środa, 28 marca 2007

Konstytucja Wolnej Polski

Bez żadnego komentarza własnego opublikowaliśmy wczoraj trzy historyczne dokumenty; ala_k_b komentuje jeden z nich: "Adolf Hilter podzielił kiedyś Warszawę na część aryjską i niearyjską i tak już zostało..." Właśnie. Tyle, że nie tylko Hitler, i nie tylko Warszawę. Zadziwiająca symbioza ideologiczna obu totalitaryzmów, jaka się dokonała w moczaryźmie, doprowadziła do tego, że Polska stała się niemal Juden-frei: wolnym od Żydów barakiem w sowieckim łagrze.

Czystkom antysemickim w 1968 towarzyszyła publikacja spolonizowanych "Protokołów Mędrców Syjonu" przez łódzkie UB oraz antysemickich plakatów skopiowanych z Sturmera. Nie można tej publikacji nazwać "tłumaczeniem", gdyż tekst wydania polskiego różni się od niemieckiego - został dostosowany do ówczesnych warunków polskich i uzupełniony o treści przydatne do szerzenia ideologii czystek.

Moczaryzm wygrał w 1968 nie tylko praktycznie, dzieląc ludzi na getta polskie i żydowskie, ale także ideologicznie. Od 1968 do końca PRL moczarowcy zdobywali coraz szersze pole władzy w aparacie i państwie, a swój szczyt zasięgu i wpływów moczaryzm osiągnął dopiero w latach 1980-tych - wraz z objęciem stanowiska pierwszego sekretarza przez Wojciecha Jaruzelskiego. Jaruzelski - sowiecki agent ps. "Wolski" i jego - być może - oficer prowadzący Czesław Kiszczak, to nierozłączna para, która rozpoczęła czystki etniczne już w 1967 roku.

Mitologia moczaryzmu przyjęła się w społeczeństwie. Z różnych względów. Na uniwersytetach zadbali o to docenci marcowi. Kto by chciał uchodzić za donosiciela zdobywającego etat i tytuł naukowy za pomocą donosów i czystek? Czyż nie lepiej znaleźć uzasadnienie moralne, że popieranie gomułkizmu było wyborem mniejszego zła? Aparatu, który jest "bardziej polski", a więc lepiej pilnujący naszych, narodowych interesów?

Ale z dzisiejszej wiedzy wynika coś innego. Wymiana jednej ekipy sowieckich agentów na inną ekipę sowieckich agentów - za wiedzą, zgodą i zdalnym sterowaniem z Moskwy, nie ma nic wspólnego z interesami polskimi, za to wiele - z sowieckimi. Sowieci musieli w tym widzieć jakąś swoją korzyść. Po drugie, opracowany przez moczarowców system nagród za donosy i lojalki miał katastrofalny wpływ na jakość nauczania i pedagogiki w szkołach i uniwersytetach. Cała Polska widziała, jak bardzo się opłaca donosić, prześladować ludzi wskazanych przez aparat. Nie mówiło się o tym, ale "się" wiedziało...

Po trzecie, marcowi docenci to dzisiejsza profesura. Oczywiście nie cała, i oczywiście nie wszyscy marcowi docenci zdobywali kolejne stopnie naukowe i katedry za gorliwą lojalność i posłuszeństwo w wykonywaniu dyrektyw PZPR - ale tacy też byli. Dlatego jakość polskiej nauki musiała się obniżyć, musiało również dojść do swoistej wymiany pokoleń, kiedy profesor marcowy zatrudniał asystenta na obraz i podobieństwo swoje. Być może dlatego, choć minęło tyle lat od Okrągłego Stołu, do dzisiaj nie są znane listy marcowych docentur, nie tylko imienne, ale nawet ilościowe. Gdzieś, ktoś, zawsze do takich informacji docierał, ale przy całej gadaninie o dekomunizacji, lustracji, ten temat wygląda dalej być obwarowany tabu, nawet w IV RP. Choć być może, dzięki lustracji na uniwersytetach, jednak bariera milczenia pęknie?

Te trzy dokumenty historyczne, opublikowane wczoraj, też nie istnieją w dzisiejszym życiu publicznym w takim wymiarze, jak powinny. Gdyby je uzupełnić o dokumenty z ostatniego kongresu Bundu, stanowiłyby komplet będący fundamentem politycznym większości osób, którzy tu piszą. Bund, żydowska partia współpracująca z PPS, wolała się rozwiązać, niż wejść w skład PZPR. I to jest właśnie odwrotność moczarowskiego mitu "żydokomuny". W Bundzie było trochę osób, które się później znalazły w PZPR czy aparacie bezpieczeństwa, ale ilościowo było ich zbyt mało, by na Bundzie wymusić ruch na zjednoczenie z PPR, do jakiego doszło w PPS. Bund zapłacił za to bardzo wysoką cenę, nie tylko tym, że sowieci tropili "skrzywienie bundowskie" aż do lat 1970tych, ale też najwyższymi ofiarami z życia.

Nie ma nic złego w tym, że sobie głośno powiemy, że agenci, sowieci, instalatorzy i beneficjenci systemu totalitarnego istnieli we wszystkich grupach etnicznych zamieszkujących powojenną Polskę. Nie tylko w polskiej, żydowskiej, ale też ukraińskiej, białoruskiej, niemieckiej... Ale co oni nas właściwie obchodzą? To nie powinno być częścią pamięci demokratycznej; powinno być częścią lekcji o totalitaryzmie. Kurtyna milczenia powoduje, że jesteśmy, współczesne pokolenie, zawieszeni w próżni, jakbyśmy stali się społeczeństwem dopiero w 1989 roku. A to nieprawda.

Podniesienie kurtyny milczenia będzie miało jeszcze jeden skutek, da impuls życia wszystkim mniejszościom etnicznym. Na przykład Niemcy, którzy zostali po wojnie na terenie Polski, byli w większości ludźmi niewinnymi, a nawet więcej, tak bardzo nie chcieli Hitlera, że woleli poczekać na Stalina. Zapłacili za to bardzo okrutną cenę, która powoduje, że do dzisiaj mamy dwóch posłów niemieckich w parlamencie, ale sprawiają oni wrażenie, że się boją wykraczać poza pewien obywatelski standard i nie wykorzystują własnej pozycji tak, jakby mogli, by stać się głosem Polski wielokulturowej i wieloetnicznej.

Opublikowaliśmy również Testament Polski Podziemnej oraz Program Demokracji Polskiej Rady Jedności Narodowej, oba dokumenty napisane przez ostatniego Delegata Rządu na Kraj, Jerzego Brauna. Braun, mesjanistyczny katolik, zapłacił za to torturami w stalinowskim więzieniu, gdzie stracił wszystkie zęby i jedno oko. "Decyzja rozwiązania się Rady nie oznacza duchowej kapitulacji Narodu. Cele, które postawiły sobie stronnictwa Polski Walczącej są nadal niezmienione. Wyrażamy głębokie przekonanie, że stronnictwa Polski Walczącej są nadal niezmienione. Wyrażamy głębokie przekonanie, że stronnictwa te nie ustaną w walce, aż zrealizowany zostanie ich wspólny postulat pełnej suwerenności Polski i ich dążenie do rzeczywistej demokracji w państwie polskim i w stosunkach międzynarodowych." - taki testament zostawiła nam Rada Jedności Narodowej w krótkim okresie zamętu, kiedy jeden system totalitarny przejmował kontrolę po drugim systemie totalitarnym.

Te dokumenty, sporządzone przez Żydów i polskich katolików w najbardziej dramatycznym dla Polski okresie XX wieku, są w naszym rozumieniu czymś takim, jak deklaracja Abrahama Lincolna dla Amerykanów. Naszym wspólnym fundamentem politycznym, z zupełnie innej planety, niż ten okropny, gettoidalny świat Polski okaleczonej przez Hitlera i Moczara. Szczególnie Program Demokracji Polskiej - naszym zdaniem taka powinna być preambuła do polskiej Konstytucji. Teraz, i za sto lat.

To jeszcze raz, oto co uchwalili wolni ludzie wolnej Polski, którzy nie poddali się żadnemu z totalitaryzmów:

Program demokracji polskiej.

W swej walce ze stronnictwami polskimi, reprezentującymi olbrzymią większość narodu, propaganda sowiecka szermuje wciąż hasłem demokracji, zarzucając reakcyjność wszystkim Polakom, stojącym na gruncie prawdziwej niezależności. Uważamy tedy za konieczne sprecyzowanie wyraźnie, jak pojmujemy demokrację, wszystko bowiem wskazuje na to, że pomiędzy pojęciem demokracji w Europie Wschodniej, a naszym istnieje zasadnicza rozbieżność.

Według narodu polskiego:

* Demokracja to pozostawienie najszerszym warstwom narodu swobody wyboru ustroju społeczno-politycznego oraz światopoglądów, z którego on wypływa.

* Demokracja to wolność, określona trafnie w Karcie Atlantyckiej jako wolność od strachu i od głodu, wolność osobista, wolność słowa i przekonań.

* Demokracja to równe prawa dla wszystkich grup politycznych, czy to zachowawczych czy radykalno-postępowych, o ile nie nadużywają one swobody zrzeszania się dla szerzenia anarchii, czy też narzucania innym swych poglądów siłą.

* Demokracja to rządy większości, wyłonionych w drodze swobodnych wyborów, odbywających się przez powszechne 5-przymiotnikowe głosowanie.

* Demokracja to rząd prawa, czyli praworządność, obowiązująca zarówno rządzących jak rządzonych, a zabezpieczająca tak wolność obywatelską, jak autorytet władzy.

* Demokracja to sprawiedliwość oparta na zbiorowym poczuciu słuszności, przyznającym każdej jednostce, warstwie pracującej i narodowi prawo do warunków życia zapewniających im nie tylko materialną egzystencję, ale i wszechstronny rozwój ich możliwości twórczych.

* Demokracja to system zbiorowego bezpieczeństwa, w którym wszystkie państwa wyrzekają się użycia siły i zobowiązują się podporządkować decyzjom międzynarodowych organów, wypływających z obiektywnych norm prawa międzynarodowego.

* Demokracja to uznanie i zabezpieczenie równych praw mniejszych i większych narodów, aby ukrócić raz na zawsze dążenie mocarstw do hegemonii nad innymi narodami i do podziału świata na strefy wpływów.

Rada Jedności Narodowej dnia 1 lipca 1945 r.

4 komentarze:

  1. Michael C. Steinlauf napisal stosunkowo nie dawno bardzo dobra ksiazke "Bondage to the Dead: Poland and the Memory of the Holocaust", w ktorej swietnie analizuje ta ideowa fuzje moczaryzmu z przedwojennym nacjonalizmem. O ile wiem, ta praca nie zostala przetlumaczona na polski, a powinna...

    Piszecie:

    "Po trzecie, marcowi docenci to dzisiejsza profesura. Oczywiście nie cała, i oczywiście nie wszyscy marcowi docenci zdobywali kolejne stopnie naukowe i katedry za gorliwą lojalność i posłuszeństwo w wykonywaniu dyrektyw PZPR - ale tacy też byli. Dlatego jakość polskiej nauki musiała się obniżyć, musiało również dojść do swoistej wymiany pokoleń, kiedy profesor marcowy zatrudniał asystenta na obraz i podobieństwo swoje."

    Rozumiem idee, ale uzasadnianie obnizenia jakosci polskiej nauki obecnoscia profesorow marcowych, to jednak troche przesada. Problem jest przeciez duzo bardziej zlozony. Mozna by raczej powiedziec, ze to "feudalnosc" struktur akademickich przyczynila sie do reprodukcji kadry naukowej z klucza partyjnego, znajomosciowego, koteryjnego, itp. Tu zdaje sie w mniejszym stopniu zawazyl brak etyki politycznej elity, niz jej zwykly zawodowy konformizm, utwierdzony struktura. Ale to zupelnie inny temat.

    Ale to oczywiscie komentarz na zupelnym marginesie sprawy, ktorej post dotyczy.

    Cieplo,

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest przetlumaczona, tu nazywa sie "Pamięć nieprzyswojona. Polska pamięć zagłady" Wydawnictwo Cyklady 2001, tłum. Agata Tomaszewska. Rzeczywiscie swietna i rzeczywiscie ludzie powinni ja czytac.

    To rowniez prawda, ze wiazac jakosc elit uniwersyteckich z wylacznie z marcowcami byloby daleko posunietym uproszczeniem, ale tak to jest z krotkimi tekstami publicystycznymi, ze sie zbyt wiele powiedziec nie da. Natomiast w sprawie fuzji moczaryzmu z przedwojennym nacjonalizmem to tez tego nie bylo w naszym tekscie widac, ale my idziemy dalej. Taka ciaglosc chyba naprawde istnieje, ale tez chyba jest niewystarczajaca dla analizy systemu. Przeciez rzeczy sie nie tlumaczyly w sowieckim imperium wylacznie lokalnie? Watek sympatii ideologicznej, a nawet wspolpracy miedzy obydwoma totalitaryzmami, daje sie zauwazyc na terenie calego bloku wschodniego, wlasciwie od poczatku istnienia III Rzeszy. Te przedruki z Sturmera w 68 to tez nie przedruki z prasy ONRu.

    Zdumiewajaca rzecz, jak sie o tym pomysli, ze propagandzisci systemu sowieckiego nie mieli zadnych oporow by siegac po taka "literature" po wojnie... w Polsce! Dlatego naszym zdaniem polski 68 rok to tylko pewna lokalna kulminacja procesu, ktory sie dokonywal rownolegle w calym imperium, z roznym natezeniem i dynamika, ale jednak wyraznie. Ale to juz nawet nie watek poboczny, tylko kompletnie nie na temat.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki za namiary na tlumaczenie Steinlaufa - musze to wiedziec, a umykaja mi te tlumaczenia.

    Taka juz uroda tekstow publicystycznych, ze sie ludzie czepiaja szerokosci marginesow... ;-)

    A jesli chodzi o meritum - warto by cos napisac o nowej ksiazce Istvana Rev, Retroactive Justice. Prehistory of Post-Communism - kontrowersyjna, soczysta, prowokacyjna, ale tez, poniekad, na ten sam temat, tyle ze z innej flanki.

    Serdecznosci,

    OdpowiedzUsuń
  4. ooo? Tego zupełnie nie znamy? Możesz napisać coś więcej, np. na priv? boguty@gmail.com

    OdpowiedzUsuń