Kompletnie offtopic, ale to trzeba koniecznie zapisac, bo czy ktoś kiedykolwiek słyszał kota wydającego dźwięki jak dzięcioł pukający w drzewo!?
To było tak, Szahor drzemała na biurku, na takim podwyższeniu, gdzie stał kiedyś monitor. Raptem podniosła się z napuszoną sierścią i sztywnym ogonem jak wiewiorka, wygięła do góry najeżony grzbiet, położyła uszy po sobie i zmrużonymi oczami zaczęła się wpatrywać w drzwi na korytarz, wydając z siebie dziwny klekot dzięcioła. Potem, dalej najeżona, pomalutku zlazła z podwyższenia, stanęła obok myszki z głową maksymalnie wyciągniętą w kierunku drzwi i klekotała dalej. Miałam ją parę centymetrów od nosa więc widziałam jak się jej porusza szczęka przy klekotaniu. W domu panowała absolutna cisza. Ona bardzo pomalutku zakradła się na kraniec biurka, zeskoczyła bezszelestnie na dywan i zaczęła się skradać w kierunku drzwi, ale nie na wprost, tylko bokiem jakoś, jakby tam coś było na korytarzu, bardzo podejrzanego i potencjalnie niebezpiecznego. W końcu dotarła do drzwi, schowała się za framugą i wyciągnęła szyję, patrząc na coś. Zaklekotała znowu. Na to się podniosłam i też spojrzałam, nastawiając uszy.
Nic.
Zakradłam się do niej, ona spojrzała na mnie, zaklekotała, ten jej ogon jak wiewiórka napuszony zagibał się na końcu, i znowu się zaczęła na coś patrzeć i klekotać. Pogłaskałam ja po najeżonym grzbiecie, a ona powiedziała mrrrnia! jakby nigdy nic, sierść najeżona opadła i zaczęła się ocierać o nogi. Co ona u licha widziała i jakim cudem kocie gardło taki dźwięk!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz