niedziela, 1 kwietnia 2007

Ludwik Turko: Lustracja ante portas

Ludwik TurkoUważam, że lustracja powinna być przeprowadzona w imię ideałów polskiej opozycji demokratycznej, bo walczyliśmy o to, aby pewne rzeczy zostały nazwane po imieniu. Wobec toczącej się dyskusji o lustracji uwag kilka z pozycji uczestnika ówczesnych i obecnych wydarzeń.

O ustawie: napisana w pośpiechu, nowelizowana na chybił trafił, nosi wszelkie znamiona bylejakości charakterystycznej dla obecnego Sejmu. Przedmiotem sporu nie są jednak subtelności legislacyjne i nie to budzi emocje.

O lustrowanych: grupa osób pełniących funkcje zaufania publicznego została rozdęta do granic absurdu. Sam katalog tych stanowisk zawiera 53 punkty, dochodzą liczne podpunkty. Zaczyna się od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, a kończy na "członku organu kontroli wewnętrznej polskiego związku sportowego".

Najwięcej wrzawy słychać w środowisku dziennikarskim. Zapisy dotyczące dziennikarzy są zresztą wyjątkowo niejasne - począwszy od tego, kto to jest dziennikarz i czy jest to osoba zaufania publicznego. Zresztą, w kwestii zaufania to za niektórych z dziennikarzy nie dałbym złamanego grosza - nawet jeśli urodzili się po 31 sierpnia 1972 roku.

Drugim co do głośności frontem protestu jest środowisko naukowe i akademickie. Jestem profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, spełniam też ustawowe kryteria bycia dziennikarzem w sensie ustawy z 26 stycznia 1984. Tym niemniej ograniczę się do spraw lustracji w moim naturalnym środowisku - akademickim. Sprawa lustracji dziennikarzy, tak jak jest ujęta w ustawie, niebezpiecznie przybliża się, a może nawet przekracza granicę, za którą zaczyna się łamanie konstytucyjnych zasad wolności słowa.

O samej lustracji w środowisku akademickim miałem już okazję do wypowiedzenia się - uważam, że powinna być przeprowadzona. Szczególnie wobec nauczycieli akademickich, którzy pełnią funkcje autorytetów wychowawczych. Co więcej, uważam, że powinno to nastąpić właśnie w imię ideałów polskiej opozycji demokratycznej, gdyż walczyliśmy o to, aby pewne rzeczy zostały nazwane po imieniu.

Śledząc prowadzone dyskusje, zauważyłem, że niektóre argumenty powtarzają się w kontekstach rażąco odbiegających od stanu faktycznego. Po części wynika to z wieku dyskutantów, dla których lata osiemdziesiąte są latami wspomnień dziecięcych, po części z chęci wywołania emocji służących uzasadnieniu stawianej tezy. Poniżej więc kilka słów wyjaśnienia.

Oświadczenie lustracyjne jest często porównywane z tzw. lojalką okresu stanu wojennego. Argument ten jest całkowicie fałszywy. Lojalka była formalną deklaracją akceptacji istniejącego porządku prawnego i zobowiązaniem do powstrzymania się od wszelkich działań temu się przeciwstawiających. Podpisanie lojalki było w kręgach opozycji czynem hańbiącym. Dlatego też prezydentowi Kaczyńskiemu tak zależało na wyjaśnieniu sprawy podpisanej lojalki znajdującej się w jego teczce. Natomiast oświadczenie lustracyjne jest potoczną nazwą "oświadczenia o pracy lub służbie w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi". Nawiązywanie przy tej okazji do orwellowskiego świata lub stalinowskich łamań sumień jest albo świadectwem niewiedzy, albo nadmiernej emocjonalności.

Dość często używanym argumentem jest rzekomo powszechna praktyka podpisywania różnego rodzaju zobowiązań przy okazji wyjazdów zagranicznych. Mając osobiste doświadczenia z różnego rodzaju wyjazdów służbowych w latach siedemdziesiątych, zapewniam, że jest to kolejny mit. Otrzymanie paszportu służbowego było procedurą żmudną, biurokratyczną i zależną od decyzji lokalnej organizacji partyjnej. Tym niemniej, w opowieściach o powszechnych transakcjach wiązanych typu paszport za zgodę na współpracę jest tyle samo prawdy, co w opowieściach o wstrzymywaniu renty za nieuczestniczenie w wyborach. Moje paszportowe doświadczenia lat osiemdziesiątych są siłą rzeczy uboższe - po prostu nie dostawałem paszportu - bez żadnej próby nawiązywania dialogu.

Argument o tym, że ważne jest to, co ludzie robią teraz, a nie to, co robili w przeszłości. Przy takim podejściu to dr Mengele, wiodący nobliwe lekarskie życie w Urugwaju czy Paragwaju, byłby tylko miłym starszym panem kochającym dzieci.

Wykonanie ustawy lustracyjnej nie jest przyjemnym obowiązkiem. Przysporzy wielu kłopotów władzom uczelni - rektorom, dziekanom, dyrektorom instytutów. Środowisko akademickie ma duże poczucie własnej wartości i jest wrażliwe na argumenty odwołujące się do podstawowych zasad demokracji i tolerancji. Potrzebna jest otwarta i pogłębiona dyskusja, wolna do zacietrzewienia i demagogii. Bez tego hasła wolności, swobody i demokracji będą nadużywane dla ochrony ludzi, którzy na taką ochronę nie zasługują.

--
Ludwik Turko, fizyk, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, działacz opozycji demokratycznej
Przedruk z GW Wrocław, 2007-03-16, za zgodą autora
Foto: Maciej Swierczynski / AG

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz