piątek, 30 maja 2008

Irena Lasota - Powrót z Kuby

Wczoraj zostałam wydalona z Kuby po raz drugi. Pierwszy raz - jedenaście lat temu. Jadąc na Kubę nie spodziewałam się, że zostanę wpuszczona na fali liberalizacji, perestrojki, czy glasnostii - ktorej nie ma, a raczej, że jakoś przejdę w tłumie turystów. Nabyłam wielki, różowy kapelusz i różowe okulary, które noszą amerykańskie turystki - we francuskich komediach z lat sześćdziesiątych. Wszystko na nic. Panna w okienku wklepała moje nazwisko do komputera, lekko zmarszczyła brew, kazała zdjąć kapelusz i okulary i w ciągu kilkunastu sekund kamera podłączona do programu identyfikującego twarze (ostatni raz widziałam to na jakimś Bondzie, ale ta kubańska chyba była szybsza, bo Bond zdążył potorturować zbrodniarza, ściągnąć wszystkie informacje z pamięci zanim został rozpoznany) - piknęła wesoło, a panna kazała mi "poczekać 5 minut".

Od momentu zakwitnięcia komunizmu na Kubie w kilka lat po rewolucji poziom życia mieszkańców spadał gwałtownie i jest to kraj, w którym brakuje wszystkiego - ryżu, chleba, wody, elektrycznosci no i oczywiście wolności, wolnej prasy, możliwości wyjechania... W szpitalach dla zwykłych ludzi wiszą napisy jak w Polsce schyłkowego komunizmu "Nie używać igiel jednorazowego użytku wiecej niz 10 razy!". Mimo to system izolacji wyspy jest na najwyższym poziomie światowym. Każda osoba chcąca wyjechać jest sprawdzana i zatwierdzana lub nie przez wiele czynników - od najniższego - szpiegów domowych, zwanych Komitetami Obrony Rewolucji - az po najwyższy - specjalną komórkę paszportową w Havanie. Do śledzenia niepokornych obywateli - a jest ich coraz więcej - stosuje się kontrolę internetu i telefonów komórkowych (o poczcie zwykłej nie ma co mówić, bo jej nie ma). Przez ostatnie tygodnie władze kubańskie rozpętały kampanię przeciwko opozycji - w telewizji, radiu i gazecie Gramma (innej zreszta nie ma) władza chwali sie w stylu Jerzego Urbana z lat osiemdziesiatych -- wynikami szpiegowania obywateli, czytaniem ich poczty internetowej i podsłuchiwaniem ich rozmów.

Oczywiście jest to kampania wielocelowa - obrzydzić opozycję w oczach ludu (co jest coraz trudniej), ale przede wszystkim wybić ludziom z głowy myśl, ze Raul zamierza być liberalniejszy niz Fidel.

Pisze "zamierza" a nie "będzie" , bo to, jak potoczą się wypadki na Kubie, będzie zależało nie tylko od partii komunistycznej, ale również od ludzi, narodu. Tak, jak w Związku Radzieckim. Gorbaczow najprawdopodobniej szczerze się tłumaczy, ze chcial lepiej, że chcial uczynić komunizm bardziej popularnym i sprawnym, no ale wszystko wymknęło mu się z rąk.

Muszę kończyć, bo mam samolot z Charlotte do Waszyngtonu. Jeśli kogoś to interesuje, mogę kontynuować. Bardzo zwracam też uwagę na wyjątkowo interesujący list Osvaldo Paya -- kubańskiego opozycjonisty - do Lublinian, którzy w rocznicę śmierci Papieża upomnieli się o prawo do życia i wolności Kubańczyków (i o Czeczeńców, Tybetańczyków, etc).

Irena Lasota

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz