piątek, 22 sierpnia 2008

Po dymisji Anny Fotygi - kobiety, cieszcie się, że nie jesteście politykami!

Bogumiła Tyszkiewicz

Po dymisji Anny Fotygi "Dziennik" przypomniał wypowiedź posła PSL Stanisława Żelichowskiego, który w rozmowie z Tok FM stwierdził, że "we wspólnocie plemiennej zostałaby ona wrzucona przez starszyznę do kotła i ugotowana"; Michał Majewski zebrał wszystko złe, co się na nią dało znaleźć, a ponieważ niewiele złego się udało znaleźć w jej pracy, to ocenił jej charakter, zapobiegawczo wkładając te oceny w cudze, nieokreślone usta: "z reguły w Pałacu mówią o niej źle", że jest "małostkowa", "złośliwa", "przewrażliwiona", "nerwowa", "nadambitna" "zarzucająca prezydenta absurdalnymi problemami"; Grzegorz Miecugow z Cezarym Michalskim szczerze wyjaśnili sobie, jaki związek ma dobre dziennikarstwo z biciem kobiet, na przykładzie medialnej wojny o wizerunek Radosława Sikorskiego z Anną Fotygą: "młody, przystojny mężczyzna wiadomo, że będzie przodował w sondażach. Fotyga tej przewagi nie ma. Jest kobietą, kobieta w polityce zawsze będzie wrażliwsza na ciosy. Zawsze łatwiej będzie można znaleźć w niej to bolesne miejsce." mówi Miecugow i dodaje szczerze "dlaczego w Polsce kobieta ma większy kłopot, bo to nie tylko dotyczy kobiet PiS, np. Pitera oberwała wizerunkowo dużo bardziej niż Niesiołowski, niż Palikot."

Przy polskich dziennikarzach niemiecka kanclerz nie miałaby szans na wybór nawet na szefa terenowej organizacji jej partii w małej wiosce.
Autorzy tekstu zdają się zgadzać, a przynajmniej Michalski nie oponuje, że owo szczególne upodobanie do bicia kobiet przez media to efekt "dobrego dziennikarstwa", polegającego na spełnianiu oczekiwań widzów, bo takimże właśnie jesteśmy społeczeństwem, mizoginicznym, i nie traktującym kobiet jako partnerów. "Tak, to są tacy mężczyźni dziewiętnastowieczni. Może też peerelowscy, w tym sensie, w jakim PRL też był XIX-wieczny" oponuje Miecugow, i jako wzorzec mężczyzny XXI-wiecznego, przekonanego do równości praw obywatelskich kobiet i mężczyzn, dodaje: "Weźmy żelazną damę, która była twardsza od wszystkich ówczesnych brytyjskich polityków-mężczyzn. Czy teraz Angelę Merkel. Jej specjalnie nic nie ruszało. One potrafiły to przetrwać. Czy u nas są takie kobiety? Chyba nie. Nie ma takich kobiet. Może nasze polskie kobiety są łagodniejsze, cieplejsze."

Czy rzeczywiście musiały znosić to samo? "nikogo nie obchodziło, że (Fotyga) ukończyła handel zagraniczny, wyższą szkołę administracji publicznej w Danii, miała za sobą parę ważnych praktyk w USA" - powiada Michalski. " Dokładnie, takie elementy biografii muszą być ograne. Dotrzeć do opinii publicznej, najlepiej zanim jeszcze dana osoba trafi na bardzo wysoki urząd." - dodaje Miecugow. Obaj panowie nie precyzują, kogo mają na myśli mowiąc "nikogo" oraz kto takie elementy biografii powinien "ogrywać", bo gdzie indziej na świecie takie rzeczy robią właśnie dziennikarze. Publikują biogramy wszystkich polityków, a nie tylko mężczyzn. Oczywiście Merkel, jak każdy polityk, musiała się liczyć z atakami, ale już nie z tym, że dziennikarze, niezależnie od opcji politycznej, będą ukrywać jej biografię przed opinią publiczną, skupiać się na jej koafiurze i walce medialnej o to, jak bardzo jest nerwową i niezrównoważoną kobietą. Merkel stanęła do walki politycznej o uznanie własnych kompetencji i wygrała właśnie ze względu na prawo równego startu i jednakowego traktowania kobiet i mężczyzn, w tym przez dziennikarzy, które to prawo społeczeństwa Zachodu może nie do końca przestrzegają, ale nikt by tam się nie ośmielił poddać kobiety występującej w roli polityka takiemu mobbingowi, jak to ma miejsce w Polsce. Przy polskich dziennikarzach niemiecka kanclerz nie miałaby szans na wybór nawet na szefa terenowej organizacji jej partii w małej wiosce.

"Dyplomatołek" - termin ukuty w programie Miecugowa i przylepiony Fotydze, w rzeczywistości bardziej się należy Sikorskiemu. Zdecydowanie gorzej wykształcony niż Fotyga i z minimalną, w porównaniu z nią, praktyką, nigdy nie stanął do konkurencji na polityczną kompetencję. Nie musiał, zdaniem autorów tego tekstu głownie dlatego, że jest młodym, przystojnym mężczyzną. "Nikogo" również nie interesują jego cechy charakteru, nerwowość, płynność angielszczyzny oraz to, że to Fotygę, a nie Sikorskiego Rice nazwała "my friend".

Kobieta w Polsce albo ma swego politycznego "właściciela", albo wypada z gry.
Czy posłanka Pitera ma rzeczywiście mniej kompetencji do sprawowanego urzędu niż Donald Tusk czy Grzegorz Schetyna do swoich? Czy minister Kopacz odbiega rażąco od (niskiego, niestety) poziomu rządzenia wyznaczanego jednak przez premiera? Problem w tym, że coraz częściej zdarzają się kobiety lepiej wykształcone i lepiej przygotowane do pełnienia swoich funkcji, niż ich koledzy. Budzą zawiść i złość polskich mizoginów, także we własnych ugrupowaniach, którzy w konsekwencji chętnie podrzucają - równie mizoginistycznym - dziennikarzom wszystko złe, co na nie znajdą, w ramach eliminacji konkurencji. Najlepiej o minach, fryzurach i niezrównoważonym charakterze, który ani się równa kryształowym, męskim charakterom. A mizoginistyczni dziennikarze, szczęśliwi, że nie muszą młodemu, przystojnemu mężczyźnie zadawać kłopotliwych pytań o wykształcenie i kompetencję, przystępują do studiowania kobiecych, ciepłych, ale słabych charakterów Polek. Ma to miejsce w każdym ugrupowaniu. Czy ktoś jeszcze pamięta posłankę Barbarę Labudę? Była na lewicy...

Kobieta w Polsce albo ma swego politycznego "właściciela", albo wypada z gry. "Właścicielem" Labudy był Kwaśniewski. "Właścicielem" Pitery - Donald Tusk. "Właścicielem" Fotygi - Lech Kaczyński. Ale, jak w każdym systemie niewolniczym, właściciele mają własne interesy, a niewolnika zawsze można sprzedać. I tu też kobiety się od mężczyzn różnią: mężczyzna odsunięty od centrum władzy zwykle się utrzyma jakoś na jej obrzeżach. Kobieta - wypada ze sceny całkowicie, najczęściej zmobbowana tak, że żaden mobbing w firmie prywatnej się temu nie równa. Ale właściciel firmy by odpowiadał, za to, co robi, a dziennikarz jest bezkarny i podlega środowiskowej ochronie, tłumaczącej tego typu działania "kunsztem dziennikarskim".

"Jakiś czas temu, na tych łamach, napisałem tekst wychwalający dziennikarski kunszt Moniki Olejnik." - oznajmia właściciel blogu Toyah - Mówiąc krótko, szło o to, że red. Olejnik potrafiła uzyskać tak pełną symbiozę ze swoimi słuchaczami i widzami, że nie musi już ani wysłuchiwać politycznych wskazówek swoich przełożonych, ani też szczególnie manipulować samą informacją, bo dzięki swojemu talentowi, w każdym momencie kontaktu z odbiorcą zna jego dowolne pragnienie, każdą jego emocję, każdy moment zawodu, każdy uśmiech, każdy skurcz wściekłości, z tej prostej przyczyny, że ten uśmiech i to pragnienie są jednocześnie jej pragnieniem i jej uśmiechem. Monika Olejnik stała się dziennikarzem idealnym, podobnie zresztą jak i większość głównych prezenterów i komentatorów TVN-u. Wszyscy oni posiedli wspólną umiejętność uzyskiwania pełnej jedności z widzem, i w ten sposób, z punktu widzenia oczekiwań nowych, post-politycznych czasów, gdzie rządzą już tylko media i supermarkety, tworzą stację bardziej doskonałą nawet, niż Radio Maryja. Bez porównania doskonalszą".

Myślą, że mają prawo, albo wręcz obowiązek atakować w szczególny sposób kobiety, jak nigdy by nie zaatakowali mężczyzn - i nazywają to zjawisko nie zwyczajnym chamstwem, jak by należało, lecz - "postpolityką".
Toyah, określający się jako "łagodny konserwatysta", jako przykład owej szczególnej symbiozy szczególnego dziennikarza z szczególnym odbiorcą wybrał oczywiście kobietę, choć Miecugow się do tej roli nadaje zdecydowanie bardziej. Ale to tak już jest. Nie ma miejsca dla kobiet w polityce, mimo, że nieliczne wyjątki jakoś w niej funkcjonują, choć zwykle tylko do czasu. Ba, nawet w politycznej publicystyce kobietom się obrywa bardziej; Na Salonie24 przypuszczono kiedyś atak na Joannę Lichocką właśnie w tym specjalnym stylu, kiedy nie z poglądami się dyskutuje, a z wyglądem i nerwowymi słabościami autorki (nawet mi się nie chciało z tym polemizować, tak tego jest dużo). Konserwatyści myślą, że miejsce kobiety jest w domu. Liberalno- lewicowy salon dopuszcza istnienie kobiet w życiu publicznym, ale uważa, że ma prawo, albo wręcz "obowiązek rzetelnego dziennikarstwa" atakować w szczególny sposób kobiety, jak nigdy by nie zaatakowali mężczyzn - i nazywają to zjawisko nie zwyczajnym chamstwem, jak by należało, lecz - "postpolityką". Swoją drogą, wykazując tym samym, że nie mają pojęcia, co ten termin znaczy... Pytając o naturę owej symbiozy, toyah zauważa, że nie obejmuje ona swym zasięgiem całego kraju, jak długi i szeroki, lecz drąży jakieś koryta, meandry i rozlewiska. Ale kończy tradycyjnym pytaniem o plaże Michnika. Tymczasem ciekawiej jest zapytać, jaką rolę w polskim obiegu informacji i organizacji społecznej pełnią dziś dziennikarze? Do jakiego elektoratu się zwracają i z jakim popadają w symbiozę?

Elity to dzisiaj, czy przywódcy motłochu?

Cieszę się, że nie jestem polskim politykiem. Zastanawiam się tylko, co dalej. Mam dosyć Polski z jej całą egzotyką. Niedługo będę w Warszawie. Mogę pójść na Starówkę, demonstracyjnie spalić polski paszport, jak to onegdaj robił ruch Wolność i Pokój z książeczkami wojskowymi - i zostać Szwedką. Tylko, kto to zrozumie? Miecugow? Michalski? Podobnie jak Fotyga, nie jestem młodym, przystojnym mężczyzną, więc się dyskutuje wyłącznie o moich koafiurach i umiejętnościach tanecznych.... Pozostaje emigracja wewnętrzna...

Źródła:
Grzegorz Miecugow, Cezary Michalski: Fotyga odeszła, bo nie ma skóry nosorożca", Dziennik, 22 sierpnia 2008

Michał Majewski : "W Pałacu mówili o niej "złośliwa Foti", Dziennik 22 sierpnia 2008

"Fotyga powinna zostać wrzucona do kotła" Dziennik, 10 lipca 2008

Na jakiej plaży wypoczywa Adam Michnik - http://toyah.salon24.pl, 2008-07-28

Dyskusja na Salonie24

7 komentarzy:

  1. Mam klopoty z wysyłaniem komentarzy, wysyłam jeszcze raz. Też zauważyłam szczególne traktowanie kobiet przez dziennikarzy. Nie poddawaj się. Nie jesteś sama. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam tą dyskusję na Salonie. Co mogę powiedzieć? Jest mi przykro. Autorka w wielu aspektach ma rację. Nie jestem zwolennikiem bicia kobiet, cóż mogę więcej? Serdeczności dla Autorki

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to milo, ze nie jesten sama na emigracji wewnętrznej, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieta w Polsce albo ma swego politycznego "właściciela", albo wypada z gry.Może i tak, tyle że to samo można powiedzieć o większości polskich polityków (poza oczywiście ścisłym przywództwem partyjnym). Patrz np. nieco wcześniejszy wpis na blogu o partiach wodzowskich.

    A co do porównania Pitery z Niesiołowskim czy Palikotem... Niesiołowski był i nadal w dużym stopniu jest oszołomem i jego wizerunkowi nic nie może zaszkodzić. Palikot również buduje swój wizerunek w na prowokowaniu i szokowaniu widza. Natomiast Pitera podobno miała być profesjonalistką i mieliśmy (krótko) przesłanki aby traktować ją na poważnie. A że stało się inaczej nic dziwnego że jej wizerunek ucierpiał bardziej niż dwóch "błaznów". Wg mnie próby wyjaśniania tego głównie kategoriach płci są nieco naciągane.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałem ten tekst z zainteresowaniem i, co dziwne, z dużą sympatią dla poglądów Autorki. W zasadzie jestem nastawiony raczej konserwatywnie do uczestnictwa kobiet w polityce, ale eliminacja ich przy pomocy takiego zwykłego odstrzału budzi moje opory. Nie wiem, jak to wygląda w innych krajach, ale może jednak polityka musi być taka? Z własnego poletka mogę tylko powiedzieć, że nie zaobserwowałem u znanych mi pań żadnych oznak sympatii ani solidarności w stosunku do A. Fotygi w okresie, gdy była ministrem, a nawet słyszałem demonstracyjne deklaracje w stylu, że ona nie jest ich ministrem i czują, że nikt za granicą nie reprezentuje ich interesów. Te reakcje były po części wynikiem ówczesnej propagandy, która przedstawiała panią Fotygę jako skończoną idiotkę, wariata z brzytwą itp. Jednak, i tu być może wychodzą również moje uprzedzenia, generalnie stosunkowo rzadko obserwuję u kobiet takie postawy solidarne, które mogą spowodować zmianę stosunku do nich. Już raczej takie wzorce zachowania mogą przyjść z Zachodu. W Polsce część pań oczekuje wciąż nic nie znaczących rewerencji albo uprzywilejowania (to tylko refleksja z moich osobistych doświadczeń i nie pretenduje do uogólnień). Z drugiej strony (gospodarka) w znanych mi przedsiębiorstwach często widziałem "schemat organizacyjny", w którym za przebojowym i dosyć niekompetentnym prezesem stały panie, które znacznie lepiej orientowały się w sytuacji firmy, ale pełniły podrzędne, usługowe funkcje i pobierały znacznie niższe wynagrodzenie. Prezes często był zupełnie bezradny, kiedy trzeba było odwołać się do liczb czy dokonać nawet skrótowej charakterystyki finansowej firmy, natomiast miał powiązania, które przesądzały o jego miejscu w przedsiębiorstwie. Te panie zazwyczaj były zadowolone ze swojej sytuacji, mimo że wiedziały o firmie znacznie więcej od niego. Odnosiłem wrażenie, że one nie nadawałyby się do brudnej roboty- czyli realizacji tzw. strategii firmy :-)
    Pozdrawiam z Wrocławia

    OdpowiedzUsuń
  6. ->jn62 - masz racje. W zasadzie sie ze wszystkim z Toba zgadzam. Ja tez nie jestem rewolucjonistka, i , choc to oglednie napisales, mysle, ze niska pozycje spoleczna czesto kobiety zawdzieczaja same sobie. Bo sa zadowolone, kiedy nie powinny byc zadowolone. Ja to nazywam "poszukiwaniem meskiego wlasciciela". Pan pochwalil, i to wystarczy jako rekompensata za place nizsza niz kwalifikacje. A czasem bywa gorzej. Kobiety się przylaczaja do atakow ( w opisanym stylu) na inne kobiety, po to, by męskie srodowisko je pochwaliło. No cóż...

    OdpowiedzUsuń