sobota, 1 marca 2008

Michał Moszkowicz: Kompleks Antygony


Najcięższą karą obok kary śmierci w Starożytności było wygnanie. Czuję się więc wygnańcem, a nie zwykłym emigrantem, który opuścił kraj z własnej woli. Trudno powiedzieć, czy żałuje, z perspektywy czasu, że wyjechałem. Emigracja zrobiła ze mnie emigranta zawodowego, ponieważ postanowiłem pisać o tej emigracji, a więc o sobie. Pozostając w Polsce byłbym zupełnie innym człowiekiem. Miałbym tę samą historię, co cały naród polski. Od 1969 roku, kiedy wyjechałem, zdarzyło się w kraju tyle niezwykłych rzeczy, że gdybym został byłbym z pewnością innym człowiekiem. Nie mogę wrócić do Polski, bo całe moje życie jest związane ze Szwecją. W cichości ducha czuję się jak Hiob, który swoim nieszczęściem zaświadczył miłość do Boga. Moim zadaniem na emigracji było zaświadczenie o naszej krzywdzie, dlatego nie byłem w Szwecji szczęśliwy.

Minęły już dwa pokolenia od chwili, kiedy wyjechaliśmy z Polski. 40. lat, ten sam czas, który nakazał Mojżesz swojemu ludowi czekać zanim wejdą do Kanaan, żeby otrząsnąć się ze wszelkiego niewolnictwa. Och, przestaliśmy już być niewolnikami, mamy dzieci i wnuki, ale szczęśliwi nie jesteśmy. Najpewniej szczęśliwsi od nas są ci, którzy wyemigrowali do Izraela. Są teraz pełnymi Żydami, a Polskę noszą w sobie głęboko w sercu. We mnie jest zadra niespełnienia. Jakiś zerwany most w mojej duszy, który nie pozwala mi być w pełni sobą. A więc kim, Polakiem, Żydem, Szwedem? Do mojego wnuka Elliota muszę mówić po szwedzku, ale moja miłość rwie się do języka polskiego. Podobno w Starożytności najzdolniejsi byli mieszańcy. Nasza emigracja dokonała właściwie cudów, są wśród niej profesorowie, językoznawcy i nawet aktorzy, ale czy jesteśmy szczęśliwi?

Tak, żałuję, że wyjechałem z Polski, bo w kraju byłbym innym człowiekiem, może skrachowanym, może nieszczęśliwym, ale pełnym. Jednocześnie nie żałuje, że mnie „wypchnięto z tramwaju”, bo w Polsce musiałbym żyć z mimowolnym piętnem, że jestem naznaczony, że jestem Żydem. 40 lat temu opuściliśmy kraj naszego dzieciństwa, który wciąż dla większości z nas jest naszą ojczyzną. Ojczyzną, która wyrządziła nam niebywałą krzywdę, skrzywdziła nas, dlatego nasz stosunek do Polski jest ambiwalentny. Miłość połączona z niechęcią – freudowska trauma. Odyseusz wrócił do swojej Itaki po wielu przygodach i nieszczęściach. Bo to była jego ojczyzna. Tylko tam mógł czuć się u siebie. My, po 40. latach, po wielu przygodach i nieszczęściach, możemy wrócić do Polski jako wolni ludzie. W myślach, w sercu i jako ludzie z krwi i kości. Myśmy się zmienili, ale Polska również się zmieniła. Krzywda „Marca 68” została po wielokroć naprawiona i przeżyta.

Wydaje mi się, że niczym w „Modlitwie” Natana Tenenbauma” Bóg uchronił nas od pogardy i nienawiści. 4o lat to rzeczywiście kawał życia, zbudowaliśmy tutaj nasze domy, nie jesteśmy już niewolnikami. Czy możemy przebaczyć nasze krzywdy naszym winowajcom? Nie, nie musimy nikomu wybaczać, ponieważ działali w systemie totalitarnym. Nie musimy nikomu wybaczać, ponieważ nowe pokolenie Polaków doskonale rozumie jaką krzywda została nam wyrządzona. Nasz los przypomina los Antygony, musimy pogrzebać w sobie skrzywdzonych, naszych braci i nasze siostry.

Nie żałuję tego, że wyjechałem z Kraju, po prostu dlatego, że zostałem z niego bezprawnie wygnany, ale, powtarzam, gdybym został, byłbym innym człowiekiem. Wygnanie jest straszliwą karą, zmienia duszę wygnańca. Chciałbym wrócić, ale ciąży na mnie 40 lat emigracji. Wiem, że Polska w ostatnich latach radykalnie się zmieniła. Może wróciłbym do obcego kraju. Ale w sercu miałbym wciąż obraz Ogrodu Saskiego, Pałacu Błękitnego i Krakowskiego Przedmieścia.


"Plotkies" nr 35, Marzec 2008

Michał Moszkowicz
pisarz

5 komentarzy:

  1. A ja się zastanawiam, jacy bylibyśmy my, "krajowcy", gdybyście nie wyjechali. Teraz niby mieszkamy w wyzwolonym i własnym kraju, ale ciągle w zakamarkach unosi się zgniły zapaszek Kreona. Ciągle ćwiczone są krzykliwie różne warianty monokoloru.

    Włodek Goldkorn w znanym tekście z Moczarem w tytule pisał (równo 10 lat temu):

    "Kiedy się mnie pytają, kim jestem, odpowiadam - w zależności od humoru, warunków, sytuacji - że jestem Włochem, kiedy indziej - że polskim Żydem, bardzo rzadko, ale i tak się zdarza - że Polakiem. A tak naprawdę jestem tylko jednym z tysięcy ludzi, którzy żyją w kilku językach i w kilku kulturach. To typ człowieka, który istniał zawsze od kiedy istnieje Europa. Komuniści i faszyści bardzo go nie lubią. Emigranci z 68 roku mieli szanse stać się takimi właśnie ludźmi. Wielu z nas nigdy nie zerwało kontaktu z Polską. Wielu z nas nie tylko pozostało wiernymi swoim cieniom (które miały dużo mniej szczęścia w życiu), ale też przyjaciołom. Wielu z nas od trzydziestu lat jest mostem pomiędzy kulturą polską a innymi i sadzę, że ten most przydał się kulturze polskiej." [podkr. moje – n.]

    Powinienem pisać w liczbie pojedynczej. No więc ja mam ciągle (nieco ssące) odczucie, że owszem, w Polsce jest coraz więcej przyjezdnych ludzi różnych kultur i języków, a Polacy swobodnie rozsiewają się po świecie (gdy mają ochotę), ale że – mimo to wszystko – ten rodzaj niepełności, o którym pisze Michał Moszkowicz, ma swój counter-part tutaj, krajowy.

    Nie jestem wcale pewien, że krzywda Marca'68 została po wielekroć naprawiona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkam w Londynie i nie znam uchodzcow 69 roku, chociaz sama wyjechalam w 69 ale bez psiego paszportu, tylko z polskim. Musialam zrezygnowac z polskiego paszportu, bo nie moglabym odwiedzac rodziny w Polsce. Odwiedzalam Polske wiele razy w latach 80-tych, ostatni raz 2001. Czuje sie jak Michal Moszkowicz, obrazona i niespelniona, wygnana!? Ale Polska pszyjechala do Londynu! Tyko to sa wylacznie Polacy jednego typu: mlodzi(25- 50 letni), zawod: robotnicy budowlani i nic nie wiedza o historii Polski sprzed 40 lat. Moze dlatego ze w malych miasteczkach nie ucza historii i gazet sie nie czyta. Jak pytam czy wiedza ze jest 40 rocznica marca68, patrza na mnie pustymi oczami niewiedzy. Historia jest domena warszawiakow - nie spotkalam nikogo z Warszawy, a pytam juz od dwu lat. Moja dzielnica stratford ma tyle polakow, ze zawsze slysze jezyk polski na ulicy i w sklepach.
    Lena Moszkowicz

    OdpowiedzUsuń
  3. Mosiu, to co cie w koncu spelni? Moze kobita jakas albo co?
    Zyczlywy

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałem, że tutaj motłoch nie trafi. Niestety znów złudzenie - pojawił się "życzliwy".
    Rozczarowany.

    OdpowiedzUsuń
  5. Michale, a jaka to krzywda spotkała Cię w Polsce? W marcu? w marcu to Twoi wyrządzili krzywdę jednaką swoim pobratymcom oraz Polakom wśród których żyli i po trupach których dążyli do władzy. I mają ją do dzisiaj. Byłeś w Polsce od czasu marca? Co wiesz o Polsce i z jakich źródeł czerpiesz o niej wiedzę? Napisz na swoim blogu, jak można bezpośrednio skontaktować się z Tobą. Znaliśmy się długo przed marcem.

    OdpowiedzUsuń