebokiej pogardy i strachu przed antysemitami, ma swoje uzasadnienie w niekonsekwencji ich postaw. A pytanie co sie stalo z Grossem w roku 1990tym ze sie tak odmienil, az takie glupie nie jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Juz dla poluzowania, przypomniala mi sie taka historyjka z tamtego okresu, z cyklu czarny humor. Mianowicie poszlam na policje z wnioskiem za plakatowanie miasta plakacikami o tresci obelzywej. A na to gosc mi mowi, czy mam jakis dowod, ze ja jestem osobiscie obrazona, bo inaczej nie przyjmie wniosku. Tzn domagal sie ode mnie jakiegos papiera ze stemplem, ze jestem narodowosci zydowskiej. Gdybym sie upierala dalej, to bym moze i wymusila przyjecie tego wniosku, ale by strasznie dlugo trwalo. Niewiele myslac, pomaszerowalam do biura tutejszej gminy, zaczelam sie domagac papieru i tlumaczyc ze co im szkodzi. A oni na to - oslupiali - pytaja sie, a po co mi ten papier. No to powiedzialam po co. A oni na to: nie ma glupich! Nastepnego dnia bedziemy mieli szybe w oknie wybita albo drzwi wysmarowane swastykami! I tak wygladala moja pierwsza w zyciu wizyta w gminie :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli, dalej w konwencji czarny humor, nikt w tamtym okresie tłuszczy nie widział, ale wszyscy zachowywali się jakby istniała (plakaty oczywiście pomijamy, bo przecież nie wiadomo, kto je wieszał ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja raczej mysle, ze ci faceci z gminy mieli wtedy wieksza swiadomosc niz ja, czyje to (m.in) dzieci te swastyki maluja :D

    OdpowiedzUsuń
  15. To jest dylemat: dyskutujac z Grossem przysparzamy mu reklamy, olewajac całkiem Grossa - nie dajemy odporu budowaniu stereotypów. I tak źle i tak niedobrze. A najwazniejszy i tak pozostaje zdrowy rozsądek. Pełniejsze moje zdanie nt. Grossa mozna znaleźć tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  16. W artykule z Rp spora ilość psychologów (formalnie kształconych w całkiem innych dziedzinach) zajmuje się wnętrzem mózgu J.Grossa w różnych epokach, stawiając tezy oparte na psychologicznych rocznikach SB oraz na telepatii. Oczywiście można sobie na to pozwolić, bo o tezach Grossa już wiemy co trzeba i nie należy więcej o nich gadać.Szkoła psychologiczna im.Mike Tysona z mottem: "Argument nie do zbicia, argumentujący - owszem".

    OdpowiedzUsuń
  17. To 'tajemnice Grossa" trzeba wyjasniac?
    Ja nie dostrzegam tajemnicy ani w Grossie, ani w jego ksiazkach.
    Tajemniczym, niemozliwym do zrozumienia wydaje mi sie ten dziwny taniec wokol oczywistosci: jawnego, bezwstydnego, duszacego antysemityzmu znacznej (jak znacznej, mam tylko anegdotalne dane) czesci naszego spoleczenstwa. Taniec uprawiany jest nie tylko przez jedna orientacje polityczna, ale przez wszystkie. Ten kadryl absurdu niezminnie kojarzy mi sie Kadrylem Homarow z "Alicji w Krainie Czarow".
    Ja tez przyjechalem do Polski na krotko w 1990. Nie szukalem dowodow na obecnosc "nazistowskiego motlochu" czy antysemickiej tluszczy.... One na mnie krzyczaly z murow stolicy napisami, rysunkami, haslami, plakatami wyborczymi! A najwiekszy bol sprawialo to, ze nikt nie odczuwal potrzeby usuwania tej abominacji. Nikt nawet nie myslal, ze to przestepstwo, nikt nie chcial scigac sprawcow, nikt nie myslal o wrazeniu jakie te niezamalowywane swastyki, davidowe gwiazdy na szubienicach, hasla "zydzi do gazu", robia na przyjezdnych. NIkt nie myslal o komforcie Zydow. Jesli ja, ktory Zydem nie jestem, czulem sie tak obrazony i zaszokowany, co mowic o Zydach i tych przyjezdnych i tych "krajowych"?
    Moze ja Cie Drogi Panie zle odczytuje, ale mi tak nie wsmak sugestie, ze Grossem jakos tak zrecznie manipulowala Gazeta Partyjna, ze go straszyla widmem rodzacego sie faszyzmu, ze az sie biedak zaciukal i napisal z tego wszystkiego pare ksiazek. Zatraca mi to, Pan wybaczy, jakims kretynizmem. OK, Pan idziesz sobie kupic, "Protokoly Medrcow..." i potem sie Pan czujesz lepiej Jako wladca swiata, ale Pan ma zdrowy dystans, i Pan sie umiesz z tego smiac. Nie kazdy jednak sie zgodzi, ze jest z czego. Ja sie serdecznie smieje z Polish jokes, ale nikt nie probowal wielokrotnie zgladzidz mojego narodu, zniewolic, tak - wyciac nie.
    Nie moge zgodzic sie ze stwierdzeniem, ze Gazeta problemem antysemityzmu zajmuje sie nadmiernie. Choc zgadzam sie, ze manipuluje tym zagadnieniem. Uzywa go do zagrywek, nie jest jednak zainteresowana jego zwalczaniem. W Polsce niestety nie mozna zaatakowac antysemityzmu i nie wiechac natychmiast na mine. Wiazac ten problem z Michnikiem jego moralnymi, czy raczej niemoralnymi wyborami, to sa wszystko znaczne przeklamania i jakis dla mnie niezrozumialy taniec wokol oczywistego problemu.
    W przeciwienstwie do Pana dostrzegam antysemityzm w Polsce i uwazam go za problem niezwykle powazny. Powiem wiecej, to wlasnie fakt, zesmy sie z nim jako spoleczenstwo nie uporali, zesmy nie wytworzyli kultury, ktoraby zapewnila automatyczny przekaz kazdemu nowemu pokoleniu, wlasciwego, na prawdzie opartego, stosuneku do naszej wspolnej z narodem zydowskim historii i do samego naradu zydowskiego, jest przyczyna, ze nie potrafimy uporac sie, na przyklad, z patologia Gazety i sila postkomuny. Moralny chaos jaki w naszej zbiorowej duszy panuje, nie pozwala szybko dostrzec i trafnie oceniac zagrozen stawianych przez Gazete i samego Michnika. Wszechobecny jest strach, ze atakujac te zagrozenia, czlowiek sam siebie w dwuznacznym stawia swietle i naraza na sojusze z chorymi ze zlosci i nienawisci chamami, z rzekomo narodowego skrzydla naszej sceny politycznej.
    Bez uczciwego uporania sie z antysemityzmem, nie uporamy sie z wewnetrznymi zagrozeniami dla demokracji. Tam gdzie kroluje relatywizm moralny, wygoda polityczna, zaklamanie historii, jest norma. A spoleczenstwo nie potrafi wziac skutecznego udzialu we wplywaniu na swoj los. Moralne zniewolenie skutkuje zniewoleniem politycznym.
    Ale w Polsce nikt o antysemityzmie rozmawiac nie chce. Tylko tancza. I pastuja te Narodowe Gumiaki. I garna sie w nich do Europji.

    OdpowiedzUsuń
  18. Włodku, trochę mnie zaskakuje wysoka temperatura Twojej wypowiedzi na temat dyskusji sprzed 6 miesięcy. Byłby czas na spokojniejsze podjęcie tematu, prawda? Może to dlatego, że niedawno znalazłeś ją? No i wdałeś się w uogólnienia niezbyt przydatne w jakimkolwiek konkretnym działaniu.

    Słyszałeś o takim kamieniu z Zielonej Góry (przy ostatniej tam wizycie już go nie było przy dworcu i tamtą datę teraz improwizuję) z wyrzeźbionym napisem: "tu dnia 10/XII/1955r zakończono z analfabetyzmem"? Oczywiście to skojarzenie z Twoim "uczciwym uporaniem sie z antysemityzmem" Masz przepis? I topór?

    Zarodnik głupoty jest nieśmiertelny, nie chodzi o zlikwidowanie go a o utrzymanie pod kontrolą. Niewątpliwie setki skretyniałych seminarystów uczących się od skretyniałych księży, że to Żydzi zabili Naszego Pana Jezusa Chrystusa, to zaraza rozprzestrzeniona po całym Kraju i że póki różne Rydzyki i Nowaki nie będą sądzeni za "hate crimes" zło będzie czuło się nietykalne, ale co za androny opowiadasz, że "w Polsce nikt o antysemityzmie rozmawiac nie chce"? Nie wiem co to jest "patologia Gazety", ale pamiętam teksty ich dziennikarki, Teresy Boguckiej, katoliczki, tak otwarcie, jasno i uczciwie piszącej o problemie, że nie wyobrażam sobie lepiej. I czy byłeś ostatnio w dawnych żydowskich dzielnicach Wrocławia czy Krakowa, miałeś kontakt z młodzieżą zainteresowaną żydowskim dziedzictwem kulturalnym? W okresie Rp IV antysemityzm był furtką (a może i odrzwiami) do polityki. Kraj trochę normalnieje i coraz łatwiej mądrym ludziom argumentować, sprzeciwiać się oszołomom i nawiedzonym. Nie licz na gwałtowne zmiany, one zdarzają się tylko w momentach skrajnych kryzysów i potem zawsze przychodzi kontrreakcja. A chyba nie tego chcesz?

    Nie traktuj moich słów jako przekonania, że jest dobrze. Nie, w moim blogu i w sieciowej witrynie znajdziesz wiele wystąpień dotykających złych momentów. Ale nie traktuj kilkuset durni zgromadzonych w skrajnie prawicowych zespołach blogów czy redakcji jako Polskę. To kołtun a nie głowa.

    OdpowiedzUsuń
  19. Andsol,
    Rzeczywiscie:
    Dopiero na te dyskusje trafilem,
    Nieuprawnionym uogolnieniem sie posluzylem - aczkolwiek znaczacej dyskusji brak, teksty TB nie stanowi jeszcze dyskusji, choc byly bdobre.
    Recepty nie mam, oprocz tej: glosno o tym mowic. Zgadzam sie, to malo, gdzies jednak trzeba zaczac. Meczy mnie ten jek nad Polska sie niosacy: czysmy juz sie o tym nie nagadali? Czyz juz niewystarczy?
    Ano nie, bo zmian jak nie bylo tak nie ma. Nie uwodzi mnie ta czy inna dzielnica w Krakowie, czy Lodzi. Ot, takie pastowanie gumiakow.
    Nie robia na mnie wrazenia tez imprezy, ohy i ahy
    nad zydowska kultura.
    W Warce bija przyjezdnego Zyda za to ze jest Zydem i potem brak sledztwa, scigania, srogiej kary, (a przeciez sprawcow "mordu" na niedzwiadku w Tatrach zlapano, i srogo ukarano). Domniemanych sprawcow napadu na chlopaka z USA, rozgrzeszono w, miedzy innymi Gazecie, jeszcze zanim ich zidetyfikowano. Zlekcewazono znaczenie tego wydarzenia, odrzucono szanse, przyjrzenia sie zjawisku, genezie, jego propagacji. Ot, grupka "trudnej mlodziezy", zwykli huliganie. Atakowali po prostu obcego... nie Zyda. Porazajaca byla cisza medialna, brak oburzenia u politykow, brak lawiny inicjatyw legislacyjnych, nikt nie wolal o powolanie komisji do zbadania zaniedban w sciganiu tego przestepstwa. Te festiwale "Zydowskiej Kultury" sa "kominami", maja charakter komercyjny i w zaden istotny sposob nie zmieniaja
    sytuacji. To nie one doprowadza do zmiany.
    Oczywiscie zgadzam sie, ze KK ponosi odpowiedzialnosc za falszywa nauke skutkujaca powszechnymi postawami antysemickimi. Przeciez jednak JPII, goraco w kraju kochany Rodak i Papiez, radykalnie manifestowal swoj sprzeciw antysemityzmowi, nazwal go ciezkim grzechem i co? Potrzeba czegos wiecej niz jednego zrodla potepienia tych postaw chocby i swiatowego kalibru (wiem znow zanizam, minimalizuje, uogolniam).
    Ja te sytuacje postrzegam jako niezmiernie powazny kryzys i uwazam iz nalezy, aby glos sprzeciwu rosl w sile, pomnazal sie, wdarl sie na pierwsze strony, pierwsze wydania... O tym sie nie da za duzo gadac. Sytuacja jest straszna. Mamy do rozliczenia historie, a bez tego nie bedzie rozliczenia terazniejszosci.
    Co zas do patologii Gazety: ja dobrze, najprawdopodobniej co najmniej tak dobrze jak Ty, pamietam prase rezimowa, jej synchronizowane nagonki, partyjna linie i od niej odchylenia. Gazeta, przy calym blasku i wielkosci, jest anachronizmem z tamtych czasow. Nie buduje niezaleznej prasy ani kultury jej powstaniu sprzyjajacej. Uprawia ordynarna propagande, depcze prawo spoleczenstwa od niczym nieograniczonego dostepu do informacji. Reglamentuje wiedze o historii najnowszej naszego kraju, a misje zaspakajania spolecznej potrzeby na dostep do informacji, podporzadkowala interesom partykularnym i okopala sie w obronie zmurszalego porzadku. I jest bardzo dobra w tym. No ale to temat na inny wpis. Pozdrawiam.
    PS Wysoka temperatura powiadasz? No tak jest wysoka.

    OdpowiedzUsuń
  20. Włodku, nie potraktuj długości (czy krótkości) odpowiedzi jako lekceważenia Twoich uwag czy tematu, w gruncie rzeczy uspakajam Cię, bo chcę powiedzieć "przestań, bo ja i tak już się boję". Nie ma co pytać ludzi na ulicy ani arcybiskupów czy jest u nas antysemityzm - o to trzeba zapytać żyjących tam nielicznych Żydów.

    Ale nie zgodzę się na widzenie odnowy zainteresowania kulturą żydowską od strony "charakteru komercyjnego", wiem co nieco o Fundacji Bente i życzę jej wielkich zysków, ale nie to jest motywem działania. Co do słów JPII, "po czynach ich sądzić będziesz", o niezależnym księstwie księcia Rydzyka wiedzieć nie chciał, więc ponosi odpowiedzialność za konsekwencje.

    Także ta "patologia Gazety" nie pasuje mi do obrazka, ot, zręczny dziennikarz, wdał się w politykę więc tu i ówdzie wymazał się gównem. To nie powód, by robić z niego Pierwszego Demona Rp, wystarczy nie czytać. Dokładnie tak jak z "Nie", każdy może pisać o sprawach ruszanych przez Urbana ale z etyczniejszej platformy. Nikt tego nie robi. Więc kupują Urbana.

    Ja bym nie oczekiwał Nowej Ewangelii głoszonej przez jakąś gazetę. Rozwiązanie nie jest szybkie: trzeba uczyć w szkołach czytania prasy. I wprowadzić przedmiot "Analiza serialu Gillmore Girls", żeby młódź się uczyła jak krok po kroku buduje się demokrację. Oczywiście pod warunkiem, że nie znudzony lektor będzie czytał teksty wszystkich dziewczyn.

    OdpowiedzUsuń
  21. Andsol,
    Przyznaje, ze akurat o stosunku JPII do Pierdzyka nie wiem nic. Za malo tez wiem o organizacji KK, by miec wlasny sad o tym czy zrobil on wystarczajaco duzo, czy wrecz cokolwiek w sprawie Ojcyka. Nie to chcialem rozwazac, ale fakt, ze akurat jego stosunek do antysemityzmu, byl wyrazny i jednoznacznie negatywny, a gawiedz, ktora tak z niego dumna jest i tak woli pozostac przy starej postawie. W ostatecznym rachunku Pierdzyk nie moglby funkcjonowac, bez widowni. Na zdrowym ciele spolecznym brodawki Ojcykowe usychaja.
    Michnik nie zasluzyl na to, by go zrecznym dziennikarzem, zaangazowanym w polityke i troche umazanym gownem, nazywac. Jego rola byla znacznie powazniejsza, a decyzje, ktorych formowaniu walnie sie przyczynil, podjete u zarania pokomunistycznej Polski, zawazyly na jej ksztalcie w sposob niemozliwy do przecenienia.
    Naiwna nadzieja, ze byly aparat bezpieczenstwa, ot tak po prostu zadowoli sie tym, ze ich sie pod sad nie stawia, zemscila sie okrutnie na naszym zyciu gospodarczym, politycznym. Po czesci myslenie zyczeniowe, po czeci cyniczna gra informacja, do ktorej ze wszystkich sil ograniczyl dostep innym, sprawily, ze przeoczywszy stopien demoralizacji tych ludzi, nie przewidzial ich sprawnosci i determinacji do kontynuowania jedynego sposobu na zycie jaki znali. (Nieslawna deklaracja o honorze bylych tyranow. Wiem, wiem, ze on tylko pil do dotrzymania umow OS)
    Taka gra amatora z profesjonalista w gre, duzo lepiej znana, temu drugiemu.
    Zupelnie niezrozumialym dla mnie, jest Twoj sad, ze o antysemityzmie w Polsce wiedziec beda wiecej i lepiej zamieszkali tam Zydzi. Po pierwsze, kazdy to widzi. Nie tak znowu dawno Ojcyka nie bylo, a problem antysemityzmu i owszem.
    Po drugie pytac Zydow owszem trzeba, ale odpowiedzi beda, bardzo rozne. Beda zalezaly od tego kim jest pytajacy, od tego co z ta odpowiedzia sie stanie; kto ja pozna i czy znane bedzie nazwisko odpowiadajacego....
    Nie tak dawno, doslownie kilka tygodni temu i o dziwo na pierwszej stronie, byl artykul o tragedii Gienia Temkina na Ursynowie. On sie nawet sfotografowal zakrywajac dlonia twarz. Jemu tez tlumaczono wielokrotnie, ze ataki na niego, jego syna sa po prostu huliganskimi wybrykami....
    BT, tu na tym forum pisala, ze zeby czyn zostal zakwalifikowany jako atak na tle rasowym pokrzywdzony musi udowodnic, ze jego etniczne pochodzenie uprawnia go do skladania zazalenia. To ze jego syn byl pobity przy okrzykach jednoznacznie antysemickich, ze jego drzwi i klatka schodowa wymazane napisami Jude raus! nie wystarcza, a ze Gienio z Judaizmem nic wspolnego miec nie chce, wiec specjalna ochrona paragrafow o nienawisci rasowej mu sie nie nalezy, a przez to zadna, no bo komu sie chce w Polsce scigac zwyklych huliganow... Niech sobie zyja niebozatka.
    Nie obawiaj sie, ze mnie dotknie, odpowiedz krotka. Jestem zachwycony, ze wogole ktos odpowiada. Milo z kims pogadac tu na tym Amerykanskim zad..piu : )
    Uklony

    OdpowiedzUsuń
  22. Włodku, najpierw dwie krótkie odpowiedzi, potem dwa krótkie rozwinięcia. Jak wyjdą długie to przepraszam.

    "Michnik nie zasluzyl na to..." Są dwa Michniki, jeden z XX wieku, o którym Ty mówisz i oczywiście to zupełnie innego wymiaru postać. I drugi, z XXI wieku, o którym mówię, i jest przede wszystkim dziennikarzem.

    "Zupelnie niezrozumialym dla mnie, jest Twoj sad, ze o antysemityzmie w Polsce wiedziec beda wiecej i lepiej zamieszkali tam Zydzi." Dla mnie taki sąd też by był niezrozumiały. Ale nie to powiedziałem. Wyrażenie "czy jest u nas antysemityzm - o to trzeba zapytać..." miało przekazać przekonanie, że w konfrontacji opinii decydująca będzie żydowska a nie polska. Dokładnie tak jak w przypadku gwałtu, podejrzany będzie twierdzić, że "ona chciała" i to jest przewidywalne i mało istotne. Mówię o formowaniu opinii na własny użytek a nie o procedurach sądowych.

    O tym, że "Milo z kims pogadac tu na tym Amerykanskim zad..piu", czy chodzi Ci o zadApie, zadEpie itd, do zadYpia? Bo np. ja mieszkam w malutkim milionowym zgromadzonku czegoś, co dla ludzi z Stanów jest zadupiem i już mi taranowano moje opinie argumentem, że "ex Zadupie nemo lux". Ale dziś wszędzie można sobie pogadać dużo i sensownie jak się ma dobrą książkę adresową - i chodząc po blogrollach w ciągu paru tygodni można znaleźć więcej wartościowych rozmówców niż jest na to czasu w życiu... Ta rozmowa jest dla większości rozmówców zamknięta, niestety ważność wielu dyskusji w Sieci jest krótsza niż schabowego, cóż, technologia szybka ale niecierpliwa.

    Ostatnie: u Nameste wyczytałem wczoraj odesłanie do wywiadu z Bożeną Keff i pomyślałem: a może masz rację? Może jest dużo gorzej niż wydaje mi się? Fantastyczna kobieta, niesłychanie otwarcie mówi o niecodziennych sprawach, i nie tylko prawie bez odzewu po tylu tygodniach ale i czepiają się jej jakieś automaty zaprogramowane na szczekanie po usłyszeniu słowa "Żyd"... Chyba jednak w szczęśliwej oazie w Polsce żyłem gdzie grano w kanastę i w Monopol a nie w bijżyda.

    OdpowiedzUsuń
  23. Hmm, jak to 40 lat zmienia czlowieka. Piszesz teraz Jozek jak zlosliwy staruch obrazony na dawnych kolegow.

    Obrazili cie czyms czy to jakas zwykla zazdrosc o popularnosc czy co wlasciwie?

    "tekst jest zamieszczony pod tagiem "humor" "

    Jaki humor? Reklama dla sciekow publikowanych przez Zychowicza to teraz sie nazywa "humor"?

    OdpowiedzUsuń
  24. do anonima -> widocznie ja tez jestem zlosliwy staruch, bo sie calkowicie zgadzam z koncepcja umieszczania pod tagiem humor tej wypowiedzi B. Torunczyk dla Rzeczpospolitej, o faszyzmie galopującym po polskich ulicach w czasach, kiedy w wyniku demokratycznego głosowania Polską rządził Tadeusz Mazowiecki;)

    PS. Tu jak najbardziej mozna komentować anonimowo, ale proponuje na przyszłość, abyś używał/używała przy komentowaniu przy "Wybierz Tożsamość" propozycje nazwa/adres URL. Zadnego adresu www nie trzeba wpisywać, chyba, że się chce, ale za to można wpisać nicka, co bardzo ułatwia pisanie odpowiedzi. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  25. Piszę, choć mam świadomość, że dyskusja jest już mocno przeterminowana. Nie będę się odnosił w zasadzie do komentarzy. Z cytowanych tekstów znam jeszcze tylko wywiad z Agnieszką Arnold.
    Nie chcę też w tej chwili pisać o wszystkich poruszanych przez Państwa wątkach.
    Odniosę się najpierw do kwestii tłuszczy, z którą miał się zetknąć Gross. To rzecz w gruncie rzeczy osobista.
    Nie wiem, na ile Państwo zdają sobie sprawę z tego, że do 1989 roku tzw. kwestia żydowska, Zagłada, trudne - jak to później zaczęto nazywać - stosunki polsko-żydowskie - praktycznie nie istniały w przestrzeni publicznej. Ja, wychowany w tradycji patriotycznej, uznający "Kamienie na szaniec" za jedną z kształtujących lektu młodości, interesujący się od dziecka historią Polski, praktycznie o Żydach i Zagładzie nic nie wiedziałem do końca lat 80-ch. Prawie. Bo precyzyjnie rzecz ujmując, podstawową wiedzę już o nich otrzymałem w domu. Nie były to może najważniejsze prawdy o życiu, lecz takie, które plasują się bardziej w sferze mądrości, jaką się osiąga z wiekiem. Tego złudnego miernika dorosłości, gorzkiej przestrogi, jaką straszą młodszych przedstawiciele starszej generacji, mówiąc im: "jak dorośniesz i dostaniesz od życia w dupę, sam się przekonasz". To była jedna twarz Żydów, drugą były zdjęcia wychudłych postaci w pasiakach z jakichś podręczników historii, trzecią - symbolicznie to wszystko ujmującą - białe plamy na mapie powstańczej Warszawy, oznaczające tereny zniszczonego wcześniej getta. Pamiętam szok, jaki wywołał na jednej z lekcji w liceum nauczyciel znany ze swojego kpiarstwa i obrazoburstwa, informując nas z uśmiechem na ustach, że trzy z sześciu milionów Polaków, którzy zginęli podczas wojny, to Żydzi. Nie była to lekcja historii. A ja nie byłem jedynym zdziwionym. Powodem tej dłuższej osobistej opowieści jest z resztą poczucie, że moja historia nie jest odosobniona. Pytałem o to niejednokrotnie różnych ludzi i - mówiąc szczerze - nie spotkałem się jeszcze, poza moją żoną, ze znacznymi odstępstwami.
    W takim więc stanie ducha i wiedzy wstępowało to przynajmniej pokolenie w niepodległość. To był czas, kiedy nie obowiązywała jeszcze polityczna poprawność, ale przestała już działać cenzura. Pamiętam, jak mi opadła szczęka, kiedy pierwszy raz usłyszałem, że zaraz wykupią nas Żydzi. Jak za wszystkim tym stoją. Nie mówiły tego jakieś głuche baby na zabitej dechami prowincji. A jakie odczucia mogło to budzić u osób, które były pochodzenia żydowskiego, które walczyły o wolną Polskę a po uzyskaniu niepodległości zaczęły znów w obiegu publicznym słyszeć teksty, które wygnały 20 lat wcześniej większość ich znajomych i być może też rodzin za granicę? Sęk w tym, że nikt poza środowiskiem Gazety specjalnie przeciwko temu nie protestował. Wątki antysemickie pojawiły się podczas kampanii prezydenckiej Wałęsy. A czy mogło to budzić poczucie lęku u kogoś, kto z wygnania wrócił, żeby znów słyszeć podobne głosy? A może użycie słowa "tłuszcza" jest wyrazem terminologicznej bezradności? Może należałoby nazawć to bardziej precyzyjnie. Macie Państwo jakieś propozycje?
    Ja, w każdym razie, byłem zaniepokojony i to nie w rezultacie lektury Gazety, tylko w wyniku codziennych prawie obserwacji.
    Myślę, że kolejną rzeczą było też wejście do szerszego obiegu tematu Zagłady oraz stosunków polsko-żydowskich przed i w czasie wojny. To nie Gazeta zaczęła przecież ten temat. Najpierw był przecież Błoński. Jeszcze przed 1989 r. ukazał się w jednym z nowych tygodników kilkuodcinkowy tekst o pogromie kieleckim. To były takie pierwsze oznaki poluźnienia cenzury. Ale wraz z pojawieniem się tych tekstów, pojawiła się też konkurencja w zakresie martyrologii. Pojawiło się też oczekiwanie, że po latach zideologizowanej, jednostronnie przedstawianej historii, nadszedł czas, żeby przedstawić wszystkie piękne a dotychczas ukrywane lub wypaczane karty polskich dziejów. A tu nagle zaczęły się pojawiać i brudne karty. Zastanawiało mnie, dlaczego krytycy GW za nadmierne poświęcanie tematyce żydowskiej, w tym jej ponurym rozdziałom, sami nie pokuszą się o napisanie o kartach piękniejszych. Sęk w tym, że przynajmniej jeśli chodzi o IIWŚ nie da się stworzyć wiarygodnego opisu, żeby nie pisać również o kwestiach wstydliwych.
    Jeśli chodzi o Grossa, to mam jeszcze poczucie, że jego największą zbrodnią było to, że opublikował swoje książki najpierw za granicą. Tym zdradził tę cząstkę polskości, którą mogli mu pozostawić jego przeciwnicy. Publikacje ukazujące się w Polsce już takich emocji nie budzą, choć nieraz są bardziej wstrząsające. Czyż nie są takie np. wspomnienia Marka Edelmana? Książka Bikont? Praca o szmalcownikach Grabowskiego? Ale Gross napluł w gniazdo, w którym był co prawda tylko gościem, ale dzięki któremu jego ojciec zawdzięczał życie. I nie jest ważne, że został z niego wyrzucony.
    Zarzuca się Grossowi i Gazecie, że powodują rozniecają antysemityzm. Zgadzam się z nameste, kiedy mówi o "judeizacji przedmiotu nienawiści" tłumaczącym możliwość istnienia "antysemityzmu bez Żydów". Uważam, że w czasach rządów PiS, polowania na agentów, tematy żydowskie jakby ucichły. Trwały zmagania z innymi demonami. Ale mnie co najmniej tak bardzo zawsze niepokoiło to, co Józef Hen nazwał chyba "antysemityzmem bez antysemitów". Oznacza on wypieranie tego zjawiska, lecz również często bagatelizowanie go lub przemilczanie. Tuż, po drugiej stronie, znajduje się mówienie, że to trzeba robić inaczej. I pewnie coś w tym jest, bo do tych kwestii można tylko dojść drogą osobistego wyboru a nikt nie lubi, kiedy stawia się go w sytuacji, która zawiera poczucie presji przez sam fakt poruszenia tematu.
    Z drugiej strony zastanawiam się jednak, jak temu można zaradzić. Często operują oni w przestrzeni, która nie pozostawia im wiele pola do manewru. Czują się osaczeni. To dlatego też często stosują najdziwniejsze przeskoki, zmiany perspektyw, wyciąganie kolejnych królików z kapelusza. I to jest problem, bo przeskoczyć się tego nie da. Może Państwo mają jakieś pomysły?
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  26. Piszę, choć mam świadomość, że dyskusja jest już mocno przeterminowana. Nie będę się odnosił w zasadzie do komentarzy. Z cytowanych tekstów znam jeszcze tylko wywiad z Agnieszką Arnold.
    Nie chcę też w tej chwili pisać o wszystkich poruszanych przez Państwa wątkach.
    Odniosę się najpierw do kwestii tłuszczy, z którą miał się zetknąć Gross. To rzecz w gruncie rzeczy osobista.
    Nie wiem, na ile Państwo zdają sobie sprawę z tego, że do 1989 roku tzw. kwestia żydowska, Zagłada, trudne - jak to później zaczęto nazywać - stosunki polsko-żydowskie - praktycznie nie istniały w przestrzeni publicznej. Ja, wychowany w tradycji patriotycznej, uznający "Kamienie na szaniec" za jedną z kształtujących lektur młodości, interesujący się od dziecka historią Polski, praktycznie o Żydach i Zagładzie nic nie wiedziałem do końca lat 80-ch. Prawie. Bo precyzyjnie rzecz ujmując, podstawową wiedzę już o nich otrzymałem w domu. Nie były to może najważniejsze prawdy o życiu, lecz takie, które plasują się bardziej w sferze mądrości, osiąganej z wiekiem. Tego złudnego miernika dorosłości, gorzkiej przestrogi, jaką straszą młodszych przedstawiciele starszej generacji, mówiąc im: "jak dorośniesz i dostaniesz od życia w dupę, sam się przekonasz". To była jedna twarz Żydów, drugą były zdjęcia wychudłych postaci w pasiakach z jakichś podręczników historii, trzecią - symbolicznie to wszystko ujmującą - białe plamy na mapie powstańczej Warszawy, oznaczające tereny zniszczonego wcześniej getta. I budzące obojętność. Nic tam sie nie działo.
    Pamiętam szok, jaki wywołał na jednej z lekcji w liceum nauczyciel znany ze swojego kpiarstwa i obrazoburstwa, informując nas z uśmiechem na ustach, że trzy z sześciu milionów Polaków, którzy zginęli podczas wojny, to Żydzi. Nie była to lekcja historii. A ja nie byłem jedynym zdziwionym. Powodem tej dłuższej osobistej opowieści jest z resztą poczucie, że moja historia nie jest odosobniona. Pytałem o to niejednokrotnie różnych ludzi i - mówiąc szczerze - nie spotkałem się jeszcze, poza moją żoną, ze znacznymi odstępstwami.
    W takim więc stanie ducha i wiedzy wstępowało to przynajmniej pokolenie w niepodległość. To był czas, kiedy nie obowiązywała jeszcze polityczna poprawność, ale przestała już działać cenzura. Pamiętam, jak mi opadła szczęka, kiedy pierwszy raz usłyszałem, że zaraz wykupią nas Żydzi. Jak za wszystkim tym stoją... Nie mówiły tego jakieś głuche baby na zabitej dechami prowincji. A jakie odczucia mogło to budzić u osób, które pochodzenia żydowskiego, które walczyły o wolną Polskę a po uzyskaniu niepodległości zaczęły znów w obiegu publicznym słyszeć teksty, które wygnały 20 lat wcześniej za granicę większość ich znajomych i być może też rodzin? Sęk w tym, że nikt poza środowiskiem Gazety specjalnie przeciwko temu nie protestował. Wątki antysemickie pojawiły się podczas kampanii prezydenckiej Wałęsy. W kościele. Czy mogło to budzić poczucie lęku u kogoś, kto z wygnania wrócił, żeby znów słyszeć podobne głosy? A może użycie słowa "tłuszcza" jest wyrazem terminologicznej bezradności? Może należałoby nazawć to bardziej precyzyjnie. Macie Państwo jakieś propozycje?
    Ja, w każdym razie, byłem zaniepokojony i to nie w rezultacie lektury Gazety, tylko w wyniku codziennych prawie obserwacji.
    Myślę, że kolejną rzeczą było też wejście do szerszego obiegu tematu Zagłady oraz stosunków polsko-żydowskich przed i w czasie wojny. To nie Gazeta zaczęła z resztą ten temat. Najpierw był przecież Błoński. Pamiętam, jak jeszcze przed 1989 r. ukazał się w jednym z nowych tygodników kilkuodcinkowy tekst o pogromie kieleckim. To było jedną z pierwszych oznak poluźnienia cenzury. Ale wraz z pojawieniem się tych tekstów, pojawiła się też konkurencja w zakresie martyrologii. Pojawiło się też oczekiwanie, że po latach zideologizowanej, jednostronnie przedstawianej historii, nadszedł czas, żeby pokazać wszystkie piękne a dotychczas ukrywane lub wypaczane karty polskich dziejów. A tu nagle zaczęły się pojawiać i brudne karty. I ktoś na pewno chciał na tym zrobić brudny geszeft.
    Zastanawiało mnie, dlaczego krytycy GW za nadmierne poświęcanie tematyce żydowskiej, w tym jej ponurym rozdziałom, sami nie pokuszą się o napisanie o kartach piękniejszych. Sęk w tym, że przynajmniej jeśli chodzi o II WŚ nie da się stworzyć wiarygodnego opisu, żeby nie pisać również o kwestiach wstydliwych.
    Jeśli chodzi o Grossa, to mam jeszcze poczucie, że jego największą zbrodnią było to, że opublikował swoje książki najpierw za granicą. Tym zdradził tę cząstkę polskości, którą mogli mu pozostawić jego przeciwnicy. Publikacje ukazujące się w Polsce już takich emocji nie budzą, choć nieraz są bardziej wstrząsające. Czyż nie są takie np. wspomnienia Marka Edelmana? Książka Bikont? Praca o szmalcownikach Grabowskiego? Ale Gross napluł w gniazdo, w którym był co prawda tylko gościem, ale dzięki któremu jego ojciec zawdzięczał życie. I nie jest ważne, że został z niego wyrzucony.
    Zarzuca się Grossowi i Gazecie, że powodują rozniecają antysemityzm. Zgadzam się z nameste, kiedy mówi o "judeizacji przedmiotu nienawiści" tłumaczącej możliwość istnienia "antysemityzmu bez Żydów". Uważam, że za rządów PiS, kiedy sportem nr 1 stało się polowanie (słusznie lub niesłusznie) polowanie na agentów, tematy żydowskie jakby ucichły. Trwały zmagania z innymi demonami. Ale mnie co najmniej tak bardzo zawsze niepokoiło to, co Józef Hen chyba nazwał "antysemityzmem bez antysemitów". Oznacza on wypieranie tego zjawiska, lecz również często bagatelizowanie go lub przemilczanie. Tuż, po drugiej stronie, znajduje się mówienie, że to trzeba robić inaczej. I pewnie coś w tym jest, bo do tych kwestii można tylko dojść drogą osobistego wyboru a nikt nie lubi, kiedy stawia się go w sytuacji, która zawiera poczucie presji przez sam fakt poruszenia tematu.
    Z drugiej strony zastanawiam się jednak, jak temu można zaradzić. Często ci oponenci operują w przestrzeni, która nie pozostawia im wiele pola do manewru. Czują się osaczeni. To dlatego też często stosują najdziwniejsze przeskoki, zmiany perspektyw, wyciąganie kolejnych królików z kapelusza. I to jest problem, bo przeskoczyć się tego nie da. Może Państwo mają jakieś pomysły?
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń