w: Rudy 1. Dzień pełen BRAKÓW
Nagły powiew powietrza był ostrzeżeniem. Otworzywszy drzwi bez najmniejszego hałasu, w samym środku gabinetu pojawił się właśnie Kulik... a kto mu dał klucz!? Po co wchodził do gabinetu, skoro myślał, że Kapusty w nim nie ma!? Nie było sensu pytać. Kulik zawsze wygłaszał gładkie, gotowe odpowiedzi, przeważnie takie, które niczego nie wyjaśniały. Kulik skradał się i siał PANIKĘ. Koniec medytacji. Cóż za dzień! Cóż za jego zakończenie! Miękkie tłuszcze, płynące w krwi naczelnika, w mgnieniu oka stały się niezdrowymi, twardymi nawarstwieniami płytek cholesterolu na ściankach jego naczyń wieńcowych. Naczelnik odwrócił się od okna i ścisnął dłoń w pięść. Patrząc intruzowi prosto w oczy, rąbnął z całej siły w blat tak, jakby celował w niewidocznego karalucha na biurku, a potem rozwarł dłoń i teatralnym gestem pokazał mu niewidocznego, rozgniecionego robaka.
Kapusta uważał, że czasem lepiej jest zademonstrować, niż powiedzieć. Słowa bywają przegadane.
Naczelnik był synem tej ziemi. Już jako chłopiec został chłopem, i to dobrym chłopem, i wiedział, jakie są plony z posiewu PANIKI. Ale jak chłop nie wyglądał. Z przyjemnością podziwiał w lustrze szczupłego, dosyć wysokiego bruneta o bladych policzkach i gęstych, falistych włosach, uczesanych we fryzurę nieco zbyt długą, jak na panujące obyczaje. Kobiety najbardziej doceniały jego pięknie ukształtowane, zmysłowe usta, długie palce pianisty i sarnie, okrojone ciemnymi rzęsami oczy, z których wyzierała dusza poety. W jakiś mętny sposób naczelnik czuł, że aura poety mu sprzyja, przydając charakteru, siły i sprawczej potencji. Co prawda, w całym życiu nie napisał ani jednego wiersza, nawet w wieku, kiedy chłopcy to zwykle czynią, ale w duszę poety uwierzył tak dalece, że na spotkaniach towarzyskich przynajmniej raz stawał przy oknie, by zapatrzyć się w księżyc i gwiazdy, a wschody i zachody słońca kontemplował także i wtedy, gdy nikt tego nie widział. Co ciekawe, zawsze przy takich okazjach myślało mu się kapitalikami. Wygląd sprzyjał mu również w kontaktach z mężczyznami. Kiedy trzaskał pięścią w biurko, wrzeszczał lub zjadliwym szeptem wypowiadał Bardzo Brzydkie Obietnice, albo, co gorsza, je realizował, zaznawali wstrząsu dwakroć większego, niż gdyby usłyszeli je lub doświadczyli od kogoś o wyglądzie pitekantropa.
Za to Kulik był inteligentem, który wyglądał jak inteligent: przygarbiony okularnik z rzadkimi włosami nieokreślonego koloru, zaczesanymi do tyłu i w bok, aby zamaskować łysinę. Ukończył przedwojenne szkoły, ale nie nabrał ludowej prostoty obecnych władz. Powtarzał wszystkie nowe słowa jak papuga, bez zaangażowania, a Kapustę traktował bez przysługującego mu szacunku. Został sekretarzem w wyniku kompromisu, gdyż w powszechnej opinii najmniej się na sekretarza nadawał, więc nie umiałaby wykorzystać okazji do szkodzenia otoczeniu, jakie się na takim stanowisku przytrafiały.
Kulik uważał inaczej, ale pilnował się, by w niczym się nie zdradzić, a naczelnika Kapustę denerwował już sam jego widok, gdyż codziennie musiał patrzeć, jak Kulik się trzęsie.
To był BRAK. DUŻY BRAK. Brak ZAUFANIA. Czasy PANÓW definitywnie się skończyły, teraz rządził LUD. Kapusta wierzył jedynie w siebie i ufał sobie bezgranicznie, a to wzbudzało powszechne, bezgraniczne zaufanie do Kapusty. Tak przynajmniej powinno być, uważał Kapusta. Zaufanie LUDU jest dla mnie przeznaczone. Nikt nie będzie mówił w moim ukochanym więzieniu, że rządzą KAPUŚCIANE GŁĄBY. Prawidłowe myślenie. Cogito incognito. Myślimy wszyscy to samo. Jedna myśl nami kieruje.... albo oficer prowadzący, czyli ja! - Naczelnik miał własną siatkę informatorów, niezależną od siatki Kulika, i wiedział, że – wcześniej czy później – jego Pajęczyna zadrga panicznymi podrygami wroga ludu. Poza tym kapusta jest jak LUD. Składa się z kolektywu ściśle z sobą połączonych i przylegających do siebie, zjednoczonych jednym celem liści.
Naczelnik kochał kapustę we wszystkich postaciach i może czasami przesadzał w chwaleniu jej zalet, kazał nawet rozbudować silosy, ogromne betonowe kadzie, gdzie kiszono poszatkowane głowy: co najmniej 3 głowy kapusty na głowę więźnia. To był PLAN na rok 1948. I będzie on wykonany wbrew obcym czy rodzimym karaluchom. Więzienie miało ważną w tym roku funkcję: szycie nowych mundurów dla armii. To sprawa główna. Wymagająca zastanowienia. Ile metrów tkaniny wypada dokładnie na mundur żołnierza? Ile mundurów będzie posiadało BRAKI? Kto za to odpowie? Ludowa armia składa się z jednostek, ale mimo to na defiladzie cały oddział musi mieć ściśle dopasowany do każdego uniform i wzbudzać podziw widzów. Czy takie Kuliki to rozumieją? Ten sekretarz to chyba potencjalny wróg, który sieje, podgryza, mąci i podkopuje obronność kraju... RWD. To jedno z tych nowych słów, które znaczy Ratuj Własną Dupę. To też jest składową PLANU. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Na sabotaż, kradzież, wrogą działalność elementów, zarówno wśród kadry strażników, kolektywu więźniów, jak i zatrudnionych w więzieniu cywilistów. Tak ich nazywano, cywilistami, choć nie mieli nic wspólnego z prawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz