Pokazywanie postów oznaczonych etykietą autorytety. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą autorytety. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 listopada 2011

Krew i Honor Patriotyzmu. Polskiego?

c18 

Niemiecki anarchista napluł na polski mundur i wszyscy się oburzyli. Ale nowe informacje z dnia wczorajszego sugerują, że ów anarchista miał podstawy by myśleć, że pluje na otwartego nazistę z Combat Adolf Hitler czy innego nazistowskiego gościa Marszu z Europy Zachodniej, przebranego w historyczny mundur polskiego żołnierza. Albo na nazistów polskich, którzy ich do Polski zaprosili. Okazuje się bowiem, że nie tylko "Krytyka Polityczna" zapraszała, a ta mizerna grupka niemieckiej Antify to nic, w porównaniu z gośćmi ponoć patriotycznego Marszu.

środa, 9 września 2009

Wersja Leppera coraz bardziej wiarygodna

Bogumila Tyszkiewicz


Po dzisiejszych przesłuchaniach komisji ds. nacisków na służby śledcze nasuwają się wnioski - coraz smutniejsze dla zwolenników IV RP, którzy w 2005 roku glosowali na PiS. IV RP miała być odrodzeniem polskiej państwowości. Kto dziś pamięta aferę Kulczyka, charakteryzującą III RP jako „Rzeczpospolitą Gangsterską”? Rekwirowanie samochodów firmy przez jakieś wojskowe instytucje, gdyż właściciel tej firmy nie chciał płacić haraczu elitom politycznym? Zdumiewające działania urzędów skarbowych? Z wyroków sadowych wynika, ze firma Kulczyka była świetną, odnoszącą sukcesy firmą komputerową – a więc w sferze uznawanej na światowym rynku jako jedną z najbardziej nowoczesnych. Co z tego, ze Kulczyk procesy wygrał, skoro jego firma przestała istnieć?

IV RP miała to zmienić.

Z dzisiejszych zeznań Leppera wynika, ze w pewnym momencie ówcześnie największa partia, tj. PiS, wymyśliła, ze razem z Lepperem swoich koncepcji nie zrealizuje. Wicepremier i minister rolnictwa Andrzej Lepper co prawda niczego nie kradł, ale był przeszkodą, gdyż miewał własne pomysły, a zawsze łatwiej rządzi się we własnym gronie. Kiedy powstała koncepcja, ze zamiast negocjacji i współrządzenia lepsze jest rozbicie partii Leppera, przejecie jej posłów i elektoratu poprzez zamkniecie w pudle jej szefa?

W trakcie tych zeznań padło nazwisko prominentnej osoby z PiS, znanej od lat lokalnie we Wrocławiu jako bardzo uczciwy i porządny człowiek Jak to się stało, ze mówiąc „A” zdecydował się powiedzieć „B” ?

Z dzisiejszych obrad Komisji wynika, ze zaangażowani w aferę agenci CBA nie mieli pojęcia o tym, ze minister Lepper, nawet gdyby bardzo chciał przyjąć łapówkę za odrolnienie gruntów w Mrągowie, i tak jej przyjąć by nie mógł, gdyż w całej sprawie jego wpływ był marginalny – te sprawy się załatwia na poziomie lokalnym, a nie centralnym. Nieznajomość procedur świadczy, jak dalece mijały się deklaracje intencji założycieli CBA z rzeczywistością. Z prowokacją czy bez – nikogo nie złapiesz, jeśli nie znasz procedur...

Wynika tez, ze ktoś z CBA zdał sobie w końcu z tego sprawę i postawił na kolejna multimedialna prezentacje, w której chodziło o to, by nagrać na (niezupełnie legalnych) podsłuchach jak jakieś osoby wchodzą do Ministerstwa Rolnictwa z wpisana do dokumentacji intencją udania się do ministra, a następnie miały być teatralnie aresztowania z walizka pełna miliona złotych. I wtedy – być może - mielibyśmy kolejna multimedialną, kolorową prezentacje prokuratury, o tym, jak łapówka dociera do ministerstwa rolnictwa....Lepper po kilkuletnich procesach by się wybronił, ale tymczasem politycznie jego partia znalazłaby się na dnie. Co się zresztą stało – ale PiS-owi to w niczym nie pomogło, koncepcja utrzymania władzy jako parlamentarna większość każdym kosztem okazała się nierealna. Być może powinni się zastanowić nad tym, czy dobrze wychodzą na koncepcji, skądinąd posttotalitarnej, ze cel uświęca środki...

Na marginesie dzisiejszych zeznań – nikogo z Komisji to nie obeszło, ale Lepper wspomniał dzisiaj o wyroku skazującym, jaki otrzymał za wysypywanie zbożna na tora kolejowe. Dodał, ze nikt nie cytował z uzasadnienia tego wyroku, zawierającego m.in. to, ze owo zboże pochodziło z importu pewnego biznesmena, sprowadzającego zboże z Niemiec, i ze owo zboże wg badan ekspertów około 700 razy przekraczało normy zdrowotne na pewna substancje chemiczna, której nazwy już nie pamiętam, i które było przerabiane na make, a potem chleb, spożywany nie tylko przez dolnoslazakow.

Jak ktoś się nazywa Lepper, to z góry niegodny wysłuchania?

I kto najbardziej zaszkodził IV RP – aferzyści czy politycy, którzy uznali, ze cel uświęca środki?

piątek, 25 lipca 2008

Rzeczpospolita lemingów i partii wodzowskich

Dzięki "przesłaniom" dla posłów i "instrukcjom" dla ich młodzieżówki Platforma Obywatelska wylądowała dziś na samym szczycie piramidy organizacji politycznych w Polsce dla kretynów. Niewątpliwie każdy kretyn i (w sensie medycznym, nie obraźliwym) i wychowanek Big Brothera może tam zostać gwiazdą. Tyle, że to nie jedyne lemingi w Polsce. W zasadzie nie ma ani jednej partii, która by nie była otoczona stadem lemingów gotowych wykonywać czynności usługowe, bezrozumnie, bezkrytycznie i bez wynagrodzenia, byleby im ktoś powiedział, co mają robić - językiem prostym i dla nich zrozumiałym. Platforma to po prostu wykorzystała bardziej niż inni... Patrząc na scenę z lotu ptaka można też dostrzec, że wszystkie dzisiejsze partie balansują na skraju tego, co w politologii się nazywa partią wodzowską. Jeden lider otoczony świtą, potem długo, długo nic, potem żołnierze, a w kręgu najbardziej zewnętrznym - lemingi. Żadna partia w Polsce nie ma własnych, wykształconych, pluralistycznych elit. Być może najbliżej takiego stanu jest malutki PSL, który dzięki marginalizacji i strategii silnie zorientowanej na własne interesy dorobił się mechanizmów promocji dosyć niezależnych od tego, co oferuje główny nurt polskiej polityki.

Polska nie jest wyjątkiem. Po 11 września zaskoczeni opiniotwórcy na całym świecie skarżyli się, że zabrakło nam wiedzy, dlaczego społeczeństwa muzułmańskie są aż tak obrażone na Zachód, że światu zagroził terroryzm. Ale przecież oznaczało to, że najbardziej rozwiniętym państwom świata zwyczajnie zabrakło zarówno zainteresowania, jak i ludzi znających potoczne języki Bliskiego Wschodu, i że złudzenie globalnej wioski, wywoływane przez powszechną dostępność MTV na całej kuli ziemskiej, jest tylko złudzeniem. Nowy, globalny porządek, do którego opisania i wyjaśnienia miał wystarczyć monetarystyczny język sprawnego menagera neokonsów, okazał się nie istnieć, tak samo, jak nie istnieje "postpolityka", rzekomo towarzysząca sprawnemu zarządzaniu i wypierająca z życia publicznego politykę.

Niedostateczna wiedza językowa i i elity pozbawione ciekawości świata w początkach XXI stulecia nie są niczym szczególnym. Kultura masowa traktuje dorosłych, tak wytwórców, jak i konsumentów, jak dzieci. Wg. Franka Furediego (socjologa węgierskiego pochodzenia, wykładającego na Uniwersytecie Kentu w Wielkiej Brytanii, ur. 1947) [*1], analiza słów, którymi posługiwali się podczas debat publicznych kandydaci na prezydenta Stanów Zjednoczonych pokazuje, że słownik Lincolna byłby zrozumiały dla licealistów. Clintona - dla siódmoklasistów, a Bush mówił już na poziomie średnio rozgarniętego sześcioklasisty. Współcześni ludzie nie ufają ani nauce, ani celowości gruntownego wykształcenia. Wszechobecny przedrostek "-post" wskazuje, w jakim miejscu znalazły się nauki humanistyczne, a naukom biologicznym i inżynieryjnym ludzkość już od dawna nie dowierza. Kiedyś studenci nie przepadający za naukami ścisłymi i przyrodniczymi wybierali humanistykę i sztuki wyzwolone. Dzisiaj jedne i drugie są im jednakowo obce: w USA między 1970 a 1995 liczba magistrów historii spadła o około 37%, magistrów filologii zagranicznych o 37%, anglistyki o 10% - i to w czasie, kiedy ogólna liczba studentów stale rosła. Temu zjawisku towarzyszy przekształcanie procesu kształcenia w rodzaj show dla niedorosłej publiczności, nagradzającej swego profesora brawami za widowiskowość wykładu, a nie poziom przekazywanej wiedzy, a także poszerzający się rynek książek popularnonaukowych, pisanych tak, by wysiłek umysłowy dla ich zrozumienia był czynnością zbędną. Absolwenci uniwersyteckich kursów zarządzania korporacyjną kadrą, telemarketingu i bankowości są znakomicie dostosowani do życia w monetarystycznej utopii, którą zamach na WTC już dawno obrócił w pył. Pytanie, co z nimi teraz zrobić?

Nie ma co szukać odpowiedzi na to pytanie w tradycyjnym miejscu, u intelektualistów, gdyż w swej większości zaakceptowali oni tą przygnębiającą odmianę. Klasyczny wzorzec heroicznego, niezależnego badacza zastąpiła dzisiaj postać intelektualisty zdewaluowanego do jednego z wielu podmiotów rynku informacji, któremu ton narzucają reguły talk shows, a nie debaty oksfordzkiej. Wartość wykształcenia wyższego, a w konsekwencji i tytułów naukowych, maleje w miarę, jak uniwersytety obniżają kryteria naboru lub w ogóle rezygnują z egzaminów wstępnych, żeby przyjąć jak największą liczbę studentów, i tym bardziej, im częściej wartość profesorów dla uczelni obliczana jest w według liczby absolwentów, a nie ich jakości. Kiedy w początkach grudnia 2001 opublikowano pierwsze rezultaty PISA (badania porównawcze funkcjonalnego alfabetyzmu, jakości nauczania i systemów edukacyjnych w Europie), okazały się być one szokująco słabe. Szczególnie silnie wstrząsnęły dumą narodową Niemców (21 pozycja na 32 państwa), a same zjawisko uzyskało nazwę "PISA-Schock". W efekcie rozpętała się desperacka dyskusja jak włączyć media do promocji "informacyjnego alfabetyzmu", a tamtejsi bibliotekarze wykorzystali sytuację do kolejnego, beznadziejnego przypomnienia, że biblioteki, a szczególnie biblioteki szkolne, jednak czemuś służą. [*2]

"Przez ostatnie dwa stulecia na straży autorytetu, jakim cieszyli się intelektualiści, stała wiara w to, że dążenie do wiedzy i prawdy zasługuje na powszechne uznanie. Wiara ta nadawała pracy umysłowej wyjątkowe znaczenie, ludziom zaś zgłębiającym wiedzę pozwalała sądzić, że to, co robią, ma sens." - powiada Frank Furedi. Mimo dezaprobaty dla gnuśności, jaka jego zdaniem cechowała uczonych jego pokolenia, Orwell niezmiennie wierzył, że idee mogą stworzyć lepszy świat, i że wszelka działalność intelektualna i kontemplacyjna jest tym, co odróżnia człowieka od zwierzęcia. Dzisiejsi intelektualiści sprowadzili czynność kontemplacji świata do upraszczania i minimalizowania wiedzy potrzebnej człowiekowi do funkcjonowania w społeczeństwie. Między innymi dlatego radykalne zmniejszenie listy lektur szkolnych wprowadzone przez rząd Platformy Obywatelskiej nie spotkało się ze znaczącym protestem. Polska inteligencja, w przeciwieństwie do niemieckiej, nie broni bibliotek.

W klasycznej powieści SF Asimowa "Fundacja" twórca psychohistorii Harry Seldon rozpoznaje zbliżający się upadek Imperium - po wtórności jego kultury wobec czasów przeszłych oraz cywilizacyjnej infantylizacji wszystkich warstw społecznych, nie rozumiejących wytworów technicznych poprzednich pokoleń ani złożoności własnego świata; nieufnych wobec nauki, ponad samodzielność myślenia i nowatorskość badań przedkładających naśladownictwo i epigonię. Na Ziemi w XXI wieku miejsce ludzi takich, jak Bertrand Russell czy Hannah Arendt, zajęli twórcy telewizyjnego Big Brother, a klasyczny wzorzec heroicznego, niezależnego myśliciela zastąpił homo ludens. Taka też jest polityka. Nie modernizacja, a rozkład. Ale czy ta analogia ma sens? [*3]

Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz



Przypisy:

1. Frank Furedi: Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści? (Where Have All the Intellectuals Gone?) przeł. Katarzyna Makaruk, Państwowy Instytut Wydawniczy , Styczeń 2008

2. Susanne Krüger - The PISA-shock and its consequences: The future of libraries for children in Germany, World Library and Information Congress: 69th IFLA General Conference and Council, 1-9 August 2003, Berlin
http://www.ifla.org/IV/ifla69/papers/079e_trans-Krueger.pdf

3. Czytaj również: Palnick: Toksyczna moc autorytetów. Blog: Palnick, 2008-07-24
http://palnick.salon24.pl/85478,index.html