wtorek, 8 sierpnia 2006

Homo Sovieticus na wolności

"...Związek Radziecki jest nie tylko naszym sojusznikiem - to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, partyjniaków, ZSRR jest naszą Ojczyzną, a granice nasze nie jestem w stanie dziś określić, dziś są za Berlinem, a jutro będą na Gibraltarze" - Mieczysław Moczar, sierpień 1948.

"...Prymas udzielił Wałęsie rad odnośnie tego, jaki kierunek działalności winna przyjąć "S". ... Poza tym Wyszyński oświadczył Wałęsie, że przy "S" oraz przy jego osobie "kręcą się bardzo dziwni i nieciekawi ludzie", od których należy się uwolnić. ...Lech Wałęsa z wizyty we Włoszech wyniósł dużo konstruktywnych poglądów i dostrzegł, że w jego otoczeniu znajdują się ludzie nieodpowiedzialni i należy zrobić czystkę w "S". - Raport "Delegata"

SB zaplanowała użycie sieci agentury w celu "inspirowania delegatów do zajmowania postaw politycznie korzystnych, neutralizacji i dezaprobaty w stosunku do elementów ekstremalnych". Wykorzystać w tym celu zamierzała przede wszystkim "k.o. ps. Delegat, który użyty będzie także do przekazywania prymasowi J. Glempowi odpowiednich opinii i sugestii na temat środowisk "S" i występujących tam tendencji". - IV wydział SB w Gdańsku.

"Było więcej ludzi bardziej niebezpiecznych. On nie chciał szkodzić Kościołowi". - prymas Glemp o k.o. "Delegat", sierpień 2006.

I tak oto każda gazeta w Polsce studiuje jakieś teczki. W Gazecie Wyborczej reklamują teczki Teresy Boguckiej znalezione w szopie na Służewcu, w Rzeczpospolitej "Delegata" znalezionego w archiwach IPN, "Życie Warszawy" piękną i dystyngowaną Helenę Wolińską, we "Wprost" częściowo sfałszowanego agenta Bolka oraz zniknięte teczki zbrodniarzy hitlerowskich, których nie idzie znaleźć w archiwach Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (wcześniej Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich), bo od wiosny 1959 kolejni szefowie tej komisji zamiast stawiać zbrodniarzy przed sądem, odsyłali akta do Niemiec, a tam tonęły w archiwach w Ludwigsburgu. Ostatnim z szefów Komisji był profesor Witold Kulesza, dzisiejszy szef pionu śledczego IPN, ale ponieważ od czerwca ściga go prokuratora na wniosek prezesa Kurtyki, szefa IPN, to nie wiadomo, czy profesor Kulesza dalej będzie zarządzał ściganie za zbrodnie stalinowskie z ramienia pionu śledczego IPN.

Centrala w Ludwigsburgu powstała w 1958 r. do archiwizowania i przekazywania spraw prokuraturze, potem była jedynie archiwum tych spraw; teraz ma być w ogóle rozwiązana i jej zawartość już została częściowo zniszczona ze względu na "przedawnienie okresu przechowywania", natomiast pozostałości mają się rozpłynąć w czeluściach rozmaitych niemieckich archiwów. Do których Polacy będą mieli dostęp lub nie.

Chodzi o kilka tysięcy śledztw z okresu wojny. Dr Antoni Kura, naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu szacuje, że takich niezamkniętych postępowań może być nawet 10 tysięcy, w tym niektore są bardzo głośne, na przykład sprawa zbrodni niemieckich popełnionych na terenie obozów Gross-Rosen czy Treblinka.

"Tylko w latach 1965-1989 Polacy przekazali Niemcom 36 tys. protokołów zeznań, 150 tys. fotografii, kilkadziesiąt tysięcy mikrofilmów i 12 tys. kompletów materiałów z prowadzonych śledztw. W zamian strona polska otrzymała z Ludwigsburga... listę polskich gajowych i leśniczych współpracujących z RSHA (Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy)" - pisze Jan M. Fijor w artykule "Komisja zacierania zbrodni." Zadnego porozumienia międzyrządowego w tej sprawie nie było, więc interesujące jest, jak te tony akt w ogóle przejeżdżały przez granicę i Mur Berliński. "Zmarły niedawno tropiciel zbrodni hitlerowskich Szymon Wiesenthal nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że fotografie esesmanów mordujących Polaków, zarejestrowane w aktach GKBZH, są odnajdywane w niemieckich archiwach." - dodaje Fijor - "Prof. Kulesza nadal opowiada się za współpracą z Ludwigsburgiem. W 2005 r. pracownicy IPN otrzymali podpisaną przez niego notatkę służbową, w której apeluje o pomoc dla centrum w Ludwigsburgu "w związku z tendencjami likwidacyjnymi tej instytucji". Innymi słowy, chodziło o wysyłanie do Ludwigsburga jak najwięcej akt. W uznaniu zasług dla polsko-niemieckiej współpracy prof. Kulesza jest często zapraszany do RFN na wykłady, prelekcje, a niedawno został także nagrodzony medalem przyjaźni."Nasz Dziennik" podaje, że na wieść o likwidacji Ludwigsburga prof. Kulesza nakazał jeszcze przyspieszyć wysyłkę akt, ale - "prokurator IPN, który otrzymał to polecenie, odmówił, wskazując, że wysyłka akt bez zachowania procedury kodeksowej to przestępstwo. W ostatnim dniu urzędowania na tym stanowisku prof. Kulesza nakazał prokuratorom wysyłkę wybranych dokumentów; łącznie 256 tomów, w tym akta egzekucji ulicznych z lat 1943-1944 na terenie getta, akta zbrodni w Pruszkowie, w Palmirach, na Ochocie, w Piasecznie, akta dotyczące zabójstw Polaków za pomoc Żydom."

Pod artykułem w tygodniku "Wprost" o Komisji Zacierania Zbrodni zamieszczona jest wypowiedź prof. Darii Nałęcz, dyrektora naczelnego Archoiwów Państwowych: "Utrata znacznej części tak ważnego dla Polski archiwum dokumentującego niemieckie zbrodnie to kuriozum. Mogłabym jeszcze zrozumieć, gdyby chodziło tylko o naszą pomoc prawną, bo do tego jesteśmy zobowiązani. Jednakże niewykonanie kopii, brak dbałości o zwrot oryginałów, nie mówiąc już o utajnieniu tego procederu przed negocjatorami procesu restytucji archiwaliów z Niemiec, jest co najmniej niepokojące. Mam nadzieję, że ktoś w tej sprawie pójdzie jednak po rozum do głowy. Dobrze byłoby wiedzieć, czy chociaż jedna ze spraw, których akta przekazano, zakończyła się procesem lub skazaniem winnego." Mąż pani profesor był swego czasu członkiem Komitetu Centralnego PZPR, co jednak oczywiście nie znaczy, że o czymkolwiek wiedział.

Casablanka, a jeszcze Macierewicz nie zdążył rozpruć sejfów po rozwiązywanej WSI. Najsmakowitsze kąski są właśnie tam, w aktach wojskowych, nie tylko polskich. Być może wyjaśni się, dlaczego tak łatwo przyszło niektórym funkcjonariuszom zdobyć nie tylko zaufanie, ale i przeszkolenie u Amerykanów po 89 roku - warunkiem są badania krzyżowe. Co zatajnią Amerykanie, jako agentów skonwertowanych na dolary, to ujawni Instytut Gaucka lub Mitrochin. Gra się toczy o to, kto szybciej dotrze do mety: czy Macierewicz otworzy archiwa, czy zamkną Macierewicza; wariant małej dębowej skrzyneczki pod ziemią też się wykluczyć nie da, biorąc pod uwagę los komendanta głownego policji Papały, który miał pecha nadmiernie się zainteresować przestępczością zorganizowaną. Nikogo innego nie odpukną, choćby chcieli, gdyż skład 24 osobowej komisji weryfikacyjnej został utajniony ze względu na bezpieczeństwo członków.

A co czuje w takiej sytuacji człowiek, który żołdu od żadnego wywiadu nie pobierał?

Myśli sobie o minionych latach. Myśli sobie o "Delegacie", kim by on nie był, jak doradzał prymasowi Glempowi, a ów doradzał Lechowi Wałęsie i innym z kierownictwa Solidarności. O pierwszym zjeździe Solidarności i o układaniu listy doradców. O Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie i doradcach przy układaniu listy jego członków. O Okrągłym Stole i zdjęciach z Lechem Wałęsą dla Komitetu Obywatelskiego, i o etykiecie "opozycji niekonstruktywnej" oraz kordonie sanitarnym dla drugich. Nic dziwnego, że w okresie przełomu "Trybuna Ludu" oraz reprezentanci Komitetu Obywatelskiego mówili tym samym językiem - ten sam wydział go wyprodukował.

Najlepsze, że do tego nie trzeba było żadnej rozwiniętej agentury, salon, ktoremu pokazano palcem "podejrzanych" sam ich butował dalej i konstruował kordony sanitarne. Wdrukowanie... "Należy zrobić czystkę w Solidarności" - powiedział "Delegat" w 1981.

Człowiek bez wywiadowczego żołdu odczuwa dziś ulgę. To były baaardzo długie lata. Kiedy wszyscy się od ciebie odsuwają marszcząc nos, to w końcu się zaczynasz zastanawiać, czy nie śmierdzisz. Jeśli ciągle trafiasz na ataki agresji ze strony rozmaitych ludzi, myślisz sobie, że to może w tobie jest przyczyna. Może masz coś nie tak z charakterem? No więc po bardzo wielu latach okazuje się, że jednak wszystko z tobą jest w najlepszym porządku. A oni? Homo sovietikus na wolności, ale nie ci Tishnera tylko Zinowiewa:

"Pierwsza to kreowany przez władzę wzorcowy typ ludzki - bohaterski, upiększony, znany z literatury, filmu i gazet. Druga natura homososa to postawa pełna złości, zniecierpliwienia i zawiści do świata zewnętrznego. Cechuje ją miałkość, brak inicjatywy, pasywność i trywialność charakteru. ... Na emigracji (Zinowiew) obserwuje "homo sovieticusów na wolności", których tak opisuje: "Homosos przyzwyczajony jest do marnego życia, ciągle oczekuje czegoś gorszego od losu i z pokorą przyjmuje wszelkie decyzje władzy. Wiele doświadczeń homososa zdobytych w warunkach społeczeństwa totalitarnego jest bardzo przydatnych w jego życiu na Zachodzie". Podaje przykłady przeobrażeń aktywistów komsomolców w wielkich orędowników prawosławia. Uważa, że w nowych warunkach społeczno-politycznych są zdolni do siania intryg, zawiści, walki o władzę - a więc wszystkiego tego, od czego uciekali w Związku Sowieckim."

Dzisiejsza Polska to właśnie Zachód. Niech się sowoki nawzajem pozabijają... Coż nas to obchodzi? "Zinowiew uważa, że system komunistyczny dla homososa był wygodny, a jego burzenie - bezcelowe. Dlatego rozpad ZSRR spowodowany był nie przez działania wewnętrzne, lecz został narzucony Rosjanom z zewnątrz przez "piątą kolumnę Zachodu".

No właśnie...


Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz