sobota, 26 stycznia 2008

Lewicy w wielkim kryzysie o hodowli brojlerów

"Na wczorajszą prezentację raportu Olejniczak zaprosił przewodniczących rad wojewódzkich Sojuszu. Mają przenieść debatę w partyjny teren" - pisze Wojciech Załuska w artykule "Lewica w wielkim kryzysie" (GW, 24 styczeń 2008) W miarę upływu lat coraz trudniej pamiętać, że tradycją Gazety Wyborczej są jednak opozycyjne pisemka, a nie "Trybuna Ludu" zatrudniająca sprawozdawców ze szkoleń lektorów przy Komitecie Centralnym. Lektor to był taki zawód, dziś poza skansenem nieistniejący, dzięki któremu jakaś grupa ludzi zarabiała pieniądze na życie przenosząc w teren "aktualne zagadnienia marksizmu leninizmu", a inna - informując o tym procederze opinię publiczną za pomocą wysoce swoistego języka.

Ze sprawozdania opublikowanego w Gazecie Wyborczej wynika, że dzisiaj aktualnym zagadnieniem jest kryzys lewicy, a teren będzie się zajmował debatami na temat, jak przenieść na konkrety hasło "Wolność człowieka i solidarność między ludźmi". Kierownictwo amerykanskiej Partii Demokratycznej miałoby w ogóle poważne trudności ze zrozumieniem koncepcji "przenoszenia debat w teren" - głównie dlatego, że ma biurokratyczną samoświadomość i wie, że zadaniem partyjnej biurokracji jest organizowanie maszyny wyborczej, a nie sterowanie wewnątrzpartyjnym propagitem i pseudointelektualnymi "debatami". Życie intelektualne w Partii Demokratycznej kwitnie, ale nie dzięki partyjnym lektorom wysyłanym z Waszyngtonu w głęboki teren stanu Iowa.

O czym, jak, kiedy i z kim

Wolność człowieka, tak samo jak wolność wewnątrzpartyjna, realizuje się między innymi poprzez samosterowność jego życia intelektualnego. Temu służą think tanki. Debatują o czym chcą, jak chcą, kiedy chcą i z kim chcą. Sam termin pojawił się po II wojnie światowej. Dosłownie oznacza zbiornik myśli, a jako pojęcie wywodzi się od nazwy schronu, w którym naradzali się amerykańscy stratedzy. Aparat biurokratyczny Partii Demokratycznej, jak i każdej innej partii, z natury rzeczy ogranicza wolność członków tej partii. Jest właśnie do tego powołany. Jego głównym celem jest namówienie lub wymuszenie na wolnych jednostkach takiego zbiorowego działania, które zrealizuje najlepszą strategię prowadzącą do wygranych wyborów. Cieszy się partyjną legitymizacją tak długo, jak długo potrafi sprawnie zarządzać członkami partii, chętnie godzącymi się nadwerężyć własną wolność, poddać jurysdykcji sądów koleżeńskich i komisji rewizyjnych, płacić składki i nie całkiem dobrowolne darowizny, wszystko w nadziei na pożytki płynące z wyborczego zwycięstwa.

Wolność intelektualna człowieka, podobnie jak ciąża, nie istnieje częściowo, gdyż jest wolnością chaotyczną. Albo intelektualista ma wolność poruszania się ruchami Browna, albo przestaje być intelektualistą. Think tanki są szczytowym osiągnięciem powojennych, demokratycznych sposobów sprawowania władzy i chyba jakąś reakcją na powojenne przerażenie, że Hitler doszedł do władzy z zachowaniem formalnych mechanizmów demokracji. Gdyby Niccolo Machiavelli wiedział, ze wybór nie ogranicza się tylko do wyboru między despotą dobrym, a despotą niedobrym, to sam za bzdurę by uznał własną opinię "twierdzenie że lud jest najlepszym strażnikiem swoich praw, to bzdura niczym nie usprawiedliwiona. Jest on strażnikiem najgorszym, wręcz żadnym". Zarówno biurokraci, jak i intelektualiści, odpowiadają sobie na pytanie "o czym, jak, z kiedy i z kim". Biurokraci muszą wybrać jedną odpowiedź. Intelektualiści, którzy jedną i tą samą odpowiedź wybiorą, z presją lub bez, już intelektualistami nie są. Innymi słowy, rola partyjnego biurokraty i rola partyjnego intelektualisty do zupełnie różne role, różne środki i różne kryteria oceny.

Zamiast fantazji o politycznej prekognicji

Machiawelli żywił nadzieję, że zdolność przewidywania skutków własnych czynów jest tym, co odróżnia władcę dobrego od złego: "najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas". My, lokatorzy pierwszej połowy XXI wieku, jesteśmy od niego mądrzejsi. Wiemy już, że burz przewidzieć się nie da. Ani tej z Hitlerem, ani tej z Stalinem, ani tej z World Trade Center, ani wszystkich przyszłych. Przyszłością się rządzić nie da. Nawet Hitlerowi to się nie udało, mimo, że na swoim dworze zatrudniał wróżbitów. Ale w radzeniu sobie z przyszłością można przyjąć lekcję Matki Natury i zrobić to samo, co ewolucja robi od milionów lat. Siejesz mutującą sie pulę genetyczną i patrzysz, co z tego wyniknie. Coś padnie, coś przetrwa, a coś się okaże najlepszym lekarstwem na kryzys, którego dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Temu służą think tanki. Właśnie dlatego muszą się poruszać ruchami Browna - na tym polega przetrwanie systemu demokratycznego. Oraz prawdziwa wymiana pokoleń liderów politycznych.

Nie wiadomo, co myślał Reagan, kiedy po ustąpieniu z prezydentury zajał się zakładaniem think tanków. Zapewne miał na myśli rozwiązanie bardzo praktycznego problemu, jakim był niedobór konserwatywnych kadr, na tyle poważny, że przy zatrudnianiu urzędników do Białego Domu on sam musiał korzystać z zasobów Demokratów. Już zupełnie nie wiemy, czemu jego think tank fundował stypendia na najlepszych uniwersytetach nie tylko konserwatywnej młodzieży, ale i demokratycznej, która rokowała jakieś intelektualne nadzieje. Ale po 20 latach absolwenci sieci tanków Reagana nie tylko zmietli z powierzchni ziemi skansen konserwatyzmu Thatcher na rzecz tzw. konserwatyzmu współczującego, ale też sprawili kłopot Demokratom. Okazało się bowiem, że - wbrew różnicom poglądów - młodszemu pokoleniu Demokratów jest percepcyjnie i językowo bliżej do młodych konserwatystów, niż mamutów z własnej partii. Dlatego Bush rządził pełne dwie kadencje.

Rewolucja potrzebna od zaraz

Światowa lewica nie ma żadnego kryzysu, przeciwnie, Demokraci najprawdopodobniej wygrają najbliższe wybory, a to da natychmiastowy impuls także w Europie. Kryzys, owszem, jest, ale wynika z procesów globalizacyjnych, a nie jakiejś szczególnej lewicowości czy prawicowości tych, którzy o nim myślą. Wszyscy, i lewica, i prawica, mają taki sam problem z nowym porządkiem świata i koniecznością ułożenia na nowo relacji między powszechnością i dostępnością świata a obroną lokalnej tożsamości i unikalności. Lewicowe życie intelektualne w Polsce kwitnie. Wszelkie badania opinii publicznej wskazują na rosnącą popularność postulatów lewicowych, co w ostatnich wyborach ujawniło się nawet w cudotwórczych zapędach Platformy Obywatelskiej. Bogactwo środowisk, grup, publikacji. Ale dla polskiej, partyjnej lewicy nic z tego nie wynika. Może i mają jakąś świadomość, że siedzą w bardzo chybotliwej łodzi, niemniej sygnału, że się na te środowiska otworzą, brak. Wysyłanie lektorów w teren i hodowla brojlerów nie są alternatywą dla życia intelektualnego... I będzie miało dokładnie taki sam skutek, jak - swego czasu - wykłady z marksizmu -leninizmu w podstawowych organizacjach partyjnych PZPR w zakladach pracy.

"Rewolucja potrzebna od zaraz" - pisze Sławomir Sierakowski (Newsweek, nr 3/08) - "...polityków takich jak Józef Pinior czy Marek Balicki nie powstydziłaby się żadna lewicowa formacja w Europie. Tym niemniej konieczną zmianę w LiD wiązać należy raczej z młodszym pokoleniem. Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski zrobili błąd: zamiast odmłodzić partię, sami postarzeli się o 20 lat. Błąd zrobili też Jerzy Szmajdziński, Krzysztof Janik, Marek Borowski i Aleksander Kwaśniewski, zachowując się jak pies ogrodnika - sami już nie mają siły, ale wolą pójść razem na dno, niż ożywić partię. Tak poważni politycy, którzy sprawowali najważniejsze funkcje w państwie i przeszli już werdykty wyborcze, mogą nie przejść najważniejszego - werdyktu historii. Zamiast być akuszerami lewicy w Polsce, mogą zostać zapamiętani jako jej grabarze..."

Mantra dla lewicy

Zbliża się 40 rocznica Marca68. Zapraszamy wszystkich 30 stycznia o godzinie 21.00 pod pomnik Adama Mickiewicza, niezależnie od wieku, zapatrywań, czy politycznej przynależności. Po spektaklu "Dziadów" w Teatrze Narodowym złożymy tam kwiaty, zapewne bardzo wzruszeni. Drogi byłych marcowców się dawno rozeszły. Jedni są dziś na lewicy, inni na prawicy. Jedni się lubią, inni darzą nawzajem niechęcią. Szczęśliwie żyjemy w innych czasach i innych nastrojach, nie grozi nam ani Golędzinów, ani policja polityczna.

Kiedy człowiek się zastanawia, co ewentualnie miałby do przekazania z własnych doświadczeń, okazuje się, że bardzo niewiele. Ale chyba jest coś, o co warto zadbać. To coś, co połączyło grupę Nowe Formy z Kicaka jeszcze przed Marcem, a potem tajemniczo objawiało się w kolejnych pokoleniach opozycji. To gotowość uczenia się nowych rzeczy zawarta w mantrze "jeśli ktoś powtarza za innym, to jest podejrzany". W rozmaitych ustach "wolność człowieka i solidarność między ludźmi" bywa tylko mgławicowym komunałem i zawsze się można wykręcić od wszelkiej odpowiedzialności za realizację powiadając, "ja to rozumiem inaczej niż ty". Za to każdy potrafi odróżnić, czy rozmawia z kopią, czy z oryginałem. Nigdy brojler nie będzie liderem politycznym. Sierakowski zarzucił Olejniczakowi, że zamiast odmłodzić partię, się postarzał o 20 lat, ale co to za zarzut. Zależy, kto jakie odmładzanie ma na myśli. Olejniczak miał tą partię odmienić, a skopiował co było. Ze w nieco młodszym wydaniu, to co z tego?

Jest też inny praktyczny skutek stosowania mantry z Kicaka. Jeśli ktoś stosuje ją w życiu, to ma szansę nie upaść ze stanu intelektualisty do stanu lektora propagitu, a to jest konkret.

[mirror na Salonie24]

Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz