Z artykułu wynika, że ciężko przeżył wyjazd z Polski. Prof. Jadwiga Staniszkis wspomina, że jako bardzo młody człowiek, w kilka lat po przyjeździe do USA, zupełnie posiwiał. Potem biegał ze znaczkiem Solidarności w klapie i pisywał niezłe teksty o Polsce pod sowiecką okupacją. I może byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie to, że zaraz po upadku komuny przyjechał do Polski i podjął próbę zamieszkania na stałe. A szczęśliwe osadzenie na stałe w staronowym miejscu w głównej mierze zależy od otoczenia.
Z treści artykułu nie należy wykluczyć, że redaktorzy z GW pokazali mu pisemka Bubla w jakimś kiosku Ruchu. Gwoli sprawiedliwości, nie było trudno takowe znaleźć, gdyż w tamtych czasach, świeżo po upadku Urzędu Cenzury na Mysiej, każdy się radośnie zajmował dystrybucją każdej informacji, nawet najdurniejszej, a każda próba odmowy była poczytywana za deklarację solidarności z nieistniejącym urzędem. Dzięki informacyjnemu rozpasaniu zaopatrzyliśmy się zresztą w tamtych czasach, właśnie w w kiosku Ruchu, w literaturę rozrywkową pt. "Protokoly Mędrców Syjonu" - i poczuliśmy się świetnie, jako władcy świata. Tylko Grossowi ktoś musiałby to wytłumaczyć, bo po tylu latach on już po prostu Polski, ani postkomunizmu - nie całkiem rozumiał.
Mogli mu też pokazać jedną czy dwie z demonstracji bezrobotnych obrzucających śrubami Urząd Rady Ministrów (w którym wtedy rozmaite stanowiska zajmowali przyjaciele redaktorów z GW). I mogli mu wytłumaczyć, że to narastanie faszyzmu, jak w Niemczech za Hitlera. Bo co innego mogli powiedzieć ciemniakowi, który tam pewnie składki na "Solidarność" przez lata zbierał? Że spowodowali 40procentowe bezrobocie, żeby zostać czerwoną burżuazją!?
"Wystarczy przejrzeć roczniki „Gazety Wyborczej” z pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości, żeby się zorientować, jak ówczesną rzeczywistość widziało środowisko, w którym obracał się Gross. Wydawać by się mogło, że niebawem mają wybuchnąć pogromy, a Polska zaraz stoczy się w otchłań skrajnie nacjonalistycznej dyktatury" - pisze Zychowicz. Barbara Toruńczyk potwierdza jego ocenę mówiąc nawet dzisiaj, że "wtedy Gross oko w oko zetknął się z tłuszczą. Wychodząc z domu na ulicę, mógł się czuć jak podczas łapanki".
Gross czytał Gazetę Wyborczą i spotykał z jej redaktorami na gruncie prywatnym. Nie można wykluczyć, że mógł na przykład poczuć się bardzo źle, powtórnie zostawiając przyjaciół w niebezpieczeństwie, tym razem w obliczu neonazistowskiej nawały. No i postanowił im pomóc, jak najlepiej potrafił. Odezwały się wszelkie objawy PTSD (post traumatic stress disorder). A umie głównie pisać. I tak został Chruszczowem Gazety Wyborczej. Parę lat później opublikował pierwszą z serii kontrowersyjnych książek o polskim antysemityzmie pt. "Upiorna Dekada". Zawarł w niej nawet wyjaśnienie swojej postawy: gdyby Polacy bardziej się postarali, choćby tak jak jego matka, nie zginąłby żaden Żyd. A ponieważ Polacy się nie bardzo starali ratować Adama Michnika, jego redakcji, i jego przyjaciół z Urzędu Rady Ministrów czy Unii Wolności, to on się starał coraz bardziej, i pisał coraz bardziej dramatyczne książki o polskich antysemitach. Żeby w końcu obudzić Polaków takich, jak jego matka.
I tak docieramy do "Strachu".
Koniecznie poprzedzonego "Piosenką Kata" Grzegorza Ciechowskiego z kapeli "Republika", która opowiada o tym, jak Prawa Ręka Moczara zdobyła władzę w Polsce po nieudanej grze wstępnej w Marcu68 oraz wypowiedzią Adama Michnika o antysemityzmie, referacie Chruszczowa oraz spoglądaniu w głąb własnej historii i świadomości, z której zresztą wynika, że jeśli chodzi o jego własną historię i świadomość, to zanurkował aż po jej dno. Ktoś to skomentował, że Gross grzeszy pychą. Ale to nie on się poczuł nowym wcieleniem Chruszczowa, to Adam Michnik został Najlepszym Przyjacielem człowieka, który pisuje referaty wstrząsające połową Azji i całą Europą Środkową.
Bo Adam Michnik jest geniuszem. Ma dziś po swojej stronie równocześnie Chruszczowa Euroazji do spraw polskiego antysemityzmu oraz Prawą Rękę Moczara, a zarazem aparatu, który naszego Chruszczowa z Polski wypędził. Potęga..! Wyobrażasz sobie, jakiego to talentu wymaga!? Tylko musi się pilnować, żeby się nie pomylić, jak idzie na przyjęcie, z którym Najlepszym Przyjacielem, w którym towarzystwie się pokazać, i co mówić. I na pewno czuje się z tym bardzo dobrze. Prawdziwy Przyjaciel Prawa Ręka Mieczysława Moczara trochę zakłócał pozycję społeczną drużyny Adama Michnika przed 40 rocznicą Marca, szczególnie w oczach tych emigrantów, co nie mają sklerozy i pamiętają, że jednak to nie bracia Kaczyńscy ich wypędzili z Polski. Teraz jest już wszystko w porządku. Chruszczow Euroazji do spraw ujawniania polskiego antysemityzmu uwiarygadnia drużynę. Dlatego drużyna poczuła się bardzo dobrze i opublikowała artykuł z tytułem sugerującym, że to Michnik w pojedynkę wywołał Marzec. W tym roku przerósł nawet świętych (dotychczas) Kuronia z Modzelewskim, którzy występują już tylko jako mało znaczące tło jego bohaterskiego wyczynu. W tekście występuje jeszcze parę osób, jako pomocnicy i wykonawcy tego, co Jego Geniusz wymyślił, mniej więcej na takim samym poziomie znaczenia, co Kuroń z Modzelewskim.
Drużyna pojawi się na salonowej imprezie w Teatrze Narodowym z okazji 40tej rocznicy Marca jako jedyni poprawni politycznie Polacy, udzieli kilku wywiadów międzynarodowej prasie i być może tymi wywiadami załatwi sobie przy okazji parę kredytów w zagranicznych bankach, jako jedyni w Polsce ludzie, którzy dorastają do standardów, do jakich zachodnie demokracje są przyzwyczajone. A potem wszyscy razem pojadą na przyjemne emerytury na Karaibach, w miłym poczuciu, że są wzorowymi obywatelami, a jak ktoś myśli inaczej, to im na pewno tej kasy i pozycji zazdrości. Cóż za wspaniałe życie!
Co tymczasem się stanie z Chruszczowem wojowników z antysemityzmem z Gazety Wyborczej?
Jeśli założyć hipotezę, że całą swą wiedzę o Polsce Gross czerpie z Gazety Wyborczej, (co niewykluczone, bo tylko GW go uczciła specjalnym serwisem) - to wskazówką mogą być dwa artykuły w GW. Pierwszy to wywiad Aleksandry Klich z Bożeną Szaynok pt. "Gross - moralista, nie historyk" z 26 stycznia 2008.
Specjalny raport GW o Grossie zawiera aktualnie mniej informacji o samym Grossie, niż ten jeden artykuł w Rzeczpospolitej, za to więcej o Narodowym Odrodzeniu Polski, które szczerze Grosssa nie cierpi i bywa ze swoimi transparentami na jego wszystkich spotkaniach, a także wyeksponowany artykuł Michnika o pogromie kieleckim. Po tytułach sądząc, NOP to potężna organizacja, zagrażająca polskiej demokracji parlamentarnej. Natomiast Bożena Szaynok akurat książkę Grossa skrytykowała, ale - sądząc po artykule - sama reprezentuje dosyć mniejszościowe stanowisko, że światy Polaków i Polskich Żydów w ciągu tysiącletniej koegzystencji się niemal nigdy nie stykały i są wzajemnie sobie obce.
To stanowisko nie wyjaśnia ani Juliana Tuwima, ani żydowskich wojsk królewskich w czasie wojen kozackich, ale współczesnemu emigrantowi, wypędzonemu w okropnych okolicznościach wiele lat temu, może sugerować jakieś dziwne koncepcje. Co nie znaczy, że zgłaszamy jakiekolwiek pretensje do Barbary Szaynok, której ta koncepcja zapewne ułatwia badania naukowe odrębności między obiema kulturami. Ale istnieją rozmaite teorie, a w trakcie pobytu Grossa akurat ta została wyeksponowana - i można podejrzewać, że autor "Strachu" się z nią zapoznał. Człowiek o poglądach niekonserwatywnych ma wolność wyboru co do utożsamiania się z narodami. Przyzwoity człowiek utożsami się z narodem prześladowanym. Dlatego syn polskiej matki w Polsce, o której myśli, że jej zagraża nazistowska nawała, prędzej się utożsami z zagrożonymi mniejszościami, niż z nazistowskim motłochem. Jeśli jest człowiekiem energicznym, dostanie też impuls do energicznego działania...
Drugi sygnał, to relacje GW z spotkań z Grossem w rozmaitych miastach. Tradycyjnie zaczynają się od przytoczenia treści transparentów NOP. Szczególnie obszerna dyskusja odbyła się na forach Agory po spotkaniu w Krakowie. Zdaniem uczestników, relacje GW sugerują, że spotkanie miało półgodzinne opóźnienie z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Wszechobecny NOP był i tam, ponoć GW, jak żadna inna gazeta, uhonorowała ich nie tylko fotografią transparentu, tuż obok relacji z spotkania, ale też promocją wodzów po nazwisku. Według relacji uczestników rzeczywiście w bezpiecznej odległości od wejścia stała grupa około 10 pryszczatych wyrostków z transparentem, natomiast pod wejściem na teren uniwersytetu kłębił się nie NOP, a tłum studentów, których ochroniarze spotkania nie chcieli wpuścić na egzamin. Profesora, który miał ich egzaminować, też nie wpuścili, ktoś nawet napisał, że grozili mu przemocą, czyli, tłumacząc na zrozumiały język, że go walną, jak się będzie pchał. Podobno profesor usiadł na schodku, powiedział studentom, że w takim razie mają zaliczenie, pozbierał indeksy i wszystkim wpisał pozytywne oceny.
Ale Gross widział z drugiej strony drzwi kłębiący się tłum. Części się udało przedrzeć. W trakcie spotkania autor "Strachu" się ponoć dosyć dziwnie zachowywał, odpowiadając jednosylabowo "tak" lub "nie" na zadawane pytania lub oddając mikrofon komuś innemu. Ale co się dziwić. Jeśli myślał, że na salę przedarli się naziści, to po co miał z nimi gadać. A potem obejrzał poświęcony sobie serwis i się upewnił, że słusznie robi, że nie gada.
Po pełnej emocji podróży zapewne wróci do spokojnego, amerykańskiego domu, i zacznie pisać kolejną książkę. Może zawrze w niej przeżycia ze spotkania literackiego z neonazi na krakowskim uniwerku, które nie skończyło się pogromem tylko dzięki ochroniarzom. Oraz oczywiście o bohaterskim Adamie Michniku i jego redakcji, mieszkających w kraju wypełnionym po brzegi faszystami i antysemitami, którzy ich nienawidzą i pragną zakatrupić. Po publikacji Adam Michnik dostanie parę zaproszeń na wykłady w USA, żeby sobie odpoczął od dziczy. I tak się to kręci.
A potem nasz Chruszczow zapewne przyjedzie do Polski promować swoją kolejną książkę i też z nikim nie będzie gadał, chyba, że po angielsku. Jeśli zrobi jeszcze parę spotkań literackich z Adamem Michnikiem jako cicerone po Polsce, to co prawda osiwieć po raz drugi nie osiwieje, ale zawsze jeszcze może wyłysieć.
PS. Uwaga odautorska: na wypadek procesów wyraźnie stwierdzamy, że tekst jest zamieszczony pod tagiem "humor" i niczyich stanów emocjonalnych nie badaliśmy, stąd to tylko nasze dywagacje. Ale co do tego, że Prawa Ręka Moczara była Prawą Ręką Moczara, i łączenie wojny z antysemityzmem z taką przyjaźnią jest surrealistyczne, to będziemy woleli pójść do więzienia, niż się tego wyprzeć.
[ mirror na Salonie24 ]
Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz