Wystarczająco dużo czasu upłynęło od kastracji kocura, by móc podsumować skutki tej operacji. Chodzimy na wieczorne spacery we trójkę: kocur na smyczy, kotka luzem, ja. Kocur dalej zainteresowany kotkami. Bez pudła wywęszy wszystkie dzikuski zaczajone pod autami, kładzie się obok, grucha, wygina i bardzo stara przypodobać.
Wywęszy tez wszystkie dzikie kocury: puszy ogon jak wiewiórka, przechyla głowę w bok ciamkając zębami, a potem zaczyna śpiewać donośnym tenorem, stąpając pomalutku na sztywnych łapach, milimetr po milimetrze i z bojowo nastawionymi uszami - w kierunku dzikiego kocura. Te odpowiadają, ale po trwającej nieraz i pół godziny wymianie stroszenia się i sygnałów dźwiękowych zwykle uciekają, gdyż mój kocur jest większy od dzikich. Ale to znaczy, że Komandos musi być dalej wyprowadzany na smyczy: puszczony luzem byłby natychmiast uciekł w kierunku najbliższej kotki lub najbliższej nadziei na solidną bójkę z drugim kocurem, z której wychodzi się z poszarpanym uchem i innymi, chwalebnymi ranami.
Śpiewy kocurów to jedyny moment, kiedy możesz się zbliżyć do dzikusa na odległość 20 centymetrów, a on ani drgnie. Kilka razy zdarzyło mi się kucnąć przy dzikusie i szturchnąć go palcem w skołtuniony bok, a ten co najwyżej odsunie się na centymetr, nawet na człowieka nie patrząc, zahipnotyzowany śpiewaczą konkurencją z rywalem i perspektywą wrzaskliwej, syczącej walki na kły, pazury i determinację w sprawie powiększenia własnego haremu kotek.
Powrót do domu oznacza koci sex, bo przy tych śpiewach kotka siada sobie, uprzejmie wachlując ogonem i leniwie oblizując łapkę czeka, który samiec wygra. Czasem rzuci na kocury okiem, ale przeważnie gapi się to tu, to ówdzie, a to w niebo, a to w bok, zmieniając pozę pod pozorem niedbałego wąchania czegoś niewidocznego, niezwykle interesującego na płycie chodnikowej, ale zawsze tak, by oba kocury ją doskonale widziały. Otwierasz drzwi na klatkę schodową, wpuszczasz koty, idziesz do drzwi mieszkania, a tymczasem kocur ze wspaniałym okrzykiem rzuca się na kotkę (również wysterylizowaną), chwyta za kark, przypłaszcza do ziemi i ociera brzuchem. Kotka wije się pod nim, zadziera łepek do góry, przymyka oczy i gardłowo jęczy, bynajmniej nie próbując się mu wywinąć. Przypuszczalnie nauczyły się pracować nad swoimi strefami erogennymi, czego niekastrowane koty nie robią, miotane hormonami czyniąc gwałtowne, brutalne rach-ciach.
A z tego też taki wniosek, ze sex się nie mieści w narządach płciowych, tylko w mózgu. Może, gdyby ludzkie żony wykastrowały swoich mężów, którzy nie potrafią im sprawić satysfakcji, to by im się poprawiło w łóżku?
HAHAHAHA Wspaniały opis! Piszcie częściej o kotach. Ale swojego chłopaka jednak nie będę kastrować tylko mu ten artykuł pokażę :D
OdpowiedzUsuńJako pogróżkę czy zachętę? ;)))
OdpowiedzUsuńZdjęcie - bardzo ładne. Niezłe obserwacje o kotach. Ale dziewczyny, co ja tam będę mówił. Same wiecie :)
OdpowiedzUsuń