piątek, 27 kwietnia 2007

O gejach, Lechu Kaczyńskim, Fidelu Castro, Adamie Michniku i człowieczeństwie ogółem.

Tuje sobie takiego wizerunku wyprasza, ale doigraliśmy się. Do wojny z faszyzmem, jaka się od pewnego czasu toczy w Polsce, przystąpił Parlament Europejski. Zostaliśmy zakwalifikowani jako barbarzyńcy w europejskim ogrodzie, mutanci wyrastający na tej samej grządce, co Milosevic, Le Pen czy fanatycy islamscy. My, taliby Europy... Tuje skądinąd słusznie wytyka hipokryzję europejskim elitom, ale kiedy pyta, czy ludzie odmawiający przyjęcia do wiadomości ogromu stalinowskich zbrodni mają prawo do wytykania nam kołtuństwa, ksenofobii, albo i gorzej, to owo pytanie można odwrócić. Czy Hunowie, których elity dyskutują o grzywnach i więzieniach dla dyrektorów szkół zatrudniających homoseksualistów, którzy tolerują rzeczniczkę praw dziecka zapowiadającą przygotowanie listy zawodów zakazanych dla homoseksualistów, mogą cokolwiek komukolwiek wytykać?

Rezolucja Parlamentu Europejskiego pozornie świetnie się wpisuje się w wojnę III RP z IV RP. Ale tylko w tych oczach, które postrzegają ją jako wojnę "czerwonych" z "niebieskimi". My jesteśmy "pomarańczowi" - naszym zdaniem Pomarańczowi są trzecią siłą tej wojny, i to na tyle znaczną, że zdecydują o rezultatach najbliższych wyborów parlamentarnych. Nawet, jeśli dzisiaj nie posiadamy własnych mediów, partii, czy jednoznacznie zdeklarowanych reprezentantów politycznych.

Pomarańczowi nie chcą powrotu do III RP. Są zwolennikami zerwania z epoką postimperialną i poskomunistyczną także na poziomie lustracji i dekomunizacji, ale też konstytucjonalizmu i starych, republikańskich wartości, które każą wywodzić prawa człowieka z pojęcia obywatelstwa. Od czerwonych i niebieskich różni nas Abraham Lincoln.

Byłoby łatwiej, gdyby pomarańczowi znakowali swoje teksty w sieci obrazkiem pomarańczy, ale i tak idzie ich rozpoznać. W tej chwili są to pojedyńcze osoby, pisujące w bardzo różnych miejscach i plasujące się w rozmaitych elektoratach, ale wyrażane przez nich poglądy są już czymś więcej, niż postawą indywidualną.

Ktoś uważa, że przesadzamy? No to proszę się przyjrzeć dyskusji między Krytyką Polityczną a Gazetą Wyborczą z września 2005 roku. W ramach wojny KPP z faszystami, lub, jak kto woli, czerwonych z niebieskimi, Adam Michnik napisał artykuł "Geje i rewolucja moralna" opatrzony podtytułem "Lechowi Kaczyńskiemu pod rozwagę". Pisze tam między innymi "czy nie słuszniej bronić prawa gejów do Parady Równości, niż deptać to prawo wspólnie z dziwacznymi sojusznikami typu Fidel Castro w rewolucji moralnej przeciw gejom?" Kid odpowiada mu następującymi słowy:

Gdyby sojusznikiem był tu ktoś inny – powiedzmy Kościół – trzeba by się zastanowić, ale z Fidelem Castro? Never! A, jak wiadomo, to głównie na jego poparcie liczy Lech Kaczyński.

Załóżmy jednak, choć pewności mieć nie możemy, iż Adam Michnik uważa, że lepiej bronić niż łamać. W ten sposób doszlusowuje do prawicowych publicystów w rodzaju Rafała Ziemkiewicza i „liberałów” takich jak Donald Tusk. Z pewną satysfakcją należy bowiem stwierdzić, że lata powtarzania rzeczy oczywistych sprawiły, że demokratyczne minimum zostało uznane również przez bardziej cywilizowaną część prawicy. I w końcu nawet przez Michnika.

Michnik przeciwny jest również temu, aby homoseksualistów bić, deportować, osadzać w obozach koncentracyjnych, jak to robili komuniści na Kubie. No cóż, robili to również faszyści oraz najstarsze demokracje. Przypomnijmy tu Michnikowi sprawę Oskara Wilde'a. Robili to homofobi całego świata w poczuciu misji moralnej, posiadania jedynej prawdy i wtedy, kiedy mieli władzę. Władza ta została ograniczona przez demokrację, która przeznaczona jest również dla mniejszości. I w ramach postępu, który jednak istnieje, zostało to zaaprobowane przez co światlejszych homofobów. Przyznają sobie oni jednak nadal prawo do brzydzenia się, dyskryminowania oraz nie godzą się na przyznanie mniejszościom takich praw, jakie mają sami. [...]

Czego zatem moglibyśmy oczekiwać od Michnika?

Odrobiny taktu i poczucia smaku. Żeby, pozostając o parę kroków za Ziemkiewiczem, nie kreował się na świętoszkowatego moralistę, który uratuje polskich gejów i lesbijki przed kaczyńskim ciemnogrodem. Prawa mniejszości wymagają w Polsce obrony nie tylko przed Kaczyńskim, ale także przed Michnikiem, który tłumaczy, że nie zabierał dotąd głosu w kwestii praw gejów „z powodu braku kompetencji”. Miał kompetencję, aby oceniać lustrację, a tutaj wrażliwości moralnej i intelektualnej siły mu nie starcza. Ponieważ jednak lustrację już przemyślał, jest przeciwny lustrowaniu „polityków i literatów” ze względu na orientację seksualną.

Tyle na temat Hunów. Między Michnikiem a Giertychem jest jeszcze sporo miejsca na poczucie smaku wynikające ze zwyczajnego człowieczeństwa, patriotyzm obywatelski, a nie etniczny czy fundamentalistycznie religijny, na republikę, w która nie ogranicza pojęcia wolności wyłącznie do wolności ekonomicznych.

Dlatego to jest dobra rezolucja. Powinna być jeszcze jedna, na pohybel wszystkim Hunom, obojętnie, gdzie mieszkają, i w której gazecie piszą. O kobietach.

--

Dopisek późniejszy: Życie samo dopisało ciąg dalszy do dyskusji Kida z Michnikiem sprzed dwóch lat. Gazeta Wyborcza z 26 kwietnia publikuje artykuł Konrada Niklewicza "Polsce dostaje się w Strasburgu za rzekomą (podkr. nasze) homofobię". Niklewicz pisze, że doszło już do drugiej w ciągu ostatniego półrocza debaty "o możliwej dyskryminacji homoseksualistów w Polsce", gdyż "nie pomogły tłumaczenia polskich kolegów, że zarówno od propozycji Giertycha, jak i Orzechowskiego (by blokować homoseksualistom dostęp do posad nauczycielskich) publicznie odciął się premier Jarosław Kaczyński."

W końcówce tekstu Niklewicz pisze:

"Tylko jeden polski poseł Józef Pinior z SdPl (członek frakcji Europejskiej Partii Socjalistycznej) zdecydowanie opowiedział się zarówno za rezolucją, jak i koniecznością debatowania o homofobii w Polsce. - Z niedawno opublikowanego raportu przygotowanego m.in. przez organizację "Lambda" wynika, że mamy w Polsce do czynienia z prześladowaniem, łącznie z przemocą fizyczną, osób homoseksualnych. Kto, jeśli nie Parlament Europejski, ma stanąć w obronie tych ludzi? - tłumaczył "Gazecie" Pinior.

Skrytykował pozostałych eurodeputowanych (zwłaszcza tych z frakcji socjaldemokratycznej) za to, że do końca próbowali debatę oraz rezolucję zablokować. - To oznacza, że w Polsce nie ma już lewicy - uznał."

Nam pozostaje jedynie dodać, że nie uważamy, aby Jarosław Kaczyński był supermanem dysponującym mocami nadprzyrodzonymi. Nie wydaje się nam również, by jego osobista deklaracja spowodowała cudowną przemianę homofobii realnej ministra edukacji oraz jego tatusia w "rzekomą" czy równie cudowną odmianę przekonań i działań aktywistów LPR czy Młodzieży Wszechpolskiej. Ponieważ autorzy GW tak chętnie posługują się porównaniami do 68 roku i czasów Gomułki, to i my pozwolimy sobie powspominać, jak to wyglądało po 68. Otóż pewna aktorka, gwiazda Teatru Żydowskiego przejętego przez Szurmieja na skutek wypędzenia z Polski Idy Kamińskiej i jej zespołu, i przerobionego na coś w rodzaju Cepelii, pojechała do Szwecji, aby przed kamerami tamtejszej telewizji oświadczyć, że Polsce się niesłusznie dostaje za rzekomy antysemityzm, gdyż ona przecież jest aktorką.


"I to by było na tyle, Drodzy Czytelnicy" - pisze Sidik - Acta est fabula".


4 komentarze:

  1. Strasznie kończy się ten blog sidika:((((((((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przykład tej nieszczęsnej aktorki jest zupełnie nietrafiony.

    Pamiętam jak wyglądał Marsz Równości za pierwszej kadencji Lecha Kaczyńskiego - różnił się od podobnych imprez tego typu tym, że był raczej apolityczny - nikt nie próbował jeszcze wtedy grać sprawą gejów i lesbijek dla własnej korzyści - ani środowisko Kaczyńskich ani środowiska typu GW i KP. I mogło być tak pięknie. Coś po drodze się spieprzyło, mówiąc brutalnie.


    Ale naprawdę żyjemy już w innych czasach - to nie jest 68, nikt mi paszportu w jedną stronę nie sugeruje, nikt mi nie grozi (a jeśli to robi, to o dziwo dzielnicowy potrafi zareagować). Dlatrego zostałem w nojej niedoskonałej Polsce. Czy jest w niej sielankowo? Nie, oczywiście że nie jest, ale znam proporcję i wyobrażam sobie jak źle mogłoby być (albo było). Zostaję i będę próbował zmienić to co zdołam.

    Przykład 68 jest również nietrafiony z innego powodu: wykorzystywanie antysemityzmu bazować musi na rozróżnieniu "swój-obcy", "my-oni". Tymi onymi mogą być sąsiedzi (cała rodzina) kultywujący inne zwyczaje religijne, mieszkańcy innej dzielnicy miasta, którzy wyemigrowali ze swojego kraju i przyjechali tutaj itd. Lub tak jak w Niemczech hitlerowskich: niektórzy stali się "obcymi" na mocy ustaw i okrutnego liczenia "krwi i pokoleń", bo biorąc pod uwagę wszystkie inne kryteria, byli "stuprocentowymi Niemcami i Niemkami" (jak głupie by to liczenie procentów nie było).


    Źli i głupi ludzi mogą mieć nadzieję, że wygnawszy "obcych" pozbędą się "problemu" raz na zawsze. Abstrahując od prymitywizmu takiego myślenia (choć jak historia pokazuje, mało brakowały, aby niektóre narody, czy plemiona przestały istnieć dzięki takim morderczym zabiegom) w przypadku gejów i lesbijek to nie ma sensu z definicji. My się rodzimy w "normalnych" rodzinach. Razem z nami trzeba by wysiedlić naszych rodziców. I rodzić się mimo najbardziej nawet bzdurnych i okrutnych akcji nie przestaniemy. Tak to sobie Pan Bóg, czy Natura obmyślili.

    Ja sobie po prostu odliczam dni do końca kadencji, wraz z nim mam nadzieję panowie Giertych i Orzechowski utoną w brudnych odmętach historii. I nowy Sejm i Senat zupełnie inaczej będzie się zapatrywał na sprawy gejów i lesbijek. Mam jednak smutne wrażenie, że tylko się będzie ZAPATRYWAŁ. Bo jak dotychczas żaden z Sejmów (nawet tych, w których nasi - gejów i lesbijek -aktualnie najwięksi obrońcy i rzecznicy mieli większość wystarczającą do uchwalenia czegokolwiek, nie posunął się do tego, by z tych zapatrywań cokolwiek praktycznego wynikało.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawicowe wypaczenenie, ocierające się mocno już o wynaturzenie, to musi być stan przejściowy. Rodacy w swej wilekiej większości, jak sądzę i mam nadzieję, nie podzielają tych skrajni ekonserwatywnych poglądów rządzących.
    Przynajmiej brać blogowa z pewnościę nie.

    Miejmy więc nadzieje, że ten zły okres wnet skończy się. Tylko idzcie tym razem do wyborów!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. tuje-> nie wiem, czy nietrafiony, skoro ten tekst w GW uzywa terminu "rzekomy" wobec homofobii. Raczej zgadzam sie z -> Krzyskiem, ze aktorzy sceny politycznej zbyt chetnie - a jak po tekscie Michnika widac - czasem po prostu bezmyslnie - posluguja sie jezykiem skrajnej konserwy. Akurat w zaden szczegolny sposob sie osobiscie nie zajmuje prawami mniejszosci seksualnych, odnosze wrazenie, ze Pinior tez, ale jest pewne nieprzekraczalne minimum demokratyczne, ze demokracja to rzady wiekszosci z poszanowaniem praw mniejszosci. Pinior jest teraz wiceprzewodniczacym Komisji praw czlowieka w PE, to zobowiazuje, ale kiedy mowi ze lewicy nie ma, to wlasciwie to samo mozna powiedziec o prawicy, gdzuie jest prawica, ktora sie NIE posluguje jezykiem skrajnej konserwy i takiego jezyka nie akceptuje? Dlaczego jej to nie przeszkadza? Kaczynski sie odezwal, w porzadku, ale kto jeszcze?

    OdpowiedzUsuń