poniedziałek, 16 kwietnia 2007

Aleksander Kwaśniewski mówi z taką wrodzoną skromnością

Drukowaliśmy, co ma do powiedzenia generał Wojciech Jaruzelski o seksie i Państwie Polaków, drukujemy, co ma do powiedzenia były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski o sobie samym: "Powiem z taką wrodzoną skromnością, że ja się po prostu nadaję na lidera. To jest ten problem." Owszem, jest.

W podlinkowanym tekście Aleksander Kwaśniewski dziękuje serdecznie pomysłodawcom z "Dziennika", którzy zasugerowali, że były prezydent "zakłada Ruch Obrony Praw Człowieka w Polsce, razem z profesorem Geremkiem, Andrzejem Olechowskim, Tadeuszem Mazowieckim, Markiem Ungierem, Waldemarem Dubaniowskim i między innymi Pawłem Piskorskim."

Kwaśniewski zaprzecza, że "takiego projektu, w tej fazie zaawansowania po prostu nie ma" - co zwykle w języku dyplomacji oznacza, że pomysł jest, ale faza jest niezaawansowana. Dlatego informujemy Kwaśniewskiego, zanim się - z wrodzoną skromnością - poczuje jego liderem, a także publicystów "Dziennika" oraz "Gazety Wyborczej", że pierwszy kongres krajowy tego ruchu miał miejsce w 1992 roku we Wrocławiu. Brało w nim udział ponad 20 organizacji, w tym - przedstawiciele wtedy organizującej się w Polsce Amnesty International. "Czy pretekstem tego ruchu będzie raport Rady Europy w sprawie praw człowieka w Polsce?" - pyta Żakowski Kwaśniewskiego, a ów mu na to, że "Ten raport został przesunięty w czasie."

Kwaśniewski, jak Wałęsa, nie chce, ale musi. Wypiera się pomysłu, ale, gdyby został zrealizowany, skromnie widzi się jego liderem, zanim przekaże pałeczkę troskliwie przez siebie wybranym raperom. Zanim sprawy potoczą się dalej, współautorka tego bloga uprzejmie informuje wszystkich zainteresowanych wstąpieniem do ruchu praw człowieka zakładanego przez Aleksandra Kwaśniewskiego, że formalnie współpracowała z Komisją Praw Człowieka Rady Europy w tej sferze przez czas jakiś, żeby się nie przechwalać, to tylko powiedzmy, że w dosyć reprezentacyjnej pozycji, i stąd jest nam wiadomo, że:

1. Ruchu praw człowieka nie trzeba zakładać w Polsce, bo istnieje.

2. Organizacje praw człowieka, jak np. Amnesty International, mają zakaz udziału w polityce partyjnej wpisany w statut. Bardzo słusznie zresztą, broni je to przed partykularyzmami w lokalnej polityce. Mają również zakaz udziału w polityce kraju, w którym są zorganizowane. Jest to więcej niż mądry zakaz, zapewnia Amnesty działalność suwerenną wobec władz państw. Za przykładem Amnesty poszła większość organizacji zajmujących się prawami człowieka.

3. Wykorzystanie polskich organizacji praw człowieka do partykularnych celów politycznych grozi ich izolacją, obcięciem funduszy do zera oraz całkowitą utratą ich wiarygodności na rynku międzynarodowym. O ile znamy te organizacje oraz ich działaczy - nie do zrobienia.

4. Raport Rady Europy, obojętnie jaki by nie był, nie może być pretekstem do czegokolwiek, z powodów pryncypialnych. Gdyby placówka RE została oskarżona o inspirowanie lub udział w życiu politycznym danego kraju, to byłby to ostatni dzień pracy jej dyrekcji. Co oczywiście nie zmienia charakteru raportu - będzie, jaki będzie. Ale jest adresowany do wszystkich, szczególnie władz państwa oraz istniejącego w Polsce ruchu praw człowieka.

Załączamy serdeczne pozdrowienia dla Jacka Żakowskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego oraz tuzów od lewicy z "Dziennika". Przy okazji, szanowni państwo, dla współautorki tego bloga prawa człowieka są zasadniczą kwestią światopoglądową, która swego czasu spowodowała bardzo radykalną zmianę życiorysu. Próby instrumentalnego wykorzystania pięknej idei i pięknego ruchu przez nieudaczników politycznych rozjuszają. Pampersy, baczność! No Pasaran! -

4 komentarze:

  1. i nawet szkoda komentować...
    na pochyłe drzewo nawet kwaśniewski...
    żenujące.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi nie szkoda. Jakbym czytala Trybune Ludu z plenum KC PZPR. oni wszyscy uwazali ze sie nadaja na liderow i sie rotowali z jednego staniwska kierowniczego na inne kierownicze. Sami zdolni, tylko cukier byl na kartki.

    OdpowiedzUsuń
  3. W Polsce kartki wprowadzono ponownie w lipcu 1976 - na zakup cukru, najpierw drukowane z licznymi zabezpieczeniami, niemal jak banknoty, później coraz bardziej uproszczone. Ciekawostka: reprodukcje tych kartek trafiły w tym samym roku na plakaty konkurentów szwedzkich socjalistów jako argument przeciw rządom lewicy. Na plakacie tym pod wizerunkiem polskiej kartki było pytanie: "Czy chcesz tego w Szwecji?"

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce stanu wojennego to też był argument przeciw rządom lewicy. Zabrali nam teleranek i zrobili czekoladę na kartki. Mama robiła karmel z prażonego cukru, ale cukier też z kartek. Trudno to sobie wyobrazić, ale do 9 roku życia nie wiedziałem, co to są dropsy.

    OdpowiedzUsuń