Miało być inaczej. Wybory miała wygrać Platforma (PO) i to ona miała nadawać kształt przyszłej koalicji. Koalicja PO-PIS miała zdobyć większość konstytucyjną i przeprowadzić zmiany ustrojowe (redukcję ilości posłów, likwidację Senatu i tp).
Miało być inaczej. Post(czy wprost)-komuniści mieli zniknąć ze sceny politycznej. Podobnie jak PSL (post-ZSL).
Miało być inaczej. Główną siłą opozycyjną w nowym parlamencie miała być LPR. Ogłaszane co pięć minut sondaże nie miały co do tego wątpliwości. Sondaże kształtują rzeczywistość, ale (na szczęście) nie do końca.
Jest jak jest. Wybory wygrała partia braci Kaczyńskich PiS (Prawo i Sprawiedliwość) zdobywając 27% razem z 24% procentami PO (Platformy Obywatelskiej) stanowi to 51% co się przekłada na ok. 60% miejsc w Sejmie.
Trzecie miejsce zajęła Samoobrona RP z 11,4% bijąc o promil (0,1%) SLD. Co dla SLD było sukcesem, a dla Samoobrony porażką. Do końca liczenia głosów nie było pewności, czy I-szą siłą opozycji będzie SLD, czy Samoobrona. Padło na tę ostatnią. Nie będzie tym razem problemu z wicemarszałkowaniem w Sejmie, bo Lepper zapowiedział, że nie zgłosi siebie. (Chyba, że zmieni zdanie).
Piąte miejsce zajęła LPR (Liga Polskich Rodzin) - 7,7%, wyprzedzając nieznacznie PSL - 6,9%. Co znów było dla PSL-u sukcesem, a dla Ligi porażką. Tym dotkliwszą, że lider LPR Roman Giertych o mało co ”nie załapał" się do Sejmu – tak mało głosów uzyskała Liga w Warszawie. Reszta towarzystwa do Sejmu nie weszła: SdPl (Borowskiego) – 3,75%, Partia Demokratyczna (dawna Unia Wolności z przyległościami) - 2,7%. O tyle to przykre dla PD, że ponizej pułapu 3% nie zwraca się partii wydatków związanych z kampanią wyborczą.
Ruch Patriotyczny (Macierewicza i Olszewskiego), utworzony ze zjednoczenia Ruchu Odbudowy Polski i Ruchu Narodowo-Katolickiego, uzyskał 1,5%, Platforma Wyborcza J. Korwin-Mikke’go tyleż samo. Reszta to już promile.
Nawiązujące jawnie do antysemickich fobii ONR-u: Polska Partia Narodowa (Leszka Bubla) – 0,29%, a Narodowe Odrodzenie Polski (B. Tejkowskiego) – 0,06%. Sześć dziesiątych promila! Hasła antysemickie ”prawdziwych Polaków” nie były chodliwe w tej kampanii. Rekord pobiły: Stronictwo Pracy i Społeczni Ratownicy uzyskując po 0,01%. Wszystkie te partie skrajnej prawicy miały razem niecałe 2,5%, razem z Platformą JK-Mikke’go 4%, czyli gdyby nawet się zjednoczyli, to i tak do Sejmu by nie weszli. Tym razem nie będzie problemu pokrzywdzonych przez ordynację. Wyborcy po prostu je odrzucili.
Opisane na wstępie całe zamieszanie spowodował w dużej mierze Ojciec Rydzyk i jego media. Ojciec-Dyrektor uznał PiS za mniejsze zło (choć raczej nie przepada za braćmi K.) Telewizja Trwam w ostatnim czasie parokrotnie wyemitowała osławione dzieło Jacka Kurskiego: film "Nocna zmiana"; po filmie następowała dyskusja z udziałem Macierewicza, Olszewskiego i innych bohaterów owej ”nocy teczek”. W dyskusji podkreślano (niezupełnie zgodnie z prawdą) "wredną” rolę Tuska i ”godne” zachowanie się Jarosława Kaczyńskiego owej nocy. Film ten emitowano także dwukrotnie w sobotę przedwyborczą, łamiąc ciszę wyborczą. W sumie udało się odebrać trochę procent Platformie i dodać PiS-owi. Przy okazji urwano trochę LPR-owi i pogrążono partie ”proradiomaryjne”: Dom Ojczysty i Ruch Patriotyczny.
Sytuacja w Senacie jest podobna do tej w Sejmie. Majorytet mają PiS (46) i PO (34), siedmiu senatorów ma LPR, trzech Samoobrona i dwóch PSL, SLD nie ma ani jednego. Indywidualnie weszli Maciej Płażyński, Bogdan Borusewicz i Kazimierz Kutz.
Może i dobrze się stało, że zwycięstwo PO-PiS-u nie było tak miażdzące, jak przepowiadano. Może i dobrze się stało, że premier nie będzie z Krakowa.
Wydaje się, że mamy w Polsce po raz pierwszy koalicję nie z przymusu, ale ze wspólnoty interesów, i to dobrze jej i nam wszystkim wróży.
Na PiS głosowała Polska Wschodnia, na PO Polska Zachodnia. Małe miasta i ludzie z niższym wykształceniem to wyborcy PiS-u. Duze miasta i ludzie z wyzszym wykształceniem to wyborcy PO. Tak w kraju, jak i w USA. Platforma wygrała w Nowym Jorku, a przegrała w Chicago.
Sztokholm, 27 września MMV
Liczy się jedynie droga. To ona trwa, a nie cel, który jest złudzeniem wędrownika. – Exupery, "Twierdza"
piątek, 30 września 2005
środa, 21 września 2005
Irena Lasota - komandoska roku 2005
ZDJECIE FATWY i PRZYZNANIE HONORU
Autor: komandos0
Data: 21.09.05, 00:23
NINIEJSZYM ZDEJMUJE SIE FATWE Z OSOBY IRENY LASOTY NALOZONA PRZEZ ADAMA MICHNIKA W ROKU 1970.JEDNOCZESNIE PRZYZNAJE SIE IRENIE LASOCIE HONOR KOMANDOSKI ROKU.
komandos0
Autor: komandos0
Data: 21.09.05, 00:23
NINIEJSZYM ZDEJMUJE SIE FATWE Z OSOBY IRENY LASOTY NALOZONA PRZEZ ADAMA MICHNIKA W ROKU 1970.JEDNOCZESNIE PRZYZNAJE SIE IRENIE LASOCIE HONOR KOMANDOSKI ROKU.
komandos0
Re: ZDJECIE FATWY i PRZYZNANIE HONORU LASOCIE
Autor: akri
Data: 21.09.05, 01:40
Zawiadomilem Lasote. Ona jeszcze nie umie sie zalogowac. Mowi ze ten kto nalozyl Fatwe niech zdejmuje.
Rozpisuje konkurs PT: "Jak Michnik i jego druzyna nakladali Fatwe na Lasote".
Wchodzac do konkursu musisz napisac kto, oddalony o nie wiecej niz 6 miejsc od Michnika, probowal usunac Lasote z zycia towarzyskiego i historii.
Najlepsze szesc odpowiedzi dostanie w nagrode ksiazki z ksiegozbioru Lasoty. Sprobujemy tez opublikowac ksiazke z psychologii spolecznej i humorystyczna "Michnik i jego druzyna".
Henryk Grynberg: Oskarżenie.
Pod koniec stycznia Gomułka kazał zdjąć Dziady, ponieważ publiczność ostentacyjnie oklaskiwała wszystkie kwestie antyrosyjskie. Po ostatnim przedstawieniu kilkuset studentów poszło pod pomnik Mickiewicza i złożyło kwiaty. Studenci Michnik i Szlajfer opowiedzieli o tym korespondentowi Le Monde. Irena żebrała na uniwersytecie podpisy pod petycją protestacyjną i przesłała do Sejmu. Minister szkolnictwa wyższego relegował Michnika i Szlajfera z uniwersytetu. Irena, która pracowała na pół etatu w Wiedzy Powszechnej, siedziała cały dzień przy maszynie i przepisywała ulotki wzywające studentów na wiec - po dziesięć przebitek naraz.
Ósmego marca w południe, kiedy przed biblioteką uniwersytecką zbierali się studenci, na Krakowskim Przedmieściu i Oboźnej parkowały autokary z napisem "Wycieczka". Irena wskoczyła na ławkę, żeby odczytać rezolucję i z tej ławki widziała, jak przez główną bramę od Krakowskiego wjechało sześć autokarów, z których wysypali się mężczyźni w kożuchach i grubych czapach. Szybko wykrzyczała protest przeciw decyzji ministra, a za nią Sawicki i Górecki przeciw zdjęciu Dziadów. Tymczasem "wycieczkowicze" utworzyli kordon i zaczęli spychać studentów na tyły biblioteki, w stronę Pałacu Kazimierzowskiego i Oboźnej. Studenci cofali się, wołając: "Rektor! Rektor!". Prorektor Rybicki wyszedł na balkon i oznajmił: - Wiec jest nielegalny, macie piętnaście minut, żeby się rozejść.
Odpowiedziały mu gwizdy.
- Dobrze, przyślijcie delegacje.
Poszli na górę w sześcioro. Równocześnie profesor Bobrowski zaczął pertraktować z "wycieczką". Rybicki spokojnie wysłuchał delegatów. - Dobrze, porozmawiamy o tym wszystkim w poniedziałek - powiedział.
- W poniedziałek my już będziemy w więzieniu - odpowiedziała Irena.
- Ależ skąd... - uśmiechnął się dobrotliwie Rybicki, ale nie umawiał się na żadną konkretną godzinę, tylko z kimś się komunikował przez telefon: - Tak, tak, nie, nie, już, już...
Tymczasem profesor Bobrowski doszedł do kompromisu z "wycieczkowiczami": oni odjadą, a studenci rozejdą się, i kiedy Irena wyszła na balkon ogłosić, że zbiorą się ponownie w poniedziałek o dwunastej, kordonu już nie było i studenci zaczynali się rozchodzić. Nagle od Oboźnej wbiegli "wycieczkowicze" w waciakach i wyciągnęli z rękawów pałki, a od głównej bramy ZOMO-wcy i cały dziedziniec zabarwił się na niebiesko. Rzucali się w kilku naraz na każdego, kogo mogli dosięgnąć, bili, kopali, ciągnęli dziewczyny za włosy do samochodów. Studenci uciekali w stronę budynków, ale drzwi były pozamykane i czyhali przy nich tajniacy, którzy już od paru tygodni "chodzili na uniwersytet". Nagle Irena widzi, jak przez opustoszały plac idzie Andrzej Zabłudowski. Szedł spokojnie, niespiesznym krokiem. Przy drzwiach rektoratu zagrodzili mu drogę tajniak i mundurowy, obaj z pałkami w ręku. Przyjrzeli się jego twarzy, która nawet pięciu minut nie przetrwałaby po aryjskiej stronie, i zaczęli bić. Mundurowy po głowie, z góry na dół, a tajniak poziomo, w nerki i brzuch. Irena wybiegła z balkonu. W gabinecie już nikogo nie było, na korytarzu tez nie, cały budynek opustoszał.
Wyprowadziła słaniającego się Andrzeja przez furtkę od strony kościoła Wizytek. Kluczyli po ulicach, dzwonili do znajomych, ale telefony nie odpowiadały, odwiozła wiec Andrzeja taksówką i o zmierzchu wróciła do domu. Mo słuchał Wolnej Europy i wszystko już wiedział. Piotr czuwał na klatce schodowej. Irena nawet nie zdjęła płaszcza, tylko usiadła i czekała.
- Już idą - powiedział Piotr.
- Je t'en pris, fais attention... - prosiła ją Marie.
Dwaj cywile zawieźli ją do Mostowskich i wepchnęli do celi wypełnionej pijanymi prostytutkami. Padła na siennik i natychmiast zasnęła. Rano ci sami dwaj cywile wyprowadzili ja przez hol pełen ZOMO-wcow. Jeden podbiegł do niej.
- To ta kurwa, co wczoraj mówiła!
- Daj, to ja kopne w dupę! - zawołał drugi. Cywile ja zasłonili. [...]
***Fragment książki Henryka Grynberga Memorbuch spisany z strony Przeglądu Polskiego:
http://dziennik.com/www/dziennik/kult/archiwum/od07do12-00/pp08-18-5.html
Ósmego marca w południe, kiedy przed biblioteką uniwersytecką zbierali się studenci, na Krakowskim Przedmieściu i Oboźnej parkowały autokary z napisem "Wycieczka". Irena wskoczyła na ławkę, żeby odczytać rezolucję i z tej ławki widziała, jak przez główną bramę od Krakowskiego wjechało sześć autokarów, z których wysypali się mężczyźni w kożuchach i grubych czapach. Szybko wykrzyczała protest przeciw decyzji ministra, a za nią Sawicki i Górecki przeciw zdjęciu Dziadów. Tymczasem "wycieczkowicze" utworzyli kordon i zaczęli spychać studentów na tyły biblioteki, w stronę Pałacu Kazimierzowskiego i Oboźnej. Studenci cofali się, wołając: "Rektor! Rektor!". Prorektor Rybicki wyszedł na balkon i oznajmił: - Wiec jest nielegalny, macie piętnaście minut, żeby się rozejść.
Odpowiedziały mu gwizdy.
- Dobrze, przyślijcie delegacje.
Poszli na górę w sześcioro. Równocześnie profesor Bobrowski zaczął pertraktować z "wycieczką". Rybicki spokojnie wysłuchał delegatów. - Dobrze, porozmawiamy o tym wszystkim w poniedziałek - powiedział.
- W poniedziałek my już będziemy w więzieniu - odpowiedziała Irena.
- Ależ skąd... - uśmiechnął się dobrotliwie Rybicki, ale nie umawiał się na żadną konkretną godzinę, tylko z kimś się komunikował przez telefon: - Tak, tak, nie, nie, już, już...
Tymczasem profesor Bobrowski doszedł do kompromisu z "wycieczkowiczami": oni odjadą, a studenci rozejdą się, i kiedy Irena wyszła na balkon ogłosić, że zbiorą się ponownie w poniedziałek o dwunastej, kordonu już nie było i studenci zaczynali się rozchodzić. Nagle od Oboźnej wbiegli "wycieczkowicze" w waciakach i wyciągnęli z rękawów pałki, a od głównej bramy ZOMO-wcy i cały dziedziniec zabarwił się na niebiesko. Rzucali się w kilku naraz na każdego, kogo mogli dosięgnąć, bili, kopali, ciągnęli dziewczyny za włosy do samochodów. Studenci uciekali w stronę budynków, ale drzwi były pozamykane i czyhali przy nich tajniacy, którzy już od paru tygodni "chodzili na uniwersytet". Nagle Irena widzi, jak przez opustoszały plac idzie Andrzej Zabłudowski. Szedł spokojnie, niespiesznym krokiem. Przy drzwiach rektoratu zagrodzili mu drogę tajniak i mundurowy, obaj z pałkami w ręku. Przyjrzeli się jego twarzy, która nawet pięciu minut nie przetrwałaby po aryjskiej stronie, i zaczęli bić. Mundurowy po głowie, z góry na dół, a tajniak poziomo, w nerki i brzuch. Irena wybiegła z balkonu. W gabinecie już nikogo nie było, na korytarzu tez nie, cały budynek opustoszał.
Wyprowadziła słaniającego się Andrzeja przez furtkę od strony kościoła Wizytek. Kluczyli po ulicach, dzwonili do znajomych, ale telefony nie odpowiadały, odwiozła wiec Andrzeja taksówką i o zmierzchu wróciła do domu. Mo słuchał Wolnej Europy i wszystko już wiedział. Piotr czuwał na klatce schodowej. Irena nawet nie zdjęła płaszcza, tylko usiadła i czekała.
- Już idą - powiedział Piotr.
- Je t'en pris, fais attention... - prosiła ją Marie.
Dwaj cywile zawieźli ją do Mostowskich i wepchnęli do celi wypełnionej pijanymi prostytutkami. Padła na siennik i natychmiast zasnęła. Rano ci sami dwaj cywile wyprowadzili ja przez hol pełen ZOMO-wcow. Jeden podbiegł do niej.
- To ta kurwa, co wczoraj mówiła!
- Daj, to ja kopne w dupę! - zawołał drugi. Cywile ja zasłonili. [...]
***Fragment książki Henryka Grynberga Memorbuch spisany z strony Przeglądu Polskiego:
http://dziennik.com/www/dziennik/kult/archiwum/od07do12-00/pp08-18-5.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)