środa, 2 maja 2007

Trzydziestolatkowie - młoda prawica, młoda lewica i umysły ostre jak brzytwa

"W czasie, gdy pozbawiona wizji patriotyzmu młoda lewica spotyka się w willach swoich rodziców, by dyskutować o Marksie i Leninie, walce klas i roli antagonizmów w relacjach społecznych, młoda prawica zajmuje się czynem, wpływając w ten sposób na rzeczywistość" - pisze w 'Dzienniku' Konrad Ciesiołkiewicz, politolog i były rzecznik rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Znakomity, warto przeczytać. Zgadzamy się z jego diagnozą, że nie ma czegoś takiego, jak "pokolenie Jana Pawła II", gdyż jedyne, wspólne doświadczenie, śmierć JPII, to zbyt mało - stąd lepiej mówić o grupie rówieśniczej, niż pokoleniu w sensie tożsamości.


Zgadzamy się również, kiedy mówi o kontraście między energią i dynamiką trzydziestolatków prawicowych, a wyłączeniem z życia trzydziestolatków lewicowych - jednak on upatruje przyczyn tej różnicy w jakoby wyjątkowym, pragmatycznym patriotyzmie, cechującym młodą prawicę, podczas gdy młoda lewica, przez - jego zdaniem - jej alergię do patriotyzmu i tradycji niepodległościowej, sama się z życia wyklucza, stając się kolejnym, kanapowym salonem zgromadzonym wokół "Krytyki Politycznej" i Sierakowskiego. Nam wydaje się, że przyczyn lewicowej anomii można poszukać głębiej; że również po prawej stronie głębsze są przyczyny aktywności publicznej trzydziestolatków.


Jako elementy formacyjne prawicowej części pokolenia trzydziestolatków Ciesiołkiewicz przywołuje telewizję Walendziaka dla pampersów oraz wygraną Kwaśniewskiego dla Ligi Republikańskiej. My dorzucilibyśmy jeszcze "Frondę", ale zarazem powiedzielibyśmy, że i to jest właśnie bardzo charakterystyczną cechą młodej prawicy, dużo bardziej, niż jej patriotyzm, że jest zawieszona w historycznej i politycznej próżni. O ile potrafi dostrzec u lewicowych rówieśników wille ich rodziców, to o sobie myśli, że się wzięła z działań, doświadczeń i osiągnięć własnych i rówieśników. A to i nieprawda, i zarazem słabość, widoczna bardzo wyraźnie w tekstach prawicowych publicystów, których analizy nie potrafią sięgnąć szerzej, niż własna, osobista perspektywa.


Robert Krasowski w Dzienniku z 15 marca pisze, że gdyby zapytać dzisiejszego trzydziestolatka, o co chodzi w wojnie lustracyjnej, największej i najdłużej trwającej wojnie ideowej w III RP, to zapewne ów trzydziestolatek nie potrafiłby odpowiedzieć, i dalej stawia tezę, że jej przyczyną jest personalna wojna Michnika z Kaczyńskimi. Czyli nie potrafi zrobić żadnej analizy systemowej, bo ona wymaga już czegoś więcej, niż doświadczenie osobiste. Ciesiołkiewicz dumnie przywołuje aktywność młodej prawicy na Wschodzie, jako przykład jej praktycznego podejścia, ale już najwyraźniej nie wie, że w pokoleniu dzisiejszych czterdziestolatków to lewica tą działalność zainicjowała, równie dumna z siebie, jak on dzisiaj, i że następnie, razem ze swoją praktyką, została doszczętnie rozdeptana przez lewicę kawiorową, która, wbrew temu, co się Ciesiołkiewiczowi wydaje, też posiada swoją koncepcję patriotyzmu, tyle, że to nie jest patriotyzm pozytywistyczny, a romantyczny. Pełen nadludzkich czynów, patosu, jak w tej przepięknej pieśni Goethego: "Na wieżycy starej stoi Duch szlachetny bohatera". Środowisko Sierakowskiego po prostu tą sytuację dziedziczy.


Ciesiołkiewicz, zajęty swoją praxis, nie dostrzega, że i na prawicy rozgrywa się w tej chwili mecz między dwiema wersjami patriotyzmu, że w jego efekcie prawicy romantycznej, reprezentowanej przez Giertycha, a teraz również Marka Jurka, już wielokrotnie udało się narzucić i styl, i tematykę dyskursu politycznego, i - przede wszystkim - definicję pojęć, którymi się prawica posługuje. Jak daleko idące konsekwencje dla rozwoju prawicy partyjnej może mieć wygrana prawicy romantycznej w sferze pojęć i definicji, nie da się w ogóle dostrzec z poziomu organizacji pomocowych dla Polaków na Wschodzie, czy nawet z punktu widzenia doradcy premiera. Nikt z dzisiejszego pokolenia trzydziestolatków, ani z prawicy, ani z lewicy, nie dorasta do umysłu analityka politycznego, który jest naprawdę jak brzytwa - Zbigniewa Brzezińskiego. Między innymi dlatego, że tam, gdzie Brzeziński dostrzega procesy historyczne i polityczne - owi trzydziestolatkowie widzą zaledwie środowiskowe i pokoleniowe sympatie i antypatie. A jeśli czegoś nie dostrzegasz, to i nie masz na to wpływu.


Ciesiołkiewicz powiada o lewicowej anomii, Pinior - że lewicy w Polsce w ogóle nie ma. W pewnym sensie obaj mają rację, o ile dotyczy to lewicy pozytywistycznej. W pokoleniu czterdziestolatków przegrała ona z lewicą kawiorową właśnie w sferze idei. Cóż z tego, że z wyraźną pomocą Czesława Kiszczaka, kiedy efekt jest taki, że w dzisiejszej Polsce termin "lewica" kojarzy się z salonem Michnika i Aleksandra Kwaśniewskiego? Co będzie, kiedy Ciesiołkiewicz stanie się czterdziestolatkiem? Jakimi pojęciami będzie się polska prawica posługiwać? Polityka nigdy nie jest całkowicie racjonalnym zajęciem. Jakiś element romantyzmu jest w niej zawsze obecny. Konflikty polityczne, pozwalające organizować elektoraty, w ogóle nie muszą być osadzone w praktyce i racjonalności. Ciesiołkiewicz wcale nie jest skazany na to, by jako czterdziestolatek mieć poczucie przynależności do tej części swojej generacji, która wygrała swój czas i swoje miejsce na Ziemi.


2 komentarze: