niedziela, 10 września 2006

Prawica, lewica, dialog

Jeden z najlepszych tekstów politycznych w ostatnich latach, który próbuje zarysować jakąś perspektywę na przyszłość: Józef Pinior opublikował niedawno w "Dzienniku" esej "Rachunki krzywd na lewicy". Również w USA po raz pierwszy od wielu lat można znaleźć teksty pisane przez lewicę, które są nie tylko interesujące, ale chyba świadczą, że pojawił się jakiś nowy potencjał intelektualny.

Zapaść była bardzo głęboka - już za Clintona demokratyczne tanki wiały nudą, a ich publikacje - wyjałowieniem. Biurokratyczny menagerysm lewicowych elit miał tyleż wspólnego z tradycją Abramowskiego, co "kamienna twarz lewicy okrągłostołowej". Już wtedy było jasne, że prawica będzie rządzić w USA, i to długo - tanki prawicowe w tym czasie wyprodukowały całe mnóstwo świetnych książek, pojawiło się wiele bardzo interesujących inicjatyw politycznych, a amerykańskiej prawicy było dużo bliżej - nie tylko do problematyki socjalnej, ale też demokratycznej.

To prawda, że Carter przez całe lata budował domki dla nędzarzy i organizował duże programy społeczne w USA. Prawdą jest, że założył instytut monitorujący jakość procedur parlamentarnych na świecie, a jego emisariusze przyczynili się swoją obecnością i projektami do poprawy sytuacji w krajach Ameryki Łacińskiej i Afryki. I wreszcie prawdą jest również, że Carter zaczął dużo wcześniej niż McCain. Ale...

Ośrodek Cartera był - i jest - kompletnie zmarginalizowany we własnej partii, jego działalność była działalnością outsidera. Informacje o działalności ośrodka nie przedostawały się nawet do biuletynów partyjnych. Menagerowie Clintona ponieśli dokładnie taką samą moralną klęskę, jak lewicowi menagerowie prywatyzacji w Polsce. Nędzarze śmierdzą. Dezodorantów nie używają również ofiary autorytarnych reżimów, którymi zajmował się Carter. Jedni i drudzy wydzielają woń biedy, potu i strachu, który zupełnie nie pasuje do klubów, w których można pograć na trąbce. Oczywiście o demokracji nie bardzo też się da porozmawiać z miłośnikami byłych salonów politycznych Układu Warszawskiego.

W tym samym czasie republikanin McCain zorganizował kampanię przeciwko szarej strefie finansowania wyborów w USA. Jego grupa parlamentarna przyciągnęła Demokratów, gdyż ich własna partia nie miała nic do zaoferowania. Arianna Huffington napisała świetną książkę o pogłębiających się nierównościach materialnych i obywatelskich w USA. Spotkała się z miażdżącą krytyką lewicowych liberałów w NYT Review of Books, ale Huffington dzisiaj to koncern medialny, taki feedback dostała i ze strony własnej partii, i czytelników. Ponownie, to McCain wniósł inicjatywę ustawodawczą przeciwko tajnym więzieniom CIA, i ją przeciwko Bushowi wygrał. Republikanie nie tylko dyskutują, ale również nie boją się bardzo radykalnie różnić od siebie nawzajem. Przegrana Liebermanna w prawyborach świadczy o zupełnie innym obyczaju u Demokratów - trzeba się nie różnić od większości, żeby robić u nich karierę polityczną.

Partia Demokratyczna do dzisiaj jest zdominowana przez Clintonistów, to co ciekawe, dzieje się na jej obrzeżach, lub zupełnie poza nią. Ale różnica między teraźniejszością, a sytuacją 10 lat temu, jest taka, że stracili monopol. Skoro się nie da wnieść inicjatywy przeciwko tajnym więzieniom i torturom w ramach Partii Demokratycznej, to kongresmeni współpracują z McCainem. Być może Demokraci wygrają najbliższe wybory, ale to będzie wygrana za pomocą zgromadzonego elektoratu negatywnego dla Busha, a nie dlatego, że Demokraci odzyskują inicjatywę polityczną. Jednak ożywienie widoczne na obrzeżach PD może się przyczynić do tego, że do Kongresu dostanie się kilka interesujących osób.

W Polsce sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo klęska moralna, o jakiej pisze Pinior, to tylko część problemu. W przeciwieństwie do USA, lewica w Polsce poniosła także klęskę organizacyjną.

Sojusz ad hoc może w najbliższych wyborach przynieść względnie dobry wynik. Jednak budowanie nadziei na możliwości zgromadzenia na stałe elektoratu negatywnego dla konserwatywnej prawicy jest złudne. Na projektach negatywnych jeszcze nigdzie na świecie i nigdy w historii nie powstała partia polityczna. Gromadzenie elektoratu negatywnego wystarczy amerykańskim Demokratom, bo istnieją. W Polsce - problemem na dziś jest wyłonienie przywództwa, które jest w stanie sprostać intelektualnym wyzwaniom współczesności i zwerbalizować własny projekt. Tego się nie zrobi w pojedynkę, na marginesie sceny politycznej czy zupełnie obok niej. Impuls musi wyjść z elit.

Czy byłoby dobrze dla lewicy, gdyby aktualne pospolite ruszenie niechętnych braciom Kaczyńskim uzyskało dobry wynik? I tak, i nie. Tak, bo będzie za co utrzymywać biura. Nie, bo zadowolenie z doraźniej skuteczności pospolitego ruszenia - zamiast myślenia o Rzeczy Pospolitej - może wyhamować proces formowania się nowoczesnej lewicy w Polsce. A zdaje się, że tak jest właśnie w tej chwili, pospolitemu ruszeniu przedwyborczemu nie towarzyszy myślenie, tylko tworzenie intelektualnej formacji neoliberalnych Moherowych Beretów, z ich własnymi świętymi i z pielgrzymkami do grobu Świętego. Oby zbyt dobry wynik wyborczy tej sytuacji nie utrwalił, bo możemy mieć Unię Pracy bis, jednorazową efemerydę, która raz osiągnęła znakomity wynik, a potem na trwałe zeszła ze sceny.

Kluczem do przyszłości polskiej lewicy jest kwestia przywództwa i pracy intelektualnej nad własnym projektem. Identyczny problem ma dzisiaj PIS. Jeśli chce na stałe organizować prawicę w Polsce, musi pracować nad własnym przywództwem i rozwijaniem zdolności politycznego myślenia w kolejnych pokoleniach. Ta partia wpisze się na stałe w polską scenę, która przekroczy magiczną granicę jednopokoleniowości jej przywództwa i systemu dziedziczenia zamiast wyłaniania, co samo w sobie w Polsce jest pozostałością po systemie totalitarnym, ale w każdym systemie politycznym jest bardzo niedobrym objawem. To jest wspólny mianownik lewicy i PiS. Polityka nie zawsze, a nawet bardzo rzadko jest grą o sumie zerowej. Taka gra toczy się obecnie tylko pomiędzy PiS a PO. Konkurencja z prawicą na mohery, pielgrzymki i świętych, zaproponowana przez liberalną lewicę, jest drogą do nikąd, promującą nawiedzonych i słabych intelektualnie na lewicy, a na prawicy - głównie Giertycha.

Swego czasu do USA przyjechał studiować młody chłopak z Kanady, dziecko wojennych polskich emigrantów, który w Kanadzie wygrał stypendium na prestiżowe studia, ale go nie dostał, gdyż się wydało, że jest emigrantem. Zdesperowany osiemnastolatek po otrzymaniu złej wiadomości spakował plecak i pojechał do USA z nadzieją, że gdzieś go przyjmą na studia. Nazywał się Zbigniew Brzeziński. Człowiek znikąd został doradcą prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego nie dzięki znajomościom, bo nie znał nikogo, a dzięki temu, że ktoś zauważył jego inteligentne artykuły w gazetach.

PiS jest bardzo potrzebny dzisiejszej polskiej lewicy, i nawzajem. Nic się lepiej nie przyczynia do rozwoju osób i partii, jak poważny dyskurs polityczny, we wszystkich odcieniach, od dialogu, do sporu. Dialog jest istotnym elementem, który odróżnia pospolite ruszenie elektoratu negatywnego od odpowiedzialnego istnienia na scenie politycznej. Pozwała poszerzać własną bazę i wyszukiwać młodych, utalentowanych ludzi znikąd. Lewica powinna zdawać sobie sprawę, że nie tylko ona się zmienia. Żyjemy w świecie po Zimnej Wojnie, globalizującym się i na nowo definiującym zasady współpracy i integracji. Nie można odmówić autentyzmu ani Ariannie Huffington, ani McCainowi, w tym co robią i mówią. Podobnie z PiS - myślenie, że elementy socjalne w ich programie to tylko kiełbasa wyborcza, jest złudne, tak samo, jak jest poważnym niedopatrzeniem ślepota na ich - przecież bardzo pozytywny - wysiłek poszerzania możliwości udziału w grze politycznej na środowiska, których III RP wykluczyła.

Czym dzisiaj jest polska wspólnota polityczna, która daje nam prawo i do własnego państwa, i do definiowania się jako naród? Jak chce organizować swoje relacje ze światem? Tego dziś nikt nie wie. Ani prawica, ani lewica, i żadna ze stron nie sformułowała jeszcze własnej odpowiedzi na to pytanie, a to ono jest kluczowe dla istnienia partii politycznej dłużej, niż jedna- dwie kadencje. Każdej partii. Los Unii Pracy czy Unii Wolności jest żywym przykładem jak to się kończy, gdy ktoś dyskutuje wyłacznie sam ze sobą. Polska scena jest w bardzo wstępnej fazie samoorganizacji. Zarówno lewica jak i prawica, każde na swój sposób, dały się zdominować jałowym sporom swoich ekstremów. A gdzie są ośrodki intelektualne? Powaga?

sobota, 9 września 2006

Dariusz Stola boi się więzienia?

Historyk staje się zawodem coraz wyższego ryzyka. Bardzo agresywne napaści werbalne ze strony części elit publicznych po opublikowaniu dokumentów IPN dotyczących Kuronia świadczą, że wola karania historyków za prowadzone badania jest, a teraz parlament uchwalił przepis do ustawy o IPN, który pozwala karać w majestacie Rzeczpospolitej i w jej imieniu. Przepisy mają dłuższy żywot niż rządy, a ten budzący obawy jest bardzo radykalny w treści.

W liście otwartym Dariusza Stoli czytamy: "Chodzi o dodany do ustawy o IPN artykuł 55a w brzmieniu: "Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3." Przepis ten jest szkodliwy ponieważ ... skrępuje badania i refleksję na temat najbardziej dramatycznych i najważniejszych aspektów historii Polski w XX w. Może służyć za kaganiec dla badań i publicznej dyskusji na temat okupacji niemieckiej i rządów komunistycznych, a przynajmniej będzie źródłem cenzury wewnętrznej. ... Nie jest jeszcze za późno, by tym szkodom zapobiec. Ustawa jest teraz w ręku Prezydenta. Osoby, które doceniają wagę tej sprawy i nie chcą pozostać bierne mogą wysłać do niego email (listy@prezydent.pl) lub list (ul. Wiejska 10, 00-902 Warszawa, faks: 22 695-2238)."

Dariusz Stola jest historykiem, profesorem w Collegium Civitas i w Instytucie Studiów Politycznych PAN.
-

czwartek, 7 września 2006

IV Władza alternatywą IV RP?

"PiS zmusił fundacje do wycofania się z oskarżeń. Mamy faszyzm i zamordyzm, niezależne instytucje giną na naszych oczach" - desperuje forumowicz - "Fundacja Batorego zastraszona"?
Dramatycznie wyeksponowany tytuł "PiS najczęściej uważane za skorumpowane" - (GW 5 wrzesień) uzupełnia informacja: "z najnowszego raportu Fundacji im. Batorego wynika, że 35 proc. Polaków, spośród tych którzy uważają polityków za skorumpowanych, wymienia Prawo i Sprawiedliwość. PiS jest pierwszy w tym ranking wyprzedzając Samoobronę o 25 proc. wskazań." Natomiast sprostowanie zostało opublikowane (chyba dzisiaj? Nie podają dat) na razie tylko na stronie Fundacji Batorego, w jej Aktualnościach Programu Przeciw Korupcji , wiąc jak przestanie być Aktualnością, to i całkiem zniknie:

"W związku z pojawiającymi się w mediach informacjami, że z przedstawionego w dniu 5 września 2006 badania Fundacji im. Stefana Batorego pt. Codzienne doświadczenia korupcyjne Polaków - Barometr korupcji 2006 wynika, że "najbardziej przekupną partią jest PiS", lub "PiS jest korupcyjnym liderem" informujemy, że tego typu stwierdzenia są nieuprawnioną nadinterpretacją danych zawartych w raporcie."

W "Wyjaśnieniach" załaczonych do sprostowania w postaci dokumentu Word czytamy, że "badanie dotyczyło wszystkich sfer życia codziennego zagrożonych korupcją. W odpowiedzi na pytanie - w których ze wskazanych dziedzin życia społecznego w Polsce korupcja występuje najczęściej - 35%, czyli 336 respondentów spośród ogółu badanych (N=950) wskazało na polityków - działaczy partyjnych, radnych, posłów, senatorów. Następnie zapytano respondentów, którzy udzielili takiej odpowiedzi, jakich polityków mieli na myśli - na jakich stanowiskach, w jakich instytucjach, partiach. Respondenci odpowiadali własnymi słowami. W efekcie w wypowiedzi jednego respondenta mogło pojawić się wiele wątków, określeń, nazw. 81% odpowiedziało (274 osoby, czyli 29% ogółu badanych), że wszystkie partie lub wszyscy politycy są skorumpowani. Respondenci wymieniali też nazwy konkretnych partii. Nazwa PiS pojawiła się w wypowiedziach 117 osób - tj. 35% spośród odpowiadających na to pytanie, czyli 12% ogółu badanych. "

Z tego curiosalnego sprostowania wynika, że w badaniach w ogóle nie stawiano respondentom pytania "która partia jest twoim zdaniem najbardziej skorumpowana"; że niektórzy respondenci w trakcie swobodnej wypowiedzi wymieniali nazwy partii, i że partią najczęściej wymienianą był PIS. Ponieważ były to swobodne wypowiedzi "niektórych respondentów", mogli mówić o PISie jako partii najbardziej skorumpowanej równie dobrze, jak wymieniając PIS jako partię, która ma program antykorupcyjny. Respondenci mogli też ankieterom wymieniać, jakie nazwy partii znają. Dziennikarz sygnujący własnym imieniem i nazwiskiem informację o "najbardziej skorumpowanym PISie", nazywa się Michał Pietniczka, ale już za sposób zaprezentowania jej opinii publicznej odpowiadają pospołu Alik Smolar, w imieniu Fundacji Batorego, i Helena Łuczywo, w imieniu Gazety Wyborczej.

Cytowane sprostowanie jest curiosalne, gdyż bezpośrednio pod nim widnieje wcześniejsza informacja, że "5 września 2006 w siedzibie Fundacji Batorego odbyła się prezentacja raportu z badań socjologicznych Codzienne doświadczenia korupcyjne Polaków - barometr korupcji 2006." Sa dwie możliwości: pierwsza - autorka raportu, dr hab. Anna Kubiak, przekazała dziennikarzom informację o badaniach w sposób tak niekompetentny, że ją to dyskwalifikuje zupełnie jako socjologa i koordynatora jakichkolwiek badań, gdyż ewidentnie nie rozumie, co badała, nie umie pisać sprawozdań z tego, co robi, lub tak bełkotała w trakcie prezentacji, że obecni na sali dziennikarze jej w ogóle nie zrozumieli; druga - że swoją pracę wykonała dobrze, a problem jest po stronie redakcji, która wysłała do Fundacji Batorego kretyna. Jest oczywiście i taka możliwość, że redakcja nie rozumie, czym się różni misja mediów w państwie demokratycznym i totalitarnym.

Cała ta historia jest tym smutniejsza, że w jej tle trwają pomruki wielkich emocji po opublikowaniu przez Życie Warszawy artykułu "Negocjacje Kuronia z esbekami. Dokumenty SB". Informacja jest prawdziwa, potwierdził ją Lech Wałęsa, a prof. Dudek w programie dla Polskiego Radia stwierdził, że o pierwszej notatce z tych rozmów wspomniał już w swojej książce 2 lata temu (plik mp3). Autentyczności tych dokumentów do dzisiaj nikt nie kwestionuje, ale mimo to pod ciężkim obstrzałem artyleryjskim GW znaleźli się historycy - "funkcjonariusze IPN" oraz redakcja "Życia Warszawy" - za celowe, wynikające z niskich pobudek (zwiększenie dochodu z sprzedaży) nadanie artykułowi sensacyjnego tytułu: "Publikowanie nierzetelnych, nastawionych na sensację..." Adam Michnik apelował nawet, żeby winnym nie podawać ręki.

"Faszyzm, zamordyzm?" Kali by się pewnie z tym zgodził, i poszedł liczyć ile mu za tą zgodę przybyło krów w stadzie. "Niezalezne instytucje gina na naszych oczach" desperuje dalej forumowicz. Co tam niezależne, a gdzie są rzetelne, choćby i były zależne?

piątek, 1 września 2006

Wiara i wina wiary. O kulcie Jacka Kuronia

Jednym z podstawowych filarów ludzkiej wiedzy jest przekonanie o przemijalności życia i nieuchronnie związanych z nim przykrości i bólu. Człowiek pragnący uwolnić od przekleństwa śmiertelności czy bezsensu egzystencji często zwraca się ku religii; ale wiek XX wskazał też nowy sposób poszukiwania drogi powrotu ku pierwotnej, rajskiej świadomości, oznaczającej niewinność i jedność z otaczającym światem: totalitaryzm. XX-wieczny nazizm i komunizm oraz XXI-wieczny islamizm oferują kompletny schemat wyjaśnień kondycji ludzkiej w skali kosmosu i zinstytucjonalizowaną doktrynę zawierającą schematy rozumowania oparte na predystynacji, nadrzędności i absolutu rasy, klasy czy jihadu, wyznaczającą hierarchie i podziały grupowe, regulującą najbardziej zmienny i konfliktogenny obszar relacji między doktrynalnym sacrum i profanum. Właśnie w tym obszarze najłatwiej pojawia się kontestacja, a w jej konsekwencji sekty.

Sekty trudno poddają się klasyfikacjom ze względu na swą niepowtarzalność i unikalność członkostwa. Rzucają wyzwanie ustalonemu porządkowi, kwestionują stosowane praktyki i ceremonie, podważają funkcjonujące kanony i autorytety. Ale to one decydują o różnorodności i wielowymiarowości doktryny, od której się oderwały, nie pozwalają jej skostnieć. W pewnym sensie stają się potrzebne pierwotnym doktrynom, i jako wróg, i jako źródło odnowienia. Ich istnieniem totalitarne systemy tłumaczą potrzebę inkwizycji: celem terroru skierowanego do wewnątrz jest utrzymanie doktrynalnej czystości. Zarazem istnienie sekt może być dowodem otwarcia doktryny i jej zdolnosci regeneracji i ewolucji.

Przynależność do sekty nadaje poszczególnym osobnikom poczucie misji religijnej, porządkuje indywidualne cele w harmonii z celami grupy, koreluje gorliwość w sprawowaniu praktyk i ceremonii z poziomem dopasowania się do wzorca funkcjonującego w grupie. Indywidualizm i różnica stają się wewnętrznymi, agentami groźnego świata na zewnątrz, źródłem poczucia winy i zdrady, bodźcem ku jeszcze większej gorliwości, która ma uspokoić rozdygotane sumienie. Lojalność wobec grupy staje się źródłem postawy moralnej jej członków, a ta jest tak doskonałym strażnikiem wewnętrznym, że przestaje być potrzebny przymus i straż zewnętrzna.

W ustabilizowanych kultach religijnych wiara przybiera wiele odcieni, z poszukującym wątpieniem włacznie. W sektach konieczność obrony ortodoksyjnych, prawowiernych zasad jest składnikiem ich autodefinicji i szczególnej polityki separowania się, odgradzania od świata, prowadzącej do nadania im charakteru pierwotnych grup odniesienia.Tworzy się przestrzeń wewnętrzna i zewnętrzna. Pierwsza z nich uważana jest za własną, czystą, wyznaczającą granice znanego i bezpiecznego świata. Wszystko co znajduje się poza nią niesie niebezpieczeństwo skażenia grzechem, duchowy niepokój, zagraża stabilności grupy. W nieczystym zewnętrzu pojawia się jego mieszkaniec, brudny wróg, definiowany wystarczająco szeroko, by objąć każdego, kto nie jest prawowierny. Kontestacja religijna staje się obroną prawowierności, pojawiają się sztywne rygory, dyscyplina wewnętrzna, której przestrzeganie jest warunkiem pozostania w sekcie, a także inkwizycja, rozbudowany system wzajemnej inwigilacji i sprawdzania prawowierności w obrębie grupy oraz awansu uzależnionego od wtajemniczenia.

Mimo dobrowolności i przypadkowości akcesu sekty odwołują się do zasad i poczucia wspólnotowości i pokrewieństwa, po części wynikającego z wspólnoty ducha i odczuć oderwania i kontestacji, po części z zasady budowania relacji opartych na więziach osobistych, a nie instytucjonalnych; to, co przyniesione z zewnątrz, staje się wtórne, niepotrzebne, wymagające oczyszczenia. Oferowany komfort psychiczny, układ stosunków społecznych między osobami, a nie pozycjami, przyciągają nadzieją osiągnięcia duchowej harmonii, uczuć altruistycznych, przyjaźni i towarzystwa w dotychczasowej samotności, siły grupy wzmacniającej własną słabość. Wrażenie powinowactwa między wszystkimi członkami grupy jest tak dojmujące, że w konsekwencji sekty często stają się ekwiwalentem rodziny oraz przyczyną radykalnego zerwania z rodziną biologiczną czy dotychczasową wspólnotą. Ważnym wyróżnikiem sekt jest silne przekonanie członków o wyjątkowości ich przynależności i wiary. Nie wszystkie, nie zawsze i nie wszędzie zapragną naprawiać lub zmieniać świat zewnętrzny, lecz każda bez wyjątku nastawiona jest na ochronę dóbr duchowych swych członków, troskę o życie pozagrobowe i na działania zmierzające do świętości i zbawienia osiągalnego dzięki - i poprzez osobę duchowego mistrza.

Twórcami grup religijnych o kontestacyjnym rodowodzie bywają ludzie sprawni intelektualnie i silni duchowo, zdeterminowani, przepełnieni autentyczną żarliwością religijną i niezwykle pociągającym dla innych poczuciem własnej boskiej misji i roli oraz - często - wybitnymi zdolnościami psychoterapeutycznymi. Niektórzy przywódcy zawdzięczają swoją pozycję przekonaniu otoczenia o ich nadzwyczajnej odporności psychicznej i fizycznej, osiągniętej i udowodnionej jakimś długotrwałym i ekstremalnie ciężkim treningiem. Bodhidarma spędził dziewięć lat w lodowej jaskini górskiej wpatrując się przez cały ten czas w jeden punkt ściany, cierpiąc zimno, mrok, głód i samotność. Jacek Kuroń przesiedział 9 lat w więzieniu.

Władza w kościołach opiera się na autorytecie urzędu. Władza w sekcie - cechach indywidualnych jednostki. Mężowie święci personifikują sacrum grupy, bo to oni je oddzielili od profanum, podzielili świat na wszystko co święte i wszystko co świeckie: reinterpretując zasady wiary, ustalając zakres obowiązujących zasad i norm, inicjując praktyki i ceremonie. Dlatego własna doktryna czy ideologia mają mniejsze znaczenie dla odrębności sekty niż unikalność członkostwa oraz osobowość mistyka grupy, jej lidera. Członkowie mierzą się tylko z problemem własnej niedoskonałości, a mąż świątobliwy z wiecznością, do której ma grupę zaprowadzić. Dzięki dobrowolności akcesu w sekcie i pierwotnego zainteresowania charyzmatyczną osobowością jej lidera, jego moc duchowa i autorytet prawie nigdy nie bywają zakwestionowane. Prorok jest drogą i niedościgłym wzorcem o prerogatywach niedostępnych nawet najbardziej wtajemniczonym: "Kuroń powtarzał, że doświadczenie 1968 roku przestrzega nas przed rozmowami z esbekami. Natomiast my wszyscy wiedzieliśmy, że są pewne wyjątki, i Jacek był jednym z nich" - mówi Celiński, były współpracownik Kuronia z Komitetu Obrony Robotników (Życie Warszawy, 30.08).

W większości sekt to co święte dominuje nad tym, co świeckie, a opromienienie świętością zależy od odległości od mistrza. Stąd bierze się specyficzna niechęć lub pogarda członków sekt do tego co świeckie, a czasem nawet całkowite kwestionowanie prawomocności świeckich instytucji i autorytetów, które w sektach fundamentalistycznych może nawet przybrać charakter ekstremalny, wojujący lub terrorystyczny. Człowiek raniony w swoje sacrum jest raniony niemal śmiertelnie. Ryczy jak ranny zwierz, o nieświętych młodzianach, próbujących zamordować jego pierwotną przyczynę, a zarazem dowód na istnienie świata transcendentalnego:

"Dziś także nie potrafię polemizować z opiniami grona nieświętych młodzianków z telewizji, gazet i IPN na temat wartości szpiclowskich donosów i ubeckich raportów. Podobnie jak aparatczycy partyjni z epoki PRL także i ci nieświęci młodziankowie więcej zaufania mają do słów oficerów SB i szpicli niż do słów ludzi, którzy byli przeciwnikami dyktatury." (A.Michnik, GW, 30.08.2006)

Sekty rzadko trwają dłużej niż jedno pokolenie i rzadko przeżywają odejście, śmierć lub rezygnację swego mistycznego przywódcy. Warunkiem przetrwania jest choćby minimalna instytucjonalizacja w kult religijny. Obecnie w Indiach istnieje około kilkadziesiąt tysięcy małych grup religijnych zorganizowanych wokół aśramów, będących skrzyżowaniem grobu świętego męża, miejsca oddawania mu czci poprzez transe modlitewne, sprawowania polecanych przez niego praktyk i pobierania nauk od jego uczniów i następców.

"Życie Warszawy" z 29 sierpnia zrobiło skrót z publikacji o Jacku Kuroniu z dwumiesięcznika "Arcana" i zamieściło 4 z 11 opublikowanych tam dokumentów IPN z sprawy "Watra" - rozpracowania Jacka Kuronia od lat 60. do 90. Materiały te dowodzą, że w latach 1985-89 Jacek Kuroń prowadził z Służbą Bezpieczeństwa negocjacje polityczne prowadzące do Okrągłego Stołu, w trakcie których m.in. szczerze opisywał oficerom SB gry i zabiegi personalne zmierzające do przejęcia kontroli nad ówczesną opozycją. Lech Wałęsa potwierdził informację, że takie negocjacje się odbywały i powiedział, że dał upoważnienie do takich rozmów około 20 osobom, w tym Kuroniowi. Ale trójka byłych uczniów Kuronia wezwała na łamach Gazety Wyborczej do zapalenia świeczek na jego grobie w pierwszy weekend września w ramach protestu przeciwko "bezpodstawnemu kwestionowaniu dokonań Jacka Kuronia i zakłamywaniu historii dla potrzeb polityki". "Dajmy w ten sposób wyraz naszego szacunku i pamięci ... w ramach wyrażenia solidarności z pomawianym." Ich apel poprzedza szereg listów otwartych przeciwko bezczeszczeniu pamięci Kuronia oraz potępiających historyków z IPN: "Pytam panów z IPN: czy wyście się z chu...m na łby pozamieniali?!? ... Dzięki Kuroniowi Polska jest taka, jaka jest. Każdego, kto chce to podważyć, pytam: kto mu za to płaci?" - pyta Andrzej Celiński. (Życie Warszawy 30.08.2006)

"Sprawa krzyża w Oświęcimiu jest zupełnie inna, bo tu rzecz jest z obcymi. Więcej - ujawnia ona jakieś niezwykle ważne i drażliwe miejsce naszej zbiorowej duszy, miejsce zapalne, które powstaje tam, gdzie nasz katolicyzm z owymi obcymi się styka - pisze Teresa Bogucka (GW 23.05.1998) - "Uderzająca cecha ludzi odpowiadajacych na wezwania do obrony krzyza jest zupełny brak ciekawości drugiej strony, zamknięcie się na argumenty, niezwykła umiejetność słyszenia jedynie tego, co potwierdza poczucie własnej racji."

Nawet, jeśli w przyszłości rozwiną się w wielkie kulty religijne, wszystkie sekty zaczynają od małych grup wspólnotowych, które muszą sobie radzić z większościowym otoczeniem postrzeganym jako środowisko obce, nieczyste, nie rozumiejące i nastawione wrogo. Istnienie zewnętrznych prześladowców jest oczywiste, wynika z manichejskiego rozumienia ludzkiej kondycji jako równoczesnego tworu sił dobra i zła, gdzie dowodem obecności zła w sferze zewnętrznej jest istnienie błogosławionego wnętrza, a wyrazem tej dychotomii jest zasiedlenie obu krain wizerunkami, wyobrażeniami i wcieleniami obu przeciwieństw.

W ekstremalnych przypadkach sekta może sięgnąć po terroryzm, uprawnioną formę samoobrony mniejszości przed większościowym złem, lub po zbiorowe samobójstwo, jak sekta Świątyni Ludu Jamesa Jonesa w Gujanie w 1878, w przekonaniu, że nie ma innej formy obrony lub ucieczki przed prześladowcami. Bezpośrednią przyczyną tamtej tragedii było przybycie do Guajany specjalnej komisji śledczej z kongresmanem Leo Ryanem jako przewodniczącym i dwoma dziennikarzami w jej składzie. Wszyscy członkowie komisji ponieśli śmierć na lotnisku w pobliżu Jonestown w tym samym dniu, gdy członkowie sekty zażyli napój z trucizną. Wspólcześnie coraz częściej pojawiają się sekty operujące skalami Kosmosu, w których cała ludzkość jest mniejszością zależną od cywilizacji pozaziemskiej. Wyznawcy Świątyni Śłońca umieszczają ją na Syriuszu, a Antrovirsu na planecie Hebro w nienazwanym zakątku Wszechświata. Wyższe cywilizacje rządzą Ziemianami niejawnie, za pomocą agentów człowiekopodobnych lub przez bezpośrednie oddziaływanie na ludzkie umysły.

"Wyznawca Radia Maryja czuje sie gorszy, zagrozony przez wszystko, co obce i nieznane; w tym rozchwianym swiecie mocny jest tylko tradycyjna wiara okopana przeciw odmiennosci. Czas chaosu i towarzyszacy mu nadmiar informacji rodzi znana reakcje - odruch izolacji, zamkniecia sie na przekazy, odmowe ich selekcjonowania i oceniania. I zawierzenie autorytetom, ktore jasno opisują świat i tłumaczą, dlaczego jest źle." - pisze Teresa Bogucka w dawnym artykule o krzyżach na żwirowisku w Auschwitz. ("W pralękach swoich pogrzebani", Gazeta Wyborcza 23.05.1998)

"Plugawi się dorobek »S« przy udziale funkcjonariuszy IPN" - napisało 9 sygnatariuszy w liście do Prezydenta RP - "proces odzierania antykomunistycznej opozycji z godności i zasług ma charakter planowy....Polska nie zasługuje na to, by jej historię »na nowo« pisali ubecy oraz zafascynowani ich dorobkiem pseudo badacze" - czytamy w liście. "Pan, jako urzędujący Prezydent RP, ma obowiązek postawić temu tamę, bo nie ma przyszłości naród, który nie potrafi oddać sprawiedliwości bohaterom przeszłości" (podpisali: B. Lis, W. Frasyniuk, K. Bieliński, E. Milewicz, M. Chojecki, T. Jedynak, J. Borowczak, A. Wielowieyski i A.Pietkiewicz.)

'Mamy prawo do autorytetów" - piszą młodzi ludzie do "Rzeczpospolitej" - "Stowarzyszenie Młode Centrum nie akceptuje chamskich, bezczelnych i nieuzasadnionych ataków na autorytet Jacka Kuronia, członka honorowego stowarzyszenia. Jesteśmy młodzi. ... Ale znamy historię Polski i mamy prawo do wzorowania się na jej bohaterach. Dezawuowanie Wielkiego Człowieka, wzoru polityka, bohatera polskich przemian w sposób niemieszczący się w granicach dobrego smaku jest dla nas świadectwem tego, że polski dyskurs publiczny jest ściągany do poziomu poniżej dna." ("Rzeczpospolita, 31.08.2006)

"Taka "obrona" to, w istocie, agresywny atak na wszystkich co myślą choćby ociupinkę inaczej od żelaznego modelu ocen na temat opozycji usankcjonowanego w ostatnich 17 latach. So - here we go again: "oszołomy" i "chorzy na nienawiść" - pisze Katarzyna Makowska (Forum SWS, 31.08.2006) Ale w wizję piekła wpisana jest wiedza o anonimizacji, depersonalizacji, biurokratyzacji złożonej z zuniformizowanych funkcjonariuszy i sensowności hierarchicznego pytania "kto im za to płaci?"

O atrakcyjności myślenia wspólnotowego świadczy chociażby zawarty w każdej religii obraz tego, co potocznie nazywamy piekłem i niebem, otchłanią i rajem. Sekty mają dodatkową ofertę: wzajemnej bezpośredniości, zrozumienia i empatii członków, interakcji z samym Bogiem poprzez osobę mistyka, który zaznał zaszczytu oświecenia jasnym celem, bycia naczyniem Dobra i nawiązania kontaktu z krainą Wiecznej Szczęśliwości. "Kultura odpowiada na sens życia, to znaczy o jego cel. Po drugie, kultura jest celowa, a więc każde najdrobniejsze zadanie ma swój cel, który stanowi odpowiedź na pytanie - po co to robię." - pisze Jacek Kuroń o swoich medytacjach w więzieniu w książce "Wina i Wiara". - "Tym bardziej więc cel, który stanowi odpowiedź na pytanie - po co to robię. Tym bardziej więc każdy pyta o cel swojego życia. Jak powszechnie wiadomo, życie jest ograniczone, pełne cierpień i wyrzeczeń. Kiedy więc chce znaleźć taki cel, który by przezwyciężył śmierć, wart był cierpień i wyrzeczeń. To wszystko, co przezwycięża nasze życie, nadaje mu sens przeżywany jako sacrum."

I dalej: "Wszystkie możliwe odpowiedzi o sens życia oparte są na miłości: miłości Boga, miłości drugiego człowieka - bliźniego. ... Kultura zawiera symbole zapośredniczające więź uczuciową jej uczestników - symbole identyfikacji. Ponieważ zapośredniczają one więź (miłość) z drugim człowiekiem (bliźnim), członkiem grupy własnej, a przy tym służba tej grupie ... może nadawać sens życiu człowieka, więc symbole identyfikacji przeżywane są jako sacrum. Moralność wydaje mi się być sferą, w której spotykają się konsekwencje przeżycia sacrum z doświadczeniem życia społecznego."

Kultura nie ma celu. Ona jest. Nie da się manipulować kulturą bez totalnej władzy nad nią i nad jej wytwórcami, a ta jest możliwa tylko w systemie totalitarnym i sektach. Kuroń w książce "Wina i wiara" szczerze opisał swoją więzienną transformację w mistycznego przywódcę i to jest właśnie to, co zrobił KOR.