niedziela, 31 grudnia 2006

2006, rok pierwszy Ery Pająka.

To był bardzo dobry rok dla autorów tego bloga i całej, polskiej blogosfery. Nam poprawiło się w tym roku ze sprzętem, zarówno z jego ilością, jak i jakością, co jest związane przede wszystkim z rozwojem technologicznym sieci oraz terminali, przez które się można do niej podłączyć. Kiedyś wojowało się z oporem materii w postaci niedostatecznych mocy procesora, brakami pamięci, oraz niedostateczną przepustowością gniazdka, przez które wchodzimy na sieć; dzisiaj chodzi o to, by nie wypaść z obiegu - nawet, gdy się fizycznie przebywa na Grenlandii czy w środku lasu, gdzie żadnych gniazdek nie ma.

Pojawiła się również dbałość o szczegóły, które wcześniej były obojętne. Wygląd. Jedni sprawiali sobie bajeranckie obudowy: przezroczyste, tzw. "wodne", z mnóstwem światełek i futurystyczną kolorystyką, ale my się trzymamy klasycznych gustów porządnego hackera: obudowa musi być prosta, łatwa do rozkręcania, z mnóstwem portów usb z przodu i tyłu. Ważny jest monitor - im większy, tym lepszy. Jeśli ktoś ma w domu kota, to od ciekłokrystalicznego lepsza jest ostatnia generacja IBMek. Wielkie bydlę, pod ciężarem którego zawaliłby się mebel z płyty paździerzowej, ale tam z tyłu jest ulubione legowisko kota. Podgrzewa go lekko od spodu, może wystawić głowę znad monitora i się nam z góry przyglądać, zwieszając łapę, kot mruczy, my pukamy w klawisze, ekstaza. Ważna jest również myszka. Koniec z klasycznymi kulkami, które w kółko trzeba było czyścić. Masz wybór. Jeśli lubisz disco polo, sprawisz sobie myszkę samobieżną, z reflektorem, światłami mijania i stopu oraz karoserią ferrari, do której zbiegać się będą wszyscy goście. Jeśli masz gust hackerski, sprawisz sobie myszkę myszkopodobną, ale z dodatkowymi klawiszami, bo się nie lubisz męczyć. Na tej samej zasadzie wymieniamy klawiaturę.

Z laptopem sprawa prostsza. Trzeba sobie znaleźć dobry sklep z częściami. Ci ze słomą w obuwiu kupią sobie świecące obudowy, które się będą świetnie prezentować na stołach konferencyjnych lub w biurze, przed nosem kolegi udającego, że nam wcale nie zazdrości. Hackerzy pójdą sprzedać swoje świecące obudowy na rzecz odrapanych i oklejonych nalepkami, uciułane pieniądze przeznaczą na moc działania wszędzie i w każdych warunkach, a na odchodnem kupią sobie gadżet na USB: wiatraczek, potrzebny do schładzania procesora w ich głowie, albo lampkę, potrzebną ciemną nocą w lesie lub w przedziale PKP, kiedy zgaszą światło. Ludzkiego portu na USB jeszcze sobie sprawić nie można, ale kto wie, może żegnając przyszły rok...? Wszystko tak szybko się zmienia...

Pająki i Era Pająka

Pająk to symbol sieci. Pojedyncza sieć ma centralny punkt węzłowy i całe mnóstwo mniejszych, które łączą punkty na kolejnych okręgach i prostych przecinających węzeł centralny. Web2.0 składa się z wielu takich pajęczyn, przenikających nawzajem i współdzielących rozmaite węzły: co w jednej sieci jest węzłem centralnym, w innej może być małym węzłem najdalszego okręgu. Internet staje się trójwymiarowy. Oznacza to całkowitą zmianę w strukturze informacyjnej gatunku homo sapiens. Informacja jest wytwarzana i przetwarzana grupowo. To jest ta zła wiadomość przekazana klasycznym mediom przez Tygodnik Time, który ogłosił, że człowiekiem Roku 2006 jesteś Ty - węzeł w sieci, przetwarzający i wytwarzający informację. W roku 2006 Ty i Twoje dziennikarstwo pobiło dziennikarzy profesjonalnych na ich własnym polu. W Erze Pająka padną te klasyczne media, które nie dostosują się do zmian; anachroniczna stanie się również XXwieczna metoda uprawiania propagandy politycznej. Pod naporem Władzy Piątej chwieje się potęga Władzy Czwartej - i świetnie to widać w polskiej debacie publicznej roku 2006: w bezradnych rozważaniach zamieszczanych od czasu do czasu w rozmaitych gazetach, dlaczego PiS utrzymuje wysokie poparcie publiczne mimo nieustających, ostrych ataków konkurencji politycznej i mediów. Nie dlatego, proszę państwa, że PiS obstawiają "niewykształceni, niekulturalni, bezrobotni, z małych miasteczek i wsi", jednym słowem - motłoch. Co prawda nie wydaje nam się, żeby PiS świadomie stawiał na Piątą Władzę, niemniej to właśnie jej zawdzięcza swoją odporność na opinie publikowane w Gazecie Wyborczej. Anachroniczna propaganda polityczna to najgorszy rodzaj propagandy, staje się zanadto oczywista, a poza tym kto chce identyfikować się z przeżytkiem? Nawet we własnych oczach lubimy się prezentować nowocześnie.



A teraz czas na blogi, dyskusje o blogach oraz polskiej blogosferze. Jak każdy, mamy własne preferencje. Wielką i bezwarunkową miłość do Web2.0 podzielamy z Tebe. Tomkiem. Już rok temu dyskutowaliśmy sobie (ech, jakże proroczo) o nadchodzących zmianach. No i mamy, w sieci zaroiło się od blogów podpisywanych z imienia i nazwiska, traktowanych poważnie i przez ludzi poważnych. Uważa się powszechnie, że pierwszym politykiem, który docenił polityczną wartość nowych narzędzi oferowanych przez sieć, był Ryszard Czarnecki, bo to on założył pierwszego bloga politycznego. Ale my oddajemy palmę pierwszeństwa Prezydentowi Lechowi Wałęsie, którego blog dopiero raczkuje, ale kto z internautów nie zna nicka lwprezydent? Hackerzy między innymi tym się różnią od lamerów, że choć jedni i drudzy potrafią włamać się na serwer PKP, to lamerzy na tym poprzestają, niszcząc niekiedy to i owo. Hacker niczego nie niszczy. Hacker rozwija. Nie tylko pisząc i testując programy Open Source, ale przede wszystkim wymyślając nowe zastosowania istniejących narzędzi i nowe narzędzia do zastosowań jeszcze nie istniejących. lwprezydent to eksperymentator politycznego web2.0. Jest najstarszym z dzisiejszego pokolenia nastolatków napędzanych procesorami, które zrodziły się z klawiaturą w objęciach. Bardzo nam to imponuje i dlatego przyznajemy mu nasz wieniec laurowy.

Naszym blogiem roku 2006 jest Oops Makowskiego und Pepe, czyli bez zmian, w porównaniu z rokiem ubiegłym. Ale tym razem Oops musi się podzielić miejscem na podium z eksperymentatorami z Pajamas Media. W trakcie wojny w Libanie zrobili interaktywną mapę konfliktu, do której podłączyli blogi z Izraela, Libanu, Palestyny, Syrii, etc. Powstała tym sposobem agencja informacyjna była szybsza, lepsza i bardziej wiarygodna niż Reuters, AP i inne agencje razem wzięte. Tam nie przeszłyby żadne podkoloryzowane w Photoshopie zdjęcia, o których pisał swego czasu Bartosz Węglarczyk, który, swoją drogą, był w tej sprawie też szybszy niż PAP. Józef Pinior pisywał tu i ówdzie, aż wreszcie się ustatkował. Szkoda, że nie wrzucił do swojego bloga dawniejszych tekstów, bo ładnie pisze. Michałki -Opałki obiecały nam, że wrócą do swojego bloga literackiego, Barbarzyńca w salonie - Filip Memches z środowiska "Frondy" może się pochwalić dbałością o jakość nie tylko swoich tekstów, ale i dyskusji w komentarzach; podczytujemy Rafała Ziemkiewicza, zaglądamy do Notatnika Otwartego ( Ala mogłaby ozdobić swój blog swoim imieniem i nazwiskiem, jej blog zapowiada się bardzo ciekawie), do Majora Frydrycha, wodza Pomarańczowej Alternatywy, do Nieustraszonych Łowców Komuchów, prawicowego UFO, które jakimś cudem rozumie co to praca grupowa, do absurdalnych PiSmoczków, i w wiele innych miejsc, których już dalej nie będziemy wymieniać, bo lista się zrobi zbyt długa.

W web2.0 chodzi nie tyle o wytwarzanie, przetwarzanie i redystrybucję informacji, ale o jej porządkowanie. Wyszukiwarka Google ma system indeksowania z poprzedniej epoki, nie odróżnia śmiecia od stron wartościowych, a najwyżej ocenia najbardziej klikalne, nagradzając legendy miejskie i strony porno kosztem wykładów uniwersyteckich. Ponoć dzisiaj sieć osiągnęła optymalny - z punktu widzenia możliwości indywidualnego człowieka - poziom rozwoju. Jeszcze jesteśmy w stanie samodzielnie wyłowić z morza śmieci to, co wartościowe. Ale to się będzie szybko zmieniać. W roku 2007 zaczniemy karmić internetowe pająki, żeby z tego chaosu plotły sieci, które mają jakiś sens. Karmić, to znaczy napychać ich brzuchy i brzuszki gotówką za pracę i jej produkty. Już teraz wielkim agencjom prasowym wyrastają kosmate łapki stawonogów: Reuters, Yahoo News, a za nimi prawdopodobnie reszta, udostępniają internautom swoje portale i technologiczne możliwości redystrybucji zdjęć ilustrujących wydarzenia w świecie, wykonanych telefonami komórkowymi i podręcznymi aparatami cyfrowymi, obiecują również płacić tym użytkownikom, których materiały zostaną sprzedane dalej. Pajęczyna dorobiła się swoich pierwszych pająków, ale w miarę upływu czasu będzie ich coraz więcej. Zdobywanie i porządkowanie informacji stanie się dobrze płatną działalnością gospodarczą.

Być może w tym kierunku będą się rozwijać wszystkie media. Nie bardzo wierzymy w transformację gazet, która polega na tym, że zamiast na papierze, będzie się ją czytać na jakimś nośniku, ale wyprodukowaną i ułożoną tak samo, jak gazety drukowane. Nośnik zmienia sam przekaz. Druk nie zginie, tak jak nie znikły książki, kiedy pojawiła się telewizja. Kto lubi szelest papieru, ten za żadne skarby nie przyjmie w zastępstwie ipoda, choćby mu oferowano za darmo. Ale kto wie, może stać się i tak, że gazety przestaną być głównym źródłem informacji, czy podstawowym narzędziem walki o opinię publiczną. Dzisiaj internetowe społeczności web2.0 tworzące portale informacyjne nie wykraczają poza poziom tabloida, w którym, na domiar, panuje wszystkoizm. Przykładem takiego portalu jest "Gwar" - czytelnicy zbierają informację w sieci, dostarczają do odpowiedniego działu, opatrują tagami i własnym komentarzem, a pozostali użytkownicy stawiają tej informacji plusy lub minusy, windując ją w górę lub wyrzucając z strony wejściowej. Wszystkie społeczności informacyjne są dziś tak zorganizowane, ale taki system jest tylko trochę innym wariantem systemu indeksowania Google. Decyduje klikalność, a najwięcej klików będzie miała zawsze literatura dla kucharek i sport. Dojrzałe społeczności będą prawdopodobnie produkować własne pająki - redakcje, których zadaniem będzie równoważenie ilości jakością, by na stronie frontowej każdy sobie znalazł coś ciekawego do poczytania. Być może będą to gazety w dwóch wersjach - powstały z klikania tabloid za darmo dla każdego, a po opłaceniu subskrypcji - wersja jakości Q dla wymagających. Tak czy inaczej, świat roku 2007 się zapowiada fascynująco. Mamy szczęście, żyjąc w czasach trzeciej rewolucji technologicznej. Pomyśleć, że ludzkość do tej pory przeżyła tylko dwie...

Życzymy sobie i wszystkim, żyjmy jak najdłużej, zobaczmy jak najwięcej, zmieniajmy się i rozwijajmy razem ze światem. Wszystkiego najlepszego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz