poniedziałek, 12 czerwca 2006

Józef Pinior: Oko cyklonu

Rola Ameryki w dzisiejszym świecie. Nowy Rzym – chyba najczęściej używane porównanie, zarówno w świetle pozytywnym jak i negatywnym. Czy następne stulecie Ameryki, czy raczej zmierzch, schyłek, „imperialne nadwyrężenie”, nadchodząca nowa epoka Chin, Indii? Tworzy się nowa dziedzina wiedzy. Co miesiąc nowe książki, najczęściej opasłe tomy na ten temat. Próbuję śledzić tą debatę, kupuję wszystkie nowości, czytam, przeglądam do późna w noc. Fascynująca literatura.

To wybuchło w ostatnich latach. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do USA, w 1993 r., Ameryka była oczywiście świadoma swojej potęgi, wygrania zimnej wojny ale to było jeszcze w XX wieku, patrzenia na świat przez pryzmat europejski. Pamiętam seminarium w roku akademickim 1993/1994 Erica Hobsbawma w New School for Social Research w Nowym Jorku. Hobsbawm przedstawiał kolejne rozdziały książki „Wiek skrajności”, którą właśnie wtedy pisał, którą zresztą potem dedykował swoim studentom z tego seminarium. Hobsbawm – wielki i kontrowersyjny, nie byłem jedynym na tym seminarium, który nie zawsze się z nim zgadzał. Zasypany śniegiem Manhattan i te długie, wieczorne spory w New School na temat XX wieku. To już było stulecie Ameryki ale jednak, sprawy najważniejsze – upadek demokracji liberalnej, wojny światowe, totalitaryzm, sputnik, pierwszy lot człowieka w przestrzeni kosmicznej, powrót demokracji - rozegrały się w Europie. To było stulecie Niemiec, Rosji, Europy. Teraz jesteśmy w innej epoce. Oczywiście 11 września, ale może jeszcze bardziej interwencja militarna Ameryki w Iraku, fakt, że administracja prezydenta Busha mogła to zrobić na własną rękę, nie pytając o zgodę ONZ czy NATO, czy sojuszników europejskich uprzytomniły prowincjonalność Europy w XXI wieku, przesunięcie się centrum cywilizacji zachodniej do Ameryki.

Zmiana systemu, słynne „regime change” stosowane do oddania sensu operacji militarnych w Afganistanie czy w Iraku teraz na naszych oczach rozgrywa się w Waszyngtonie w wyniku zwycięstwa Demokratów w ostatnich w wyborach w połowie kadencji Kongresu. Trafiam na ten rozgorączkowany Waszyngton z delegacją Parlamentu Europejskiego do spraw stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Od kilku dni spotkania z członkami/iniami Izby Reprentantów i Senatu z obydwu partii. Euforia wśród Demokratów. Wcześnie rano w Kongresie spotkanie z sędziwym Tomem Lantosem, z kongresmanem z Kalifornii, który ma zostać nowym przewodniczącym potężnej Komisji Spraw Zagranicznych Kongresu.

Lantos, uchodźca z Węgier, który przeżył Holocaust i któremu udało się wydostać z Budapesztu w 1947 r., był działaczem antynazistowskiego podziemia oraz po 1945 r. antykomunistycznej organizacji studenckiej. Wie, co to znaczy totalitaryzm, jak sam o sobie mówi z ironią zna bardzo dobrze Europę, aż za dobrze. Spotkanie niezwykle serdeczne, ku zaskoczeniu nas wszystkich, przyzwyczajonych do napięć i niedomówień w stosunkach europejsko-amerykańskich w ostatnich latach. Najlepiej to napięcie oddaje nazwa podkomisji do spraw europejskich w Komisji Spraw Zagranicznych Kongresu: Subcommittee on Europe and Emerging Threats (!). Jej nowym przewodniczącym zostanie kongresman z Florydy Robert Wexler. Lantos podkreśla znaczenie NATO, konieczność równomiernego zwiększenia ilości żołnierzy w oddziałach europejskich w Afganistanie.

Wszyscy Demokraci mówią nam o woli odrodzenia stosunków europejsko-amerykańskich. Brzmi to szczerze. Najmocniej wypada Wexler, który składa deklarację polityczną o zamiarze większości demokratycznej w Kongresie zniesienia wiz. Od kilku dni mówią nam to samo przedstawiciele administracji prezydenta Busha ale tutaj wydaje mi się to bardziej przekonywujące. Po pierwsze dotyczy Kongresu, miejsca gdzie ta sprawa może się rzeczywiście jednoznacznie rozstrzygnąć. Po drugie, nie jest to obciążone w tej chwili kwestią przekazywania dokładnych danych osobowych do USA, jak w propozycji administracji. Ta sprawa przekazywania danych osobowych od dawna dzieli Unię Europejską, szczególnie Parlament Europejski i administrację prezydenta Busha. Parlament pyta od wielu miesięcy, narażając się na zarzuty o antyamerykańskość, po co Ameryce tak dokładne dane osobowe, w sposób oczywisty naruszające prywatność, np. dotyczące pasażerów lotów transatlantyckich? W Polsce problem stał się głośny dopiero w związku ze zniesieniem wiz do USA. Żenujące były te próby Warszawy załatwienia wiz na własną rękę, tzn. na bazie stosunków polsko-amerykańskich a nie przez Brukselę, na poziomie UE-USA. Sprawa wiz dotyczy zresztą także Grecji, a nie tylko nowych krajów członkowskich UE. Wygląda na to, że to nowe przywództwo polityczne w USA, w Kongresie i w Senacie to dobra zmiana z punktu widzenia Polski i Europy.

niedziela, 11 czerwca 2006

Józef Pinior: Kuba, wyspa jak wulkan gorąca

Czy już wkrótce spotkamy się na koncercie w Buena Vista Social Club w Hawanie? Fala demokracji, a na pewno fala radykalnych zmian politycznych dochodzi do Hawany. To wszystko ma związek ze stanem zdrowia Fidela Castro - dla nikogo nie ulega wątpliwości, że śmierć dyktatora a jednocześnie jednego z najbardziej charyzmatycznych przywódców w drugiej połowie dwudziestego wieku będzie oznaczała załamanie się dotychczasowego systemu władzy na Kubie. Co dalej? Coraz więcej spotkań na ten temat w Brukseli z przedstawicielami kubańskiej opozycji, oficjalnych kubańskich władz a także z wysłannikami departamentu Stanu USA.

Rewolucja kubańska miała w sobie ogromny ładunek emancypacyjny, czytelny dla ludzi na całym świecie. To jeszcze jest widoczne w filmie świetnego brazylijskiego reżysera Waltera Sallesa z 2004 r. "Dzienniki motocyklowe", ekranizującego dzienniki Che Guevary. Przemawia romantyzm tamtego pokolenia, niezgoda na nędzę i upokorzenie, bunt i wiara, że można zmienić świat. Ta piękna legenda już wkrótce, w najbliższych miesiącach zderzy się z rzeczywistością dzisiejszej Kuby, z biedą społeczeństwa dławionego przez dyktaturę, żyjącego w zamknięciu przed światem, poddanego biurokratycznej kontroli funkcjonariuszy osłabionego reżimu, który przeżył upadek bloku wschodniego. Na Kubie będziemy świadkami rewolucji politycznej, formowania się nowego systemu politycznego.

Parlament Europejski obserwuje to z zapartym tchem. Ameryka Łacińska jest bardzo ważnym partnerem gospodarczym i kulturalnym dla Unii Europejskiej. W dobie globalnej, kiedy podstawowym problemem dla współczesnego świata staje się tworzenie nowego ładu międzynarodowego Ameryka Łacińska, zawsze nieufnie spoglądająca na potęgę USA widzi w Europie ważny i konieczny składnik stosunków międzynarodowych opartych na równości i wielobiegunowości. Kraje Ameryki Łacińskiej tworzą z Europą wspólnotę kulturową opartą na języku, historii oraz polityce. Wreszcie dla Hiszpanii i Portugalii Ameryka Łacińska jest podobnym punktem odniesienia jak dla Polski Europa Wschodnia. Zarówno wspomnieniem wspólnej przeszłości, nierozerwalnie związanej z historią krajów członkowskich Unii Europejskiej jak i miejscem bardzo bliskich kontaktów obecnie. W Parlamencie działa aż pięć delegacji związanych z Ameryką Łacińską. Unia Europejska - Meksyk, UE - Chile, UE - Ameryka Środkowa, UE - Wspólnota Andyjska, UE - Mercosur.

W ostatnich latach jesteśmy świadkami odradzania się w Ameryce Łacińskiej radykalnej krytyki społecznej, poszukiwania nowych dróg rozwoju, zwycięstwa w demokratycznych wyborach przywódców, którzy powołują się na prekolumbijskie dziedzictwo Ameryki. Najlepiej symbolizuje te nowe tendencje w polityce prezydent Boliwii, Evo Morales, który ujął to w swoim przemówieniu w Parlamencie Europejskim w maju br. w następujący sposób: "To, że wybrano prezydentem Indianina to nie znak zemsty, lecz nadziei". To było wielkie przemówienie. Zaproszenie prezydenta Moralesa do złożenia wizyty w Parlamencie Europejskim było ze strony Parlamentu aktem otwarcia na demokratyczna wolę społeczeństw na drugiej półkuli. Morales podjął kontrowersyjną decyzję o nacjonalizacji sektora energetycznego, co rzecz jasna nie zdobywa mu sympatii ani w Waszyngtonie ani w konserwatywnych kręgach politycznych. W Strasburgu, na znak protestu w czasie przemówienia Moralesa salę plenarną opuściła prawie połowa posłów z prawej strony Parlamentu. Jakkolwiek by było Morales był przekonywujący. Mówił o swojej drodze życiowej, o starcie z analfabetycznego środowiska, o marzeniu o szkole, o zdobyciu dobrego wykształcenia. Morales jest Indianinem Aymara, obok Metysów i Indian Quechua trzeciej najliczniejszej grupy ludności w Boliwii. Co szczególnie interesujące, działalność polityczną rozpoczął jako przywódca związku "cocaleros", rolników uprawiających kokę. Poglądy Moralesa na wiele spraw budzą sprzeciw, tym niemniej budzi szacunek powaga jego deklaracji oraz, przynajmniej takie odnosi się wrażenie, czystość intencji. Swoje przemówienie w Strasburgu zakończył wyznaniem: "Nie chcemy być już państwem żebraków", czym rzecz jasna zdobył serce całej lewej strony Parlamentu.

Tak, więc wszyscy czekają na Kubę. Waga, jaką Parlament Europejski przykłada do kwestii dławienia praw człowieka przez reżym Fidela Castro jest najlepiej widoczna w przyznawaniu najważniejszej nagrody Unii Europejskiej, Nagrody Sacharowa. Kuba otrzymała to wyróżnienie już dwa razy. W 2002 r. czołowy opozycjonista, bliski Kościoła Oswaldo Payá Sardinas. Przed rokiem Nagrodę Sacharowa otrzymały Damas de Blanco, Kobiety w Bieli, symbol Kuby represjonowanej, czekającej na swoich bliskich, nie tracącej nadziei na powrót na wyspę demokracji. Do demokratycznego przełomu przygotowuje się także bez wątpienia reżym. Wojsko kontroluje najlepsze nieruchomości w Hawanie i nad morzem, podobno sprzedaje je prywatnym przedsiębiorcom, dokonuje się już - podobnie jak 20 lat temu w Europie Środkowo-Wschodniej - proces "uburżyazyjnienia" nomenklatury. Jak na Kubie potoczy się transformacja? Czy castrystom uda się przekształcić w socjaldemokrację, stać się stroną w polityce demokratycznej, jak to się udało sandinistom w Nikaragui po 1989 r.? Czy na Kubie dojdzie do kompromisu pomiędzy silami wywodzącymi się z autorytarnego reżimu a opozycją jak w Hiszpanii po śmierci Franco pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku czy w Polsce w 1989 r.? Czy też raczej dojdzie do radykalnego zerwania z obecnym status quo? Jedno wiemy na pewno - w Hawanie dla wszystkich stron konfrontacji istotnym punktem odniesienia będzie Parlament Europejski. Znam posłów, którzy najbliższego Sylwestra spędzą na "wyspie jak wulkan gorąca", jak śpiewano w Warszawie jeszcze we wczesnych latach sześćdziesiątych. Sylwester w Hawanie, być może w największym natężeniu demokratycznego przełomu. Przy stoliku i na hawańskiej ulicy z Oswaldo Paya jako kandydatem na prezydenta w pierwszych demokratycznych wyborach. Na Kubie dumnej i wolnej, szczęśliwej z odzyskania demokracji.