wtorek, 29 grudnia 2009

Rządy motłochu

Józef Dajczgewand
Bogumiła Tyszkiewicz


„Z tego względu, iż rzeczywistość jest najstarszym i najgroźniejszym wrogiem człowieka, schizofrenia jest okopem najwyższej jakości. Precz ze sztuką intelektualną. Niech żyje socjalizm najwyższej jakości jako dzieło sztuki komicznej. Wiwat Sorbowit” - tak pisał Waldemar Maria „Major” Fydrych, przywódca Pomarańczowej Alternatywy w czasach polityki czarnobiałej. Dadaistyczny hymn na cześć napoju witaminizowanego jest swoistym manifestem najmłodszego pokolenia opozycji lat osiemdziesiątych, a przy okazji paradoksalnym wyrazem ewolucji, jaka się dokonała w kolejnych pokoleniach polskiej młodzieży: w latach młodości Andrzeja Czumy bohaterstwem bywało wysadzać pomniki – w czasach Pomarańczowej Alternatywy bohaterstwem było śmiać się tym głośniej, im bardziej się było obitym.

Śmiech jest bronią ruchów pokojowych, świadomie rezygnujących z przemocy, bronią ludzi słabych, bezbronnych wobec władzy. Bronią niezwykle skuteczną. Mark Twain pisał: „Perswazja, pieniądze – mogą czasem podważyć jakąś przepastną bzdurę, ale tylko śmiech potrafi jednym ciosem rozwalić ją w strzępy, rozbić na atomy”.

Jeśli jednak patrzymy na pręgierz umieszczony na wrocławskim rynku, to uświadamiamy sobie, że krewniak śmiechu - szyderstwo - należał do arsenału katowskiego od zarania dziejów. O ile śmiech jest bronią ludzi bezbronnych, to szyderstwo bywa bronią władzy, która tym sposobem, rękami motłochu, pozbywa się ludzi sobie niewygodnych. Temu celowi służyło wytarzanie delikwenta w smole i pierzu, i przegonienie go przez średniowieczne miasto. Na Tasmanii tubylcy umieszczali nieszczęśnika na niskiej gałęzi drzewa, aby każdy mógł się napawać jego reakcjami, a tłum zebrany pod drzewem – szydził. Temu też celowi służyły artykuły prasowe w polskiej prasie w trakcie procesów marcowych w 1968 roku. Współczesny sejm używa do tego celu komisji śledczej do sprawy afery hazardowej.

Zapewne istnieje wśród telewidzów jakaś grupa, która ogląda kolejne posiedzenia tej komisji z fascynacją i niezdrową ciekawością – ciekawość to niezdrowa, gdyż gdzieś w tle jest chęć popatrzenia na twarze i przypomnienia sobie poczucia odrazy sprzed wielu lat. Wystawa IPN o twarzach bezpieki w pewien sposób bardzo celnie utrafia swoim tytułem w swoistą pamięć o czasach PRL, bo w niej rzeczywiście chodzi o twarze. Te martwe, umalowane i upudrowane fizjonomie robotów w okienku telewizora, które bez drgnięcia powieką, bez śladu zażenowania na twarzy i bez wstydu uzasadniały telewidzom najokropniejsze rzeczy. To był jakiś inny gatunek ludzi, z którymi nie szło się identyfikować, poczuć emocjonalną, czy po prostu gatunkową wspólnotę, bo jakaż to może być wspólnota z istotami, które wyglądają jak my, ale posiadają zupełnie inne życie emocjonalne? Te twarze to były istoty z Marsa. Inwazja kosmitów. I te twarze znowu pojawiły się w telewizji, stąd człowiek wzdraga się, ale patrzy. Tym chętniej patrzy, im bardziej się wzdraga.

Prominentni posłowie Platformy Obywatelskiej popełniają przestępstwo. Partia ta ma w sejmie większość, więc ustala powołanie komisji śledczej, która będzie badać nie przestępstwo, a „procesy legislacyjne” wielu rządów. Członkowie Platformy Obywatelskiej mają w komisji śledczej większość, więc ustalają taką kolejność przesłuchań, że w terminie do 28 lutego, narzuconym przez parlamentarną większość PO, z góry wiadomo, że się z przesłuchaniami przestępców z PO nie zdąży. Następnie, pod nieobecność posła Stefaniuka z PSL, w późnych godzinach wieczornych i bez wcześniejszych zapowiedzi, że będzie taki punkt posiedzenia, większość Platformy Obywatelskiej wyrzuca z komisji dwoje posłów z PiS. Wszystkiemu towarzyszą konferencje prasowe i udział rozmaitych posłów PO w programach telewizyjnych, gdzie z kamiennymi twarzami, patrząc prosto w oko kamery, uzasadniają postępowanie kolegów partyjnych jako zasadne, moralne i etycznie bez zarzutu, a także insynuują rozmaite przewiny Wassermana i Kempy, które mają w pełni uzasadniać ich wyrzucenie z komisji. Och, jak się na te twarze patrzy!

Kulminacją tego patrzenia był 28 grudnia 2009. Tego dnia jedni posłowie Platformy Obywatelskiej przez siedem godzin przesłuchiwali w dosyć szczególny sposób człowieka niewinnego, a inni członkowie tej partii to ich postępowanie uzasadniali. Sami przedstawiciele PO w komisji nie potrafili w trakcie przesłuchania wskazać najmniejszego zarzutu, ani nawet powodu wezwania posła Wassermana na świadka, bo, jak wynikało z ich własnych dociekań, Wasserman ani działalności kryminalnej nie uprawiał, ani nie brał udziału w „nieprawidłowościach legislacyjnych”. Siedmiogodzinne przesłuchanie posła Wassermana było siedmiogodzinnym seansem nienawiści, szyderstwem i upokarzaniem człowieka niewinnego. Posłom PO poprzez siedem godzin nie schodził z twarzy szeroki uśmiech sadystycznego zaspokojenia. Trzeba przyznać, że twarze posłów Stefaniuka i Arłukowicza były cały czas poważne. Arłukowicz wyglądał nawet na zdenerwowanego, kiedy zastrzegał się, że on nie korzysta z porad przesyłanych komunikatorami internetowymi w trakcie posiedzenia, tylko pracuje na dokumentach. Przewodniczący Mirosław Sekuła, który już kilkakrotnie narzekał na brak doradców w komisji, nie zainteresował się personaliami doradców niejawnych i związkiem ich sposobu doradzania z regulaminem komisji.

Przewodniczący komisji Mirosław Sekuła przejdzie chyba do historii politycznego gangsteryzmu za wywiad, w którym uzasadniał, że posłowie wyrzuceni z komisji nie mogą do niej wrócić, gdyż byli przesłuchiwani jako świadkowie, rzecz jak z „Procesu” Kafki. Główny organizator sędziowania Platformy Obywatelskiej we własnej sprawie, z jego oblicza nie schodził wyraz dostojeństwa i zasadniczej, moralnej powagi, kiedy tłumaczył, że motywuje go troska „o dotrzymanie standardów” i przekonanie, że posłowie Kempa i Wasserman we własnej sprawie sędziować nie mogą. Cóż to za sprawa i jakie standardy, nie wyjaśnił, analogicznie, jak nikt nic nie wyjaśniał kafkowskiemu Józefowi K. Panu Sekule w pełni dorównują pracownicy Biura Analiz Sejmowych, którzy w zaskakującym terminie dostarczyli „analizę”, że człowiek przesłuchiwany w charakterze świadka nie może być członkiem komisji śledczej: „analiza” została przedstawiona opinii publicznej dopiero po przesłuchaniu Wassermana, a nie przed posiedzeniem Prezydium Sejmu, które zaleciło szybkie przesłuchanie posłów PiS właśnie po to, żeby można było ich przywrócić do komisji.

Mimo braku jakichkolwiek rezultatów Platforma Obywatelska zdecydowała, że będzie przesłuchiwać Wassermana ponownie, tym razem niejawnie. Ogląd pierwszej części przesłuchania każe powątpiewać, czy istnieje cokolwiek „tajnego” na posła Wassermana. Raczej można przypuszczać, że Platforma Obywatelska, podobnie jak każdy gang uliczny, woli sekować swoje ofiary w ciemnych zaułkach i bez świadków. Wedle wcześniejszych, ludożerczo- spożywczych sugestii posła Palikota, że członkowie PO z komisji śledczej zrobili swego czasu błąd, gdyż przerwali „grillowanie” swoich ofiar, gdy te jeszcze mogły się ruszać, być może członkowie PO w komisji śledczej postanowili ów błąd naprawić i zamierzają nękać Wassermana, aż padnie na zawał.

Zgodnie z tą samą filozofią w telewizji występuje teraz stadko ekspertów, którzy zgodnie twierdzą, że powadze i autorytetowi Sejmu szkodzą transmisje z obrad komisji śledczych. Na tej samej zasadzie można zarzucać organizacjom kobiecym, że nagłaśniają sprawy mężów bijących swoje żony – gdyż to szkodzi autorytetowi rodziny. Bronią słabych, i to wielce skuteczną, jest nie tylko śmiech, ale i jawność. Dziś służy ona nie Platformie Obywatelskiej, a jej ofiarom. Wzmacnia determinację posłów PSL i lewicy, by się poprawnie zachowywać i uodparnia ich na ewentualne zakulisowe presje. Opinia publiczna jest tu dla nich nagrodą, bo wiedzą, że właściwym postępowaniem przysporzą głosów swoim ugrupowaniom. Ekspercki atak na suwerenność i wolną wolę opinii publicznej znakomicie mieści się w konwencji wcześniejszych propozycji zmian w Konstytucji RP, proponowanych przez Donalda Tuska, które sprowadzały się do likwidacji najpopularniejszych w Polsce, powszechnych wyborów na prezydenta, odebraniu praw wyborczych opinii publicznej i przekazaniu ich parlamentarnej większości Platformy Obywatelskiej. Opinię publiczną, elektorat, też można zaliczyć do kategorii słabych podmiotów sceny politycznej, gdyż nie dysponuje ona policją, wojskiem, żadnymi formami przymusu i presji, poza kartką wyborczą dzierżoną w garści i własnym poinformowaniem, na podstawie którego podejmuje wyborcze decyzje. Właśnie w obronie suwerenności i poinformowania opinii publicznej w 1968 roku bunt młodzieży objął aż 200 tysięcy osób, krzyczących głośno w całej Polsce, że „Prasa kłamie”. Dziś historia zatoczyła koło i powróciła jako farsa. Członkowie Platformy Obywatelskiej czynią okropne rzeczy, a Donald Tusk, ich przywódca, opowiada telewidzom jak onegdaj Gomułka, że w „roku bieżącym wyprodukowaliśmy 20 tysięcy łyżeczek do herbaty więcej” niż inne kraje Unii Europejskiej, oraz, że jeszcze niedawno staliśmy o krok od przepaści (bo rządził PiS), a teraz wykonaliśmy ogromny skok do przodu...

Posłanka Kempa może być w pewnym sensie w gorszej psychologicznie sytuacji niż poseł Wasserman, bo oprócz „grillowania” można jeszcze uderzać i w to, że jest kobietą. Na jednym z wcześniejszych posiedzeń przewodniczący komisji Mirosław Sekuła upominał ją, że się nie zachowuje „jak kobieta”. Identyczne upomnienia świetnie pamiętają wszystkie kobiety, które działały w opozycji. To była celowa metoda SB, upokarzać, pozbawiać działaczki opozycji kobiecości i godności osoby ludzkiej. Aresztantkom nagminnie tłumaczono, że działają w opozycji, gdyż są brzydkie, „żaden chłop ich nie chce”, nie wiedzą, jak się zachowywać jak kobieta, na zmianę z insynuacjami o prostytucji, alkoholu i lekkim prowadzeniu się. Poseł Halicki z PO występujący w programie „Minęła dwudziesta” się otwarcie, szyderczo uśmiechał gumowym uśmiechem, kiedy posłanka Kempa mówiła, że cały dzień czekała pod drzwiami komisji. Oto wreszcie Platforma Obywatelska pokazała, jak powinna się zachowywać kobieta: ma tłuc się pociągami tam i nazad, siedzieć na fotelu pod drzwiami od dziesiątej rano do dwudziestej pierwszej, pokornie przyjąć decyzję komisji, że się jej nie chce z nią rozmawiać i w nocy wracać pociągiem do domu. Jako kobieta, osoba nieważna, nie powinna mieć pretensji, że jej ktoś wcześniej z wysiadywania na wycieraczce pod drzwiami panów szejków z PO nie zwolnił.

W komisjach śledczych zeznaje się pod rygorem karnym, na podstawie stosownych przepisów kpk, dlatego można by zaryzykować opinię, że choć w historii PRL codziennością było pożytkowanie majestatu kodeksu karnego i polskiego sejmu do maltretowania i skazywania osób niewinnych, to w historii wolnej Polski jest to jednak niepokojąca nowość. Polega ona na wielce innowacyjnej procedurze odbierania części praw obywatelskich (w postaci prawa kandydowania na członka komisji) nie za przewiny, a za to, że się było przesłuchiwanym. Jako, że ryba psuje się zwykle od głowy, w polskim wymiarze sprawiedliwości szykuje się wesoła rewolucja imienia Franza Kafki: oto z garaży wyjadą znowu czarne wołgi, złapie się przechodnia na ulicy, przesłucha na dowolną okoliczność, a potem wsadzi do więzienia za to, że przechodzień został przesłuchany. Na tej samej zasadzie Platforma Obywatelska będzie mogła odbierać bierne i czynne prawa wyborcze dowolnym obywatelom, nie wykluczając kontrkandydatów Donalda Tuska do fotela prezydenta RP.

Z tego względu, iż rzeczywistość jest najstarszym i najgroźniejszym wrogiem człowieka, motłoch jest okopem najwyższej jakości. Precz ze sztuką intelektualną. Niech żyje Platforma Obywatelska, najwyższej jakości jako dzieło sztuki partyjnej. Wiwat Biuro Analiz Sejmowych. Wiwat soki owocowe....

2 komentarze:

  1. DajczGewalcie, oszolomie kochany, czy tobie nigdy sie nie znudzi charczec i pluc?

    OdpowiedzUsuń